43

1.1K 81 0
                                    

Apartamentowiec, w którym znajdowało się mieszkanie Dylana, pogrążony był w ciszy. Wszyscy ludzie byli w swoich biurach bądź gdzieś, gdzie miejski zgiełk nie dawał się tak bardzo we znaki. Laura i Dylan wsiedli do windy i udali się na ostatnie piętro budynku. Stanęli pod drzwiami. Z informacji uzyskanych od Thomasa i Bolta, dosyć dokładnie umieli umiejscowić bombę na stronie wewnętrznej drzwi, tuż przy klamce. Została ona tam właśnie zainstalowana, by Dylan otwierając drzwi od razu zginął. Nie chcieli by szef, były szef, znalazł pakunek i zdążył go rozbroić nim prezencik wybuchnie. Laura w zamyśleniu przyglądała się owym drzwiom.

- A jeżeli bym wycięła dziurę i wpełzła do środka, rozbrajając to gówno? - Spojrzała pytająco na Dylana.

- Że co proszę? Czy ty normalna jesteś? - Dylan nawet nie próbował ukryć złości jaka w nim zagościł po słowach dziewczyny.

- Cóż.... z ogólnie dostępnych informacji wiadomo mi, że nie jestem normalna, jednak nie oceniam sama siebie. Pozostawiam to innym. Powiedz mi tylko, czego się tak burzysz?

- Chcesz zginąć? O to chodzi? Chcesz poświęcić się i zginąć bo, kurwa, co? Życie ci zbrzydło? - Dylan coraz bardziej nie kontrolował swojej złości.

- A co ci do tego, jeżeli chcę? Postawisz mi popiersie i codziennie będziesz się przy nim modlić. Urządzisz huczne miesięcznice i co rok, w dniu śmierci, będziesz przychodzić tutaj, by opierdolić mnie za swoją głupotę... - Laura z sarkazmem wylała z siebie słowa. 

- Co????? - Ryknął Dylan a oczy zapłonęły mu dziką furią. Pięści zacisnął tak mocno, że pobielały mu kostki dłoni.

- Gówno!!! Skoro zadajesz głupie pytania, oczekuj także głupiej odpowiedzi, idioto. - Laura odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę windy, klnąc pod nosem jak już dawno nie klęła. Dylan poszedł za nią i także klął, na czym ziemi stoi, tylko, że on skupił się na idiotycznych pomysłach tej małej, wściekłej kobietki a ona skupiła się na tym, że musi żyć z debilami. Oboje wsiedli do windy i bez słowa zjechali na dół. Tam wsiedli do samochodu i gdy Dylan ruszył, Laura wbiła wzrok w okno po swojej prawej. Nie uraczyła mężczyzny nawet najmniejszym spojrzeniem. Dotarli do domu i gdy drzwi się otworzyły, Luck i Thor siedzieli w kuchni przy obiedzie. Pierwszy wszedł Dylan, w dalszym ciągu mamrocąc coś pod nosem. Swoje kroki skierował od razu do lodówki i chwycił piwo. Laura weszła chwilkę po nim i z całą siłą, jaką w sobie miała, trzasnęła drzwiami i poszła na piętro prosto do sypialni. Tamte drzwi także zaliczyły od niej. Trzask rozszedł się po całym domu. Luck i Thor spojrzeli na Dylana, a on tylko postukał się w czoło. Gdy puknął palcem trzeci raz, usłyszeli huk większy niż przed chwilą. Całą trójką zerwali się z miejsc i pobiegli na piętro. Huk przypominał strzał z broni. Dylan dopadł drzwi i zamaszystym ruchem je otworzył. Jego oczom ukazała się kobieta w rudych lokach i zieloną furią w oczach, sapiąca i trzęsąca się z wściekłości, z bronią w ręku. Mierzyła w przestrzeń przez drzwi balkonowe. Z tego co udało im się zobaczyć, to mierzyła w drzewa. Dylan złapał się na klatkę piersiową i spojrzał na Laurę ze smutkiem.

- Czy ciebie już kompletnie powaliło? Strzelać w domu? - Opuścił głowę w dół z rezygnacją.

- Idiotki nie myślą, więc cóż... przepraszam, że cie wystraszyłam. Kolejnym razem wrzasnę strzał.... Lepiej? - Broda uniesiona ku górze, wyzwanie w oczach.

- Chcesz postrzelać? Proszę bardzo, na dole masz strzelnicę. Idź tam a nie strzelaj z balkonów. Wiesz co sobie pomyślałem? Masz pojecie, jak mnie wystraszyłaś? 

- Daj spokój. Nie trzeba było mnie obrażać. Przy okazji, póki nie usłyszę przeprosin, pan foch mnie nie opuści, a to niebezpieczna mieszanka!!! - Powiedziała i wymaszerowała z pokoju udając się do salonu. Otworzyła drzwi tarasowe i poszła do strzelnicy na przeciwko salonu. Miała ochotę strzelać w okna domu, jednak wiedziała, że nie jest idiotką. Po prostu musi się wylądować, co nerwy zejdą jej z krwiobiegu. 

- No, szefo, lepiej idź przeproś, nie ważne co zrobiła, bo coś mi się zdaje, że jak nie przeprosisz, ta wariatka jest w stanie odstrzelić ci twoje skarby bez mrugnięcia okiem. Przy okazji, co ją tak wkurwiło? - Zapytał Luck usiłując powstrzymać wybuch śmiechu. Thor już od dłuższej chwili stał do przyjaciół odwrócony plecami, ramiona mu się trzęsły, śmiał się bez żadnego hamulca, jednak choć odrobinę chciał to ukryć. 

- Zabroniłem jej rozbrajać bombę. Tylko to... co prawda użyłem ciut gorszych słów ale mnie wkurwił pomysł, że dla mnie będzie narażała swoje życie. Kim ja, kurwa, jestem by ona dla mnie się narażała.... - Dylan znowu zaczął się unosić.

- Ok, to odwróćmy sytuację. Gdyby bomba była u niej, drzwi jej nie twoje, nie powiedziałbyś tego, co ona tobie? Nie dałbyś jej takiej propozycji....- Zapytał Luck. 

Dylan spojrzał na niego i zastanowił się chwilkę. Oczy mu złagodniały i ręce przestały zaciskać się w pięści.

- Masz rację. Sam bym rozpierdolił te drzwi, idiota ze mnie.... - Powiedział i poszedł do salonu. Stanął w progu otwartych drzwi tarasowych i patrzył, jak dziewczyna strzela, jeden po drugim. Widział, jak jej oczy lśnią łzami. Miał wyrzuty sumienia, że nie wziął pod uwagę jej uczuć, jej podejścia do danej sprawy. Nie wiedział, jak ma to naprawić wiedział, że musi. I tu jego ciało samo z siebie podjęło decyzję. Serce dyktowało warunki nie rozum. Podszedł do Laury i objął ją od tyłu. Swoje dłonie splótł z jej i razem z nią naciskał spust raz, drugi raz, trzeci.... 

- Przepraszam. Przepraszam, byłem za ostry dla ciebie...

Laura oparła głowę o jego ramie i wyszeptała.

- Tym razem wybaczam, ale to był pierwszy i ostatni raz, gdy usłyszałam takie słowa. Może i jestem nienormalna, ale jestem z tego dumna. 

Miłość w chmurachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz