Gdy zobaczyłem Nane po raz jedenasty, jego stopy nadal były bose, a maska drugi rok z rzędu zdjęta; ułożona pod drzewem, pomiędzy kwiatami, które nieustannie spadały z łamiących się gałęzi.
Koszula jego wydała się nadal tak samo przewiewna, a spodenki — przyjemne w dotyku. Jednak to, co ukrywał pod nimi prawdopodobnie odebrałoby mi mowę, gdybym tylko miał okazję zobaczyć jego ciało; już nie delikatnie opalone słonecznymi promieniami i zdrowe. Tamtego dnia wydawał się znacznie bladszy i chudszy, zupełnie jak gałęzie drzewa, które rozpadało się razem z nim.
Bo, pomimo że ubranie pozostało takie samo, reszta w Nanie uległa zmianie.
Oczy nie miały w sobie tego blasku. Nadal były duże, nadal ciemne i głębokie, nadal pełne swego rodzaju magii, jednak teraz — tej czarnej. I nawet radość, mimo iż było jej w nim pełno, nie była w stanie ukryć wszystkich zmian i pęknięć.
Uśmiech nadal zdobił jego twarz i dodawał życia, jednak nawet w nim coś uległo zmianie. Pomimo uniesionych kącików ust, pokazujących ile szczęścia kryło się w jego sercu, coś w tym uśmiechu wydało mi się nieszczere... Nana doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie byłem ślepy i zauważyłem to, jednak nie przestawał dawać mi tych pełnych nadziei spojrzeń i wyrazów twarzy. Jakby chciał powiedzieć: „Przy tobie wszystko jest okej. Obok ciebie jestem najszczęśliwszy." Częściowo nie mówił prawdy, a częściowo to robił. Mój Nana nie był okej, jednak postanowił odsuwać to na obok, by skupić się na wspólnych chwilach, tych ostatnich. Pomimo tego, nadal był szczęśliwy. Właśnie to sprawiało, że, nawet tak zniszczony, był dla mnie najpiękniejszy na świecie. Nie mogłem przestać go uszczęśliwiać. Dla mnie gotów był zostawić wszystko i znieść więcej, niż był w stanie. W takich momentach uświadamiałem sobie, jak ogromne miał serce i jak głupio (aczkolwiek szlachetnie) zachowywał się, stawiając swoją miłość na pierwszym miejscu, czego konsekwencjami były sterty włosów, kwiatów oraz łez. Pomyślałem sobie wtedy, że Nana był najsilniejszy na świecie, nie do złamania. Mógł tracić siłę i moc, ale nadal był obok mnie.
Pod naszym drzewen.