Nauczyciele wprowadzili całą Polską wycieczkę do Palais Garnier, każdemu wcześniej wręczając pojedynczy bilet, żeby wszyscy zajęli odpowiednie miejsca. Nie musieli nawet uciszać bandy nastolatków onieśmielonej eleganckimi ludźmi wokół oraz przytłaczającym dla nieprzyzwyczajonych do podobnych wnętrz pięknem architektury oraz dekoracji.
– Akcja powieści „Upiór w operze" miała miejsce właśnie tutaj – Kilkoro uczniów usłyszało przyciszony głos Melanii częstującej Nataniela ciekawostką.
Rozalia rozchyliła usta w zachwycie jak kilkoro innych, przyglądając się kandelabrom, rzeźbieniom oraz kamiennym schodom rozchodzącym się w dwie strony. Nawet Kastiel nie mógł powiedzieć, że Opera Garnier nie zrobiła na nim wrażenia; widząc wokół mężczyzn w smokingach nagle poczuł się wdzięczny przyjacielowi i Florence, że wcisnęli go choćby w ten zalążek elegancji, jaki sobą prezentował. Zerknął w kierunku Rozy ściskającej przedramię spokojnie uśmiechniętego Lysandra, poruszającą pospiesznie ustami – szeptała zapewne coś w rodzaju: „To najpiękniejsze miejsce jakie do tej pory w życiu widziałam!". Czerwonowłosy spojrzał w górę.
Naprawdę wysoki sufit.
Wciśnięta już w kostium, ze śmieszną, brzęczącą cicho z każdym ruchem głowy ozdobą wpiętą we włosy, swobodnie ćwiczyła za kulisami, chcąc rozgrzać się przed wyjściem na scenę. Nie potrafiła przestać się uśmiechać – nawet jeśli zdradziła przy śniadaniu swoim gościom, że będzie tańczyć. Taka błahostka nie mogła powstrzymać radości buzującej we krwi wraz z narastającą adrenaliną, która miała napędzać ją przez resztę wieczoru. Znów będzie płynąć przez scenę, znów zalewać ją będą oklaski, miękko będą pieścić jej skórę światła, muzyka naznaczy i podkreśli każdy ruch.
Tak swobodnie oddychała ostatnio pół roku wcześniej.
Loczki wpięte poniżej koka łaskotały delikatnie nasadę karku, miliardy wsuwek wbijały się w skórę a twarz pokrywała warstwa mocnego, scenicznego makijażu, który z poziomu publiczności wyglądać będzie niemalże całkowicie naturalnie – nawet jeśli gąszcz sztucznych rzęs prawdopodobnie pomagał właśnie stworzyć kolejną Katrinę na drugim końcu świata.
Zbliżył się jeden z letnich uczniów – smagły chłopak, także szesnastolatek, o ciemnych włosach, odtwórca głównej męskiej partii. Podał jej rękę, pomagając podnieść się z podłogi.
– Gotowa? – spytał, zdając się być równie niecierpliwy w oczekiwaniu by w końcu pokazać się na scenie.
– Jak nigdy – odpowiedziała z szerokim uśmiechem; czerwona szminka podkreśliła równe ząbki białe jak perły.
Póki nie zajęli miejsc w jednym z pierwszych rzędów, jak przepowiedziała im to przy śniadaniu Florence, Kastiel wciąż nie wierzył jej, że aktualnie jest baletnicą i tańczy główną żeńską partię. Miała jednak rację co do miejsc – przez pamięć przebiegło wspomnienie śmiejącej się o poranku koleżanki: „Nie wiem jak nauczyciele wam to załatwili, ale siedzicie w pierwszym sektorze, praktycznie tuż przy orkiestrze.". Wtedy dalej dziwnie na nią patrzyli, całą trójką, ze zdziwieniem – przed chwilą przecież rzuciła swobodnie, że skoro i tak siedzą blisko sceny, w związku z czym ją rozpoznają, nie ma sensu dłużej się kryć.
Pod czerwoną czupryną ciągle kłębiła się resztka powątpiewania.
Ekscytacja Flo sięgała zenitu gdy, stojąc już na swoim miejscu, usłyszała pierwsze dźwięki wygrywane przez orkiestrę. Kurtyna unosiła się powoli, wpuszczając na scenę jeszcze więcej światła. Odetchnęła głęboko wiedząc, że pora pokazać światu swój, wypracowany przez lata, kunszt oraz, równie pielęgnowaną, miłość tańca.
CZYTASZ
Walc płatka śniegu
FanfictionFlorence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdym ruchu, każdej myśli. Miała być Cukrową Wróżką, przeciwności losu jednakże sprawiły, że została nową uczennicą liceum w Polskim miasteczku...