Kawa lekko otrzeźwiła dziewczynę. Może nie na tyle, by teraz skakała piruety, ale jednak. Docierało do niej to, co się mówiło i jednocześnie potrafiła udzielać rzeczowych odpowiedzi. To, że w międzyczasie śmiała się jak potłuczona, że czuła się jakby unosiła się nad ziemią i głową zahaczała o chmury, to już inna historia. Wzięła prysznic i w dresach weszła do salonu. Czuła się przytłoczona przez tych dwóch olbrzymów, którzy siedzieli sobie i popijali piwo, jakby nic się nie stało. Przyjrzała się im uważnie i usta same ułożyły się w uśmiechu. Mężczyźni żartowali i rozmawiali o piłce nożnej, o futbolu. Tak normalnie, jakby nie byli tym, kim byli. To pozwoliło jej pomyśleć, że przed nią i Dywanem jest jakaś przyszłość. Miała na nią nadzieję, nadzieją żyła i się karmiła każdego dnia. Dylan był twardym zawodnikiem, ale godnym pracy i wysiłku, jaki Laura musiała włożyć, by cokolwiek z tego wyszło. Nie zamierała odpuścić, chyba, że sam zainteresowany powie jej, żeby spadała na drzewo. Wtedy to inna bajka. Podeszła do kanapy i usiadła obok Dylana. On jakby z automatu, wyciągnął ramię i otoczył nim ramiona Laury. Dziewczyna wymościła się wygodnie i wtuliła w niego, jakby był jej przystanią bezpieczeństwa, jedyną jaką miała teraz w życiu.
- No więc jak? Co się stało? Co zostało ustalone? Mówcie... - Zaczęła i popiła kawę od Lucka.
- Namierzyliśmy go bardzo szybko. Odwiedzał wszelkie możliwe biura nieruchomości. Miał jednak mały problem. Prawo wymaga, byś udokumentował legalność posiadanych przez siebie środków, a on tego nie mógł zrobić w żaden sposób. Poczekaliśmy przy jednym z biur i złapaliśmy go. Zabraliśmy na małą przejażdżkę.
- Ok., kapuję. Ale... przejażdżka i co dalej?
Żaden nie podjął tematu. Laura spoglądała to na Lucka to na Dylana. Trwała całkowita cisza. Dziewczyna spojrzała na swojego faceta i zapytała wprost.
- Żyje?
Dylan nie wiedział czy mówiła z nadzieją czy może ze strachem. Nie umiał też niczego wyczytać z jej twarzy. W dalszym ciągu milczał, co tylko podkręciło Laurę.
- Zadałam proste pytanie. Żyje czy nie? Mówcie....
Nie usłyszała odpowiedzi i poderwała się na równe nogi. Spojrzała na nich oboje, nabrała powietrza w płuca i wypuszczała je ustami, starając się uspokoić. Mężczyźni dalej milczeli. Laura pytała po raz kolejny i kolejny raz, zero odzewu.
- Kochanie, dla własnego dobra nie powinnaś znać prawdy. Lepiej dla ciebie... - Zaczął Dylan ale przerwał w momencie, gdy Laura rzuciła kubkiem do połowy wypełnionym kawą w ścianę i wściekła odwróciła się w jego stronę.
- Nie mogę jechać na akcję, bo to moja rodzina, trzymasz mnie od tego z daleka, bym nie spieprzyła misji, a teraz nie powiesz mi, czy ten gnój zdechł, czy nie?
- Uspokój się...- Zaczął Dylan, jednak Laura uniosła dłoń w geście uciszenia mężczyzny.
- Nie odzywaj się, nie masz prawa głosu. Luck, co z Jacsonem?
- Szefie... - Zaczął Luck
- Nie szefie, jak idziesz srać też pytasz go o pozwolenie? Kurwa, chłopaki, to ja.... Muszę wiedzieć. Po prostu muszę wiedzieć, czy mam się szykować na coś w rewanżu, czy nie... To takie trudne do zrozumienia? Muszę wiedzieć.
- Nie masz się czym martwić. Już nigdy nie będzie cię niepokoił, to pewne jak śmierć. – Powiedział Dylan i spojrzał na Laurę. Z dziewczyny uleciało całe powietrze i opadła na kolana. Dylan i Luck zerwali się z miejsca przestraszeni, że na wiadomość o jej wuju, dziewczyna po prostu zemdlała. Gdy podeszli i przykucnęli przy niej, Dylan delikatnie uniósł jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy. Były przeszklone a spod powiek leciały łzy. Płakała. Wystraszyło to Dylana, chciał ją porwać w ramiona i przepraszać, jednak ona go powstrzymała i uśmiechnęła się szeroko.
- Nic mi nie jest. Serio, to z ulgi.
-Ulgi? - Nie za bardzo rozumiał o co jej chodzi.
- Tak, z ulgi. W sumie dobrze, że nie pojechałam z wami, bo bym go zabiła gołymi rękami w tym całym biurze, gdzie go znaleźliście. Ale teraz, kamień spadł mi z serca. Szują był i nie liczył się z nikim. Spieprzył mi życie i spieprzył życie moim dziadkom. Tego nie zapomniałam i nie mam zamiaru kiedykolwiek zapomnieć.
Dylan i Luck klęczeli przed nią z dezorientacją wypisaną na twarzach. Nie rozumieli nic z tego, co dziewczyna powiedziała, jednak poczekać musieli kilka chwil, by pozbierała się do kupy i opowiedziała im, co i jak chodzi jej po głowie.
- Już w porządku? – Zapytał Dylan po kilku minutach i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać z ziemi i posadzić na kanapie.
- Tak, w porządku. Czemu nie chciałeś mi powiedzieć, że go wyeliminowaliście? Przecież o to mi chodziło, czyż nie?
- Jak spieprzył twoje życie, kochanie? – Zapytał Dylan
- To opowieść na przynajmniej kolejną butelkę, a nie ma opcji, bym przez rok wypiła alkohol.
- Ok, to wytłumacz mi, co ta ściana ci zrobiła, że na okrągło obrywa szkłem z barwiącym płynem?
- Ach, cóż, skoro mieszkasz ze mną z własnej i nieprzymuszonej woli – Puściła do niego oczko – Skorzystam z okazji i wykorzystam cię do remontu. Tak właśnie sprawdzam, jaki kolor będzie mi najlepiej odpowiadał. Dochodzę do wniosku, że cappuccino byłby idealny. – Roześmiała się.
- Wiesz, Laura, - Zaczął Luck – Zadziwiasz mnie. Najpierw się odsłaniasz, potem dręczysz zakładnika, a teraz świętujesz na grobie wuja. Nie wiem, czy się ciebie bać czy oddać do czubków.
- Oddaj do czubków., Tylko pamiętaj, jak mnie nie odwiedzisz, będziesz miał powody do strachu. Znajdę cię. A skoro przy odkrywaniu jesteśmy. Co powiecie mi o tym? – Wskazała na nich dłonią i czekała na odpowiedź.
- Shadow potrzebuje sprzymierzeńców. Magic coś kombinuje i to nie na naszym szczeblu, ale wyżej, wyżej. Ja organizację traktuję jak rodzinę. Nigdy Shadow mnie nie zawiódł, więc nie czuję się zagrożony z jego strony. Przy okazji, mogę udowodnić, ile mam zaufania do jego osoby.
- No i odsłonił twarz bez uprzedzenia. Więc co mi pozostało, jak ujawnienie siebie... - Dokończył Dylan.
- A wiesz, że od dawna wiedziałam kim jesteś? – Zapytała Laura uśmiechając się szeroko.
- Skąd? – Luck nie wierzył w co słyszał.
- Dlatego poszłam do baru, gdzie pracujesz. Znam cię i wiem, że pomożesz kobiecie w potrzebie, więc skorzystałam z tej wiedzy. Nie miałam tylko pojęcia, że obicie gęby nie przyniesie spodziewanych rezultatów. A skąd wiedziałam? Kiedyś w garażu ściągnąłeś maskę przed wejściem do samochodu. Stałam nieopodal i widziałam cię. Byłam zaskoczona twoim zachowaniem, jednak rozumiałam cię. Tego dnia Shadow zjechał nas po całości za spieprzenie misji. I wściekłeś się, bo Bolt nawalił, przez co reszta też się posypała i prawie nas zdemaskowano. Więc nic nie mówiłam i dalej żyliśmy w symbiozie. Dobrze wiedzieć, że sprzyjasz szefowi. Inaczej miałbyś ze mną do czynienia...
- I co? Rzuciłabyś we mnie kubkiem? – Zaśmiał się Luck i puścił jej oczko. Laura roześmiała się wraz z nim i nie powiedziała nic więcej. Usiadła koło Dylana, Luck na fotelu i tak siedząc kontemplowali nowo nabytą przyjaźń w ciszy i spokoju. W spokoju do czasu, bo Laura już wiedziała, czym muszą zająć się nazajutrz.
CZYTASZ
Miłość w chmurach
RomanceDwudziesto siedmiolatka, rekin biznesu, bezkompromisowa, ostra, nie lubiąca kompromisów jak również wazeliniarstwa. Trzydziestoczteroletni, od zawsze w biznesie, nieokiełznany, zdobywający czego chce i zawsze gdy chce. Czy znajdą wspólny język gdy i...