Osiemnastego września, z walizką u boku, Florence toczyła się przez lotnisko wypominając sobie poprzedni wieczór. Mimo wyrzutów, którymi dręczyła własny umysł, na każde jego wspomnienie czuła jak twarz staje się z lekka cieplejsza a kąciki ust próbują wywalczyć choćby milimetr, by przesunąć się w górę; każde wspomnienie sprawiało, że w podbrzuszu pojawiał się ten leciutki, rozkoszny ucisk: cień podniecenia. Była ledwie obecna umysłem podczas typowych czynności, jakich wymaga się od pasażera samolotu. Latała już tyle razy, że kolejne punkty zaliczała machinalnie: zdanie bagażu, odprawa, et cetera. Głowa była zajęta myślami i, o zgrozo, emocjami.
Wstydem. Zdziwieniem. Melancholią.
Ledwie dostrzegalnym okruchem ekscytacji.
Weszła na pokład jako jedna z pierwszych - zalety pierwszej klasy – niestety przypisane jej miejsce nie znajdowało się przy okienku. Przełączając komórkę w tryb samolotowy poruszyła biodrami w swoim fotelu krzywiąc się nieznacznie. Odczuwała pewien dyskomfort związany z utratą dziewictwa. Lou, kiedy opowiadała o swoim pierwszym razie, mówiła, że to nie boli, jeśli dzieje się bez stresu – i miała rację – ale dlaczego nie powiedziała, że w kolejnych godzinach prywatne okolice będą tak dziwnie piec? Trochę jakby skóra została podrażniona, trochę jakby nadwyrężył się jakiś mięsień i też może trochę jakby była tam nadmiernie sucha? „To nie przypomina żadnej kontuzji ani niczego, co kiedykolwiek czułam." zdecydowała w myślach Francuzeczka, odpuszczając sobie próby zajęcia choćby odrobinę wygodniejszej pozycji. Odczucie nie chciało zostawić jej w spokoju. Zastukała w zamyśleniu koniuszkiem paznokcia w wygaszony ekran telefonu.
Zasłużyła we własnej opinii na tę nieprzyjemność.
Naraziła brakiem rozsądku swoją reputację odpowiedzialnej, dobrze wychowanej dziewczyny a co za tym idzie – reputację papy jako kompetentnego rodzica, która teraz, gdy za około miesiąc miała rozpocząć się sprawa rozwodowa, była ważniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Wstydziła się, że nastoletnia żądza przeżycia czegoś nowego, zapierającego w piersiach dech, z taką łatwością pokonała zazwyczaj tak stanowczy, niezłomny charakterek, jakim się mogła szczycić. Ze zmarszczonym czołem podpinała słuchawki do wejścia mini jack swojej komórki, z grubsza nie zwracając uwagi na ludzi wokół rozsiadających się w swoich miejscach czy dopiero wrzucających bagaż podręczny na półki pod sufitem.
– Bonjour, excuzes-moi ! – Uśmiechnęła się do nastolatki górująca nad nią kobieta.
Głos był za blisko, żeby Flo zignorowała wypowiedziane słowa – uniosła na nią wzrok jaśniejszy i zimniejszy niż zwykle, czego winą było nienaturalne oświetlenie wewnątrz samolotu.
Kordialnie, samymi ustami, odwzajemniła uśmiech nieznajomej.
Kobieta była młoda i szczupła, z ciemną szramą szpecącej blizny biegnącą przez prawe oko, odznaczającej się na chorobliwie jasnej cerze burym, lekko połyskującym kontrastem napiętej skóry. Mimo tego, że było dużo miejsca – kolejna zaleta pierwszej klasy – Florence i tak grzecznie podkuliła nogi pod swoje siedzenie, by współpasażerce o rozległych rumieńcach dodających jej bladej twarzy życia wygodniej było zająć miejsce pod bulajem. Okazało się, że dobrze zrobiła – kobieta miała przy sobie kota zamkniętego w dużym plastikowym transporterze, który podniosła z podłogi w sekundę po powitaniu. Kot był biało-szary, włochaty; intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się w świat zza drzwiczek w postaci drucianej kraty; nie odezwał się nawet jednym miauknięciem. Przez chwilę Flo zastanawiała się, czy zwierzak jest otępiony lekami uspakajającymi, czy zwyczajnie nie przeszkadza mu transporter. Być może nawet był przyzwyczajony do podróży? Zaraz jednak strząsnęła lekko głową, porzucając zastanawianie się nad kotkiem, gdy zauważyła, że jego właścicielka rzuciła jej kolejny ciepły uśmiech sięgający oczu przywodzących na myśl jesień czy też konkretniej – złote i brązowe liście wczesnej jesieni rozrzucone przez lekki wiatr pośród wciąż zielonej, choć ciemnej już kończącym się latem, trawy.
CZYTASZ
Walc płatka śniegu
Hayran KurguFlorence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdym ruchu, każdej myśli. Miała być Cukrową Wróżką, przeciwności losu jednakże sprawiły, że została nową uczennicą liceum w Polskim miasteczku...