35

1.2K 83 0
                                    

Dom Toma był niedaleko parku, mały, koloru kremowego, z zadbanym ogródkiem przed domem i werandą. Na niej siedziała starsza kobieta i czytała książkę. Laura przyjrzała się jej uważnie. Porównała ją ze zdjęciami jakie posiadała i spojrzała na Dylana.

- To jego matka. Myślisz zacząć od niej czy może od razu od żony? - Zapytała i przyglądała się kobiecie siedzącej na bujanej ławeczce, na werandzie. Wyglądała na spokojną, miłą kobietę. Laura poczuła ukłucie zazdrości odnośnie matki Thomasa. Sama miała matkę, jaką miała, a tu proszę, miła odmiana. Jednak spojrzawszy na Dylana, wiedziała, że nie z tą kobietą będą rozmawiać. Podeszli do drzwi, ukłonili się starszej pani i nacisnęli dzwonek.

- Synowa jest w ogrodzie. Prawdopodobnie nie usłyszy państwa. Mogę w czymś pomóc? - Zwróciła się do nich tonem ciepłym i ociekającym czułością. Laurze zebrało się na mdłości. Tak przesłodzony ton głosu nie wróżył nic, poza rzyganiem. Nie lubiła ludzi, którzy tak słodko i miło zwracali się do każdego. Znaczyło to dla Laury tyle, co brak instynktu samozachowawczego. Dla Dylana także. Taki ton głosu przybierała jego matka, gdy potrzebowała dodatkowych środków na zakupy, czy kolejne zabiegi odmładzające. 

- Mogłaby pani ją zawołać. Mamy sprawę nie cierpiącą zwłoki i musimy rozmawiać z nią oko w oko. 

- Proszę spocząć, już po nią idę. Coś do picia? Kawy, herbaty? - Podniosła się z miejsca i ruszyła w ich kierunku, robiąc przejście by goście spoczęli na ławeczce.

- Dziękujemy, nie zamierzamy długo zostać. I poczekamy na synową tu, na miejscu. - Laura uśmiechnęła się szeroko, jednak jej ton głosu mówił, by kobieta nie gadała za wiele a zawołała żonę Thomasa. Po chwili obie kobiety wyszły z domu. 

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Zapytała żona Thomasa.

- Camill - Pauza w wypowiedzi Dylana dała kobiecie do myślenia - Możemy porozmawiać na osobności? 

- Czy coś się stało? Skąd mnie znacie? - Kobieta zaczęła panikować. Dłonie zaczęły się jej pocić a Laura zauważyła drobne kropelki na czole. Już wiedziała, że żona tej szui jest wtajemniczona we wszystko, co było odstępstwem od umowy i groziło śmiercią.

- Wiesz, kim jesteśmy i w jakiej też sprawie przyjechaliśmy. Możemy załatwić to na osobności, albo w obecności twojej teściowej. Twój wybór. - Powiedział twardo i spojrzał na teściową, udowadniając dosłowność swoich słów. Kobieta przeprosiła swoją teściową i poszła w ślad za przybyszami.

- Gdzie mój mąż, co mu zrobiliście? - Zapytała bez ogródek podchodząc do nich.

- Więc wiesz, kim jesteśmy? Tom ma się świetnie. Jest na tak zwanych "wczasach" daleko stąd. Teraz wszystko zależy od ciebie. 

- Jak to ode mnie? Nic nie zrobiłam!

- Nie krzycz mała, może zrobić się nieciekawie, gdy twoi sąsiedzi się dowiedzą, koło kogo mieszkają. - Powiedziała spokojnie Laura, roztaczając dłonią w koło siebie. 

- Czego chcecie? - Wysyczała przez zęby wściekła Camill.

- Wszystkie rzeczy Thomasa za pięć minut tutaj. - Wskazał dłonią tylne siedzenie Dylan - Za dwa dni nie ma tu ciebie, ani twojej rodziny. Zapominasz o wszystkim, o czym powiedział ci mąż. 

- Dzwonię na policję, to niedorzeczne! -  Wrzasnęła Camill, na co jej teściowa podniosła się z miejsca i zaczęła stawiać kroki w jej kierunku.

- Ok, niedorzeczne. Teraz powiem jego mamie, że jest zdrajcą narodowym i, że siedzi za zdradę bardzo tajnych informacji narodowych wrogom. Że handluje bronią... myślisz, że nie uwierzy? 

