Rozalia, sobotnim popołudniem, stanęła przed frontowymi drzwiami domu pani Dąbrowskiej. Dzwonek przebrzmiał – dziewczyna słyszała przytłumione kroki, szczęknięcie otwieranego łucznika. W progu stała ciotka Florence w całej swojej okazałości – podobnie jak u siostrzenicy dziecięca buzia, blond w odcieniu oddalonym dość znacząco od złocistego. Najbardziej znaczącymi różnicami między nimi był, mimo wszystko widoczny, wiek oraz cera – u Teresy ciemniejsza, niezmącona kropkami piegów.
– Cześć... Koleżanko Flo? – Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Wybacz, zapomniałam twojego imienia – Zaśmiała się, obejmując kubek z kawą oburącz.
Zdawała się być tak perfekcyjnie nieświadoma szkolnych problemów siostrzenicy.
– Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem białowłosa. – Rozalia Ugrewicz.
– A tak, Rozalia! Co cię sprowadza?
– Flo nie odbiera ani nie odpisuje i dwa dni nie było jej w szkole... – Pogładziła się, nieco zmieszana, po kości policzkowej. Uniosła spojrzenie miodowych oczu na ciotkę koleżanki. – Zaczęłam się trochę martwić.
– Nie dziwię się, że nie odpisuje – Pokręciła głową Teresa. – Ledwo żyje. Zapraszam – Kobieta przesunęła się na bok, wpuszczając nastolatkę do holu. – Flo! – zawołała, przechylając się nieznacznie w tył, by głos poniósł się w głąb domu. – Rozalia do ciebie!
– Jak to: ledwo żyje?
– Zobaczysz – Przewróciła oczami pani Dąbrowska, rozbawiona. – Jak nie chcesz to nie ściągaj butów. Pójdę spytam, czy wyjdzie z łóżka.
Kobieta odpłynęła w kierunku gościnnej sypialni, pozostawiając Rozalię, by zdjęła w spokoju płaszcz oraz jesienne botki z czarnej skórki. Świeża osiemnastka poprawiła jeszcze w lusterku włosy nim przeszła do kolejnego pomieszczenia. Korytarzem wędrowała w jej stronę energiczna Teresa, za nią człapała Florence przypominająca ducha – jeszcze bledsza niż zwykle, wpół chyba świadomie trzymając się jedną ręką za brzuch.
– To zanim zostawię was same to spytam: kawy, herbaty? – zwróciła się do dziewczyn.
– Ja chcę kawy – rzuciła zbolałym głosem Flo po czym wydała przez nos dziwny odgłos, jakby zaczynała zmieniać się w zombie.
– W takim razie ja też poproszę. Mleko, łyżeczka cukru.
– Super, to lecę.
Nastolatki stały, czekając aż ciotka Florence zniknie, po czym Roza zwróciła się zmartwiona ku koleżance.
– Co się dzieje? Wyglądasz koszmarnie.
– I tak się czuję – Ruszyła ręką wskazując, żeby Roza poszła za nią. – Menstruacja. Dosłownie boli mnie pół ciała.
Weszły do sypialni Francuzki, która, nie bacząc na obecność gościa, położyła się na łóżku w pozycji embrionalnej przytulając kolana do piersi.
– Uuu, współczuję – Skrzywiła się rozmówczyni bez zaproszenia siadając na krześle przy toaletce. – Zawsze tak masz?
Bliżej niezidentyfikowany odgłos wydobył się z okolicy twarzy Florence. Koleżanka zinterpretowała go jako potwierdzenie.
– Nie wyobrażam sobie tak mieć co miesiąc – Wzdrygnęła się. – Brałaś jakiś ibuprofen czy coś?
– Nie mam tak co miesiąc – Sprzeciwiła się mało żywiołowo młoda cierpiętnica. – Jestem za chuda żeby mieć regularny cykl. Prawie w ogóle nie mam okresu. I nie ma w domu nic przeciwbólowego już.
CZYTASZ
Walc płatka śniegu
FanfictionFlorence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdym ruchu, każdej myśli. Miała być Cukrową Wróżką, przeciwności losu jednakże sprawiły, że została nową uczennicą liceum w Polskim miasteczku...