Poranek nastał zbyt szybko. Za równo Dylan jak i Laura, każde w swojej sypialni swojego mieszkania, obudzili się już po siódmej rano. Laura swoim zwyczajem poczłapała, ziewając, do kuchni i nastawiła ekspres. Udała się pod prysznic i po szybkim powrocie z zaświatów do świata żywych, przygotowywała się na nadchodzący dzień, popijając kawę i przeglądając maile. Ku swojemu zaskoczeniu,miała wiadomość od Dylana.
„Hej maleńka,
Jak sprawy? Namierzyłaś tego typa? Może potrzebujesz wsparcia, pomocy? U mnie porządek zagościł na podwórku, więc mam chwilę by jakby co, wesprzeć cię w twoich planach. Odezwij się...
Krasnal"
Laura przeczytała maila raz i drugi. Uśmiechnęła się na ksywkę, jaką się podpisał. Krasnal, pasowało mu chociaż do maleńkich nie należał. Dotknęła ikonę odpowiedź i zaczęła pisać:
„Drogi krasnalu,
Namierzony i unieszkodliwiony. Tyle na temat. Wczoraj załatwiłam sprawy. Z tego, co czytam, twoja sytuacja również wygląda obiecująco. Czy bałagan już całkowicie został posprzątany? Jeżeli tak, zapraszam a hot-doga w central parku za godzinkę. Będę przy drzewie, wiesz gdzie.
Laura"
Założyła dresy, koszulkę i trampki. Włosy związała w koński ogon i przeciągnęła przez wycięcie w czapeczce z daszkiem. Okulary na nos, plecak na ramię i ruszyła przed siebie. Czuła się dziś lekka jak piórko. Od dawna nie miała takiego poczucia swobody, luzu. Wiedziała, że nie będzie to trwało wiecznie, toteż postanowiła się cieszyć chwilą. Dotarła do dębu i rozsiadła się pod nim. Spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma rano. W parku spotkała biegaczy i ludzi pędzących do pracy. Usiadła i oparła się o pień. Budka z hot-dogami była czynna od dziewiątej, toteż miała czas by poczytać. Rzadko ostatnim czasem czytała książki. Zabrała ze sobą jedną z powieści Kinga i pogrążyła się w lekturze. Nawet nie zauważyła, że kilka kroków od niej przystanął mężczyzna w dresowych spodniach i opiętym podkoszulku. Stal i z uśmiechem przyglądał się dziewczynie. Laura nagle poczuła uderzenie w ramię. Spojrzała w górę, chcąc ochrzanić tego, kto w nią rzucił szyszką. Spostrzegła, że kilka kroków dalej stoi Dylan i z zadowoloną siebie miną przygląda się jej z zainteresowaniem.
-Dzień dobry krasnalu, siadaj... - Poklepała miejsce obok siebie.
-Witam. Widzę że humor dopisuje... - Przysiadł przy niej i wyciągnął nogi przed siebie. Laura obrzuciła je spojrzeniem. Długie i umięśnione. Pewnie dużo biega, tak przynajmniej wyglądały. Chociaż bóg nie był sprawiedliwy w rozdawaniu zalet i wad ludziom. Dylan miał wygląd bóstwa. Wyrzeźbiona klatka piersiowa, każdy mięsień zarysowany tak, że bez problemu ,można go było zobaczyć nawet pod marynarką garnituru. Nogi że ho ho,włosy same układały się jak powinny. Oczy brązowe, czasami smutne, miały taką głębię, że można było w nich utonąć i ten uśmiech. Jezu, Laura nie spodziewała się sama po sobie, że będzie się zachowywać jak napalona nastolatka, gdy ten mężczyzna obok się do niej uśmiechał. Ona nie wyglądała gorzej, jednak jej wygląd był połączony z wieloletnimi wyrzeczeniami i treningami na siłowniach i salach treningowych. Ciężko pracowała, by wyglądać właśnie tak.
-Dopisuje. A jakże. Intruz już nie będzie bruździł, więc nie mam czym się przejmować. A jak u ciebie? Zatrudniłeś ekipę sprzątającą do porządkowania spraw czy sam...
-Sam, zawsze sam się zajmuję sprawami dotyczącymi mojej firmy. Nie mam możliwości przekazania ich komuś innemu.
-Cóż, podobnie u mnie. Ale co zrobić, gdy strach ufać samemu sobie, co dopiero innym... - Laura na moment się zawiesiła. Wspomniała kilka sytuacji sprzed lat i to była największa, najprawdziwsza prawda. Nie ufała nikomu do czasu, jak zaczęła współpracować z Dylanem. On, nie wiedzieć czemu, miał coś w sobie, co pozwalało jej myśleć, chociaż przez chwilę, że gdyby zaszła potrzeba, pomógłby jej. Jakże bliska prawdy była, jeszcze tego nie wiedząc.
- To co, po bułeczce, czy może jednak zdrowe śniadanie? – Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Sam czuł podobnie do dziewczyny. Byli jak dwie połówki jabłka, uzupełniali się wzajemnie, nie wiedząc o tym póki co.
-Buła i bez dyskusji, ok? Śniadanie jest ważne, ale węglowodany ważniejsze. Nie mam ochoty oszczędzać się dzisiaj i odmawiać sobie zasłużonej nagrody.
-Nagrody hmmm? Ciekawe, a czemu się nagradzasz?
-Akcja przebiegła zgodnie z .... – Laura przerwała. Zakryła usta dłonią. Dylan przyjrzał się jej uważnie.
- Z planem? – Dokończył i przyglądał się jej intensywnie. – Czy ty...
-Buda się otworzyła. Chodź jeść. Później pogadamy – Albo i nie, dodała w myślach i już stała i czekała na mężczyznę. Ten płynnym ruchem podniósł się z trawnika i oboje, w jednostajnym tempie, podeszli i zamówili po hot-dogu. Laura czuła na sobie jego świdrujące spojrzenie. Wiedziała, że za dużo powiedziała, ale na szczęście nie skończyła myśli. Karciła siebie w myślach i okładała po twarzy na swoją bezmyślność i brak dyscypliny. Jak mogła się dać podpuścić?
Dylan obserwował Laurę i coś zaczynało świtać mu w głowie. Postanowił sprawdzić to później. Najpierw będą razem jeść bułkę z parówką. Nie wiedział, czemu dziewczyna tak się zachwyca tutejszymi hot-dogami. On sam wolał mniej uliczne jedzenie.Skupiał się na domowych wyrobach. Sam był nie najgorszy w gotowaniu.
Po zakupie przysiedli na pobliskiej ławce i zaczęli konsumpcję. Rozmawiali o sprawach w Paryżu, o spotkaniach. Laura zaproponowała,że to Dylan będzie prezentował kamerę przed firmami, które mają zająć się produkcją i dystrybucją na Europę. Wolała już nikogo nie obrażać i z nikogo nie rezygnować w trakcie ich spotkań. Dylan zgodził się, przy czym jednak zastrzegł, że będzie za każdym razem mówić, że to ona jest pomysłodawcą i głównym projektantem tego cudu techniki.
Po śniadaniu Laura udała się na małe zakupy a Dylan pobiegł przez park na codzienną przebieżkę. Gdy dotarła do domu odpoczęła chwilkę i wypakowała wszystko do lodówki. Jutro wieczorem wracają do Paryża. Więc miała dwa dni wolnego i miała nadzieję na nadgonienie zaległości w spaniu. Udała się do sypialni zabierając ze sobą laptop, by poczytać maile. Przeglądała je jeden po drugim. Po chwili natknęła się na wiadomość bez nadawcy.Przeczytała ją i zacisnęła dłonie w pięść. Thomas, głupi Thomas, narobił jednak bigosu. Okazało się, że była w plecy kilka milionów i nie zamierzała tego tak po prostu zostawić.Widocznie dobry wycisk nie działał na tego gnojka. Zablokowała wszelkie środki bankowe, aktywa i lokaty. Zabezpieczyła wszystkie kanały, które mógł znać Thomas, by uzyskać pieniądze. Zadzwoniła do Dylana.
-Halo... - Usłyszała zdyszany głos wspólnika.
-Musimy przyśpieszyć prace w europie. Jednak nie jest tak, jakbym się spodziewała.
- Co to znaczy, możesz mówić normalnie?
-Przyjedź. Pokarzę ci o co chodzi.
- W drodze... - Usłyszała i nastąpiło rozłączenie. Laura przyjrzała się telefonowi jeszcze raz. Podniosła się z łóżka i wróciła do blatu kuchennego. Tym razem nie kawa a wino. Wino pomoże, Dylan poradzi. Sama nie wie czy powinna... ale Dylan.... To w nim pokładała na chwilę obecną swoje nadzieje na naprawę sytuacji. Nie straciła wiele, ale nie pozwoli by jakiś bezmózgi gad okradał ją, bo miał takie widzi-misie. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale udało mu się i teraz stała na rozdrożu dróg. Miała nadzieję, że nie pomyliła się co do mężczyzny, który był w drodze, by jej świat znowu stanął na nogach, a nie na głowie, jak właśnie w tej chwili. Tak zła była, że rzuciła z kuchni przez salon butelką wina, na nieszczęście pełną. Wino rozprysło się po kremowej ścianie, tworząc niezłego kleksa koloru bordowego, a szkło posypało się wokoło. W tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła i otworzyła. Stał tam spocony i zdyszany Dylan.
- Jak ci pomóc! - Pierwsze słowa jakie do niej skierował i patrzał na nią, jak na swój największy skarb. Laurze serce podskoczyło z radości. Tak, to właśnie to, ten mężczyzna, już wiedziała....była pewna....
CZYTASZ
Miłość w chmurach
RomanceDwudziesto siedmiolatka, rekin biznesu, bezkompromisowa, ostra, nie lubiąca kompromisów jak również wazeliniarstwa. Trzydziestoczteroletni, od zawsze w biznesie, nieokiełznany, zdobywający czego chce i zawsze gdy chce. Czy znajdą wspólny język gdy i...