- Oczywiście ze nie uwierzy, na to trzeba mieć dowody.... - Wściekła już Camill, zaczęła wyciągać telefon z kieszeni.

- Dzwoń. Śmiało wzywaj policję. Jak widzisz, mojej partnerki już tu nie ma, zgadnij gdzie jest i co robi? Policja znajdzie wszystko o czym mówię.... Thomas dostanie karę śmierci, tak czy inaczej. Nie pogrywa się z kimś potężniejszym niż on sam....

- Ty jesteś nienormalny!!! Czego chcecie? 

- Wyjeżdżasz i nigdy, przenigdy nie wspominasz o nas komukolwiek, nie masz męża i nie miałaś męża... proste, jeżeli chcesz żyć i by twoje córki dożyły starości!!! - Powiedział twardo Dylan. 

- A jak nie wyjadę? Nie mam zamiaru dać się zastraszać byle komu. - Założyła ręce na piersi i uniosła bojowo podbródek. W tym samym momencie Laura wyszła z domu Thomasa. W rękach miała skrzynię z jego rzeczami. Gdy jej i Dylana wzrok się spotkał, on lekko skinął głową. Laura ustawiła pudło niedaleko siebie i wyjęła broń zza marynarki. Podeszła do pleców staruszki, która własnie rozmawiała przez telefon. 

- Odwróć się... - Wskazał brodą Dylan i czekał na reakcję Camill. Ta odwróciła się i w niemym krzyku dłonią zakryła usta. - Zaczniemy od niej, a taka z niej urocza staruszka. Nieświadoma niczego, w co wdepnął jej synalek z żonką. Kolejne będą twoje córeczki a na końcu na twoich oczach, urwę łeb twojemu mężowi i tak pozostawię sprawy. Albo zwariujesz, albo sama się wykończysz. Czyż nie jest to kuszące? 

Camill patrzała na Laurę jak w hipnozie. Nie wierzyła, że ta drobna kobieta jest zdolna do morderstwa. Jednak w Laury oczach widziała determinację i ani krzty strachu. Doszła do wniosku, że lepiej będzie zniknąć i zapomnieć, niż mieszać się w bagno w jakie zaciągnął ją Tom. Odwróciła wzrok i spojrzała na Dylana.

- Jutro wyjedziemy. Do Kalifornii. Nie mamy tam znajomych, więc zaczniemy od początku. Tylko proszę, nie róbcie jej krzywdy. To dobry człowiek... - Prosiła zmiękczonym tonem Camill. Ręce opuściła wzdłuż poddańczej już postawy ciała. 

- Tu masz dokumenty do podpisania. To moje zabezpieczenie, że nic, nikomu, nigdy nie powiesz, nawet przez sen. Jeżeli nie wywiążesz się z umowy, będzie jak wspomniałem wcześniej. 

- Podpiszę, a co z moim mężem? - Spojrzała na Dylana z nadzieją.

- Z kim? Nie masz męża, pamiętasz? 

Camill nie odezwała się już ani słowem. Przeczytała dokumenty zobowiązujące ją do całkowitego milczenia i zachowania wszystkiego w tajemnicy pod groźbą nawet śmierci. Podpisała tam, gdzie wskazał jej palcem Dylan i wróciła na werandę do matki Toma. Laura w tym czasie, wraz z pudłem wróciła do samochodu. Rzeczy zebrane w domu Camill wrzuciła na tylne siedzenie i zajęła miejsce pasażera. 

- No to jeden z głowy. Teraz kolejni. - Powiedział Dylan i spojrzał na Laurę. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przyjrzała się dokładnie spojrzeniu Dylana. Nie kryła swoich uczuć względem niego a i jego oczy błyszczały intensywnie. Pytanie brzmi, czy z ekscytacji czy z miłości.

- Szkoda tylko, że sobie nie postrzelałam, mam nadzieję, że jeszcze zdążę przed ostatecznym rozwiązaniem? 

- Obiecuję, że jeszcze postrzelasz. Nawet polowanie ci urządzę, jeżeli będziesz chciała maleńka. Dla ciebie wszystko... - Odpalił samochód i ruszył w dalszą drogę. 

Miłość w chmurachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz