Około siódmej wieczorem zajechali pod willę Dylana. Dom był ogromny. Przyciągał uwagę wszystkich znajdujących się nieopodal. Elewacja wyłożona kamieniem piaskowym, kolumny w wejściu podtrzymujące taras na pietrze. Czarny dach i piękne, ciemnobrązowe okna od podłóg po sufity. Laura wysiadła z samochodu i przyglądała się budynkowi z zapartym tchem.
- Piękny, dlaczego nie mieszkasz tutaj, tylko w centrum?
- Bliżej biur, bliżej interesów. Tutaj spędzam czas, gdy chcę zniknąć. Nikt o nim nie wie, nawet moja rodzina nie ma pojęcia, że mam ten dom. Oprócz oczywiście ciebie i chłopaków. I niech tak zostanie.
- Zastanowię się nad tym. Może ktoś zaoferuje niezłą sumkę za ciebie, to... - Laura z uśmiechem na twarzy zaczęła, jednak Dylan przerwał jej porywając ją do gorącego pocałunku. Gdy już oderwali się od siebie, objął ja w pasie i poprowadził schodami w górę, ku drzwiom wejściowym.
Wewnątrz panowała ciepła atmosfera, wszystko było w jasnych, białych, kremowych i szarych odcieniach. Hol był przestronny i wysoki. Z lewej strony były schody prowadzące na piętro a na wprost była otwarta przestrzeń, gdzie był stół na dwanaście osób oraz salon z kanapami i telewizorem. W rogu stał barek, na ścianie naprzeciwko okien był wmontowany regał od podłogi po sufit z książkami. Po prawej stronie od wejścia była kuchnia. Białe szafy i czarne blaty, podłoga w drobną szachownicę. Przy jednej z szafek stał Luck i parzył kawę, a przy stole siedział Thor.
- Hej, kawy? - Zapytał Luck widząc nowo przybyłych do domu.
- Poproszę białą z cukrem - Odpowiedziała Laura bez zastanowienia. Dylan tylko pokręcił głową i oboje weszli do środka. Laura rozsiadła się przy Thorze, natomiast Dylan stanął przy lodówce i zajrzał do środka. Wyciągnął piwo i spojrzał na przyjaciół.
- Jak nasi goście?
- No cóż, stary, nie wiedziałem, że lochy można znaleźć w XXI wieku. Zajebista sprawa. Drą mordy nieprzerwanie, a i tak nic nie słychać. - Powiedział Thor z uśmiechem na twarzy.
- Są w lekkim szoku, bo nie za bardzo wiedzą, gdzie są i dzięki komu. Wszyscy plują jadem na Thomasa, że ich sprzedał i wmanewrował w to całe gówno. A jak u was? Załatwione? - Zapytał Luck patrząc na Dylana.
- U nas spokój. Pozbyłem się świadków wszelkich osobników w lochach, jak to określiłeś. Nie ma już nikogo, kto mógłby interesować się, gdzie oni są. Każdy z osobna podpisał mi, że będzie milczeć pod karą śmierci w razie sprzedania informacji gdzieś dalej. Idioci chwalili się rodzinom, że są w organizacji, więc nawet za bardzo nikt się nie zdziwił z naszego przyjazdu.
- No to teraz? Co z nimi zrobimy?
- Aligatory w Dakocie są głodne. Dawno nic nie żarły, ale zanim.... pogadamy sobie z nimi jutro. Dziś należy nam się odpoczynek i mała imprezka, tak dla relaksu.... - Powiedział Dylan i w tym samym momencie usłyszeli dźwięk dzwonka przy bramie. Dylan wcisnął guzik i wpuścił przyjezdnego do środka, i poszedł po odbiór cateringu. Wrócił do kuchni obładowany jak święty Mikołaj na święta w sierocińcu. Rozstawił wszystko na wyspie i zaczęła się degustacja jadła i napitku. Laura zajadała się jak szalona, nie miała nic w ustach od rana, więc przymierała głodem. Mężczyźni jedli steki z ziemniakami pieczonymi i najróżniejsze sałatki. Wszyscy raczyli się winem a gdy obiad dobiegł końca przenieśli się do salonu. Faceci jak to zazwyczaj bywa, oddali się rozrywkom sportowym. Laura szepnęła Dylanowi na ucho, że idzie pozwiedzać. Ten skinął głową i cmoknął ja w czoło wracając do chłopaków. Dziewczyna zapuściła się w teren. Jedne drzwi, drugie, trzecie. Napotkała na drodze łazienkę, gabinet, pokój kąpielowy, sypialnię, z tego co zauważyła gościnną jak i samego pana domu. Łóżko było olbrzymie, na komodzie stały zdjęcia Dylana z czasów studiów wraz z przyjaciółmi. Nigdzie nie widać było zdjęć rodzinnych. Zastanawiała się nad tym przez moment. Czy kiedyś on jej wspomniał o swojej rodzinie? Chyba jeszcze w europie coś napomknął, ale czy aż tyle, by rozumiała dlaczego brak zdjęć swoich najbliższych? Nie oddawała się dłuższym medytacjom na ten temat i poszła dalej w głąb korytarza. Na samym końcu otworzyła drzwi i jej oczom ukazał się pokój muzyczny. Laurze aż dech zaparło w piersiach. Perkusja, wiolonczela, kontrabas, gitara basowa i klasyczna, fortepian, saksofon, wszelkie dęte i smyczkowe instrumenty w zasięgu jej wzroku. Jej oczy zatrzymały się na tak dobrze jej znanym futerale. Wiedziała, co to i miała ciarki na plecach. Na wdechu podeszła bliżej i otworzyła wieko. Wciągnęła powietrze w płuca jeszcze głębiej. Jej oczom ukazał się Stradivarius. Najpiękniejsze skrzypce jakie kiedykolwiek widziała. Wypuściła powietrze i delikatnie ujęła je w dłoń. Z namaszczeniem przypatrywała się im dokładnie i z czułością wodziła po konturach. Odetchnęła i przyłożyła skrzypce do ramienia. W prawej dłoni smyczek i broda na obitym w białą skórę podbródek, oczy zamknięte i pierwsze dotknięcie smyczkiem strun. Laurze włosy na karku stanęły dęba, po kręgosłupie przeszedł dreszcz wstrząsając całym jej ciałem. Tego było jej trzeba. Oderwania się na chwilę od problemów, zdrad, intryg. Zatoniecie w świecie nut, muzyki, piękna. Po chwili grała, grała jakby świat miał za chwilkę zniknął, jakby miał się rozlecieć na miliony kawałeczków. Muzyka dawała jej siłę, radość, spokój ducha.
Oczy wypełniły jej łzy wzruszenia. Przepływała z jednej melodii w drugą bez pauzy. Tańczyła ze skrzypcami w dłoniach, jakby sama muzyka nosiła ją po pokoju. Po około pół godzinie grania opuściła rękę ze smyczkiem i westchnęła przeciągle. Otworzyła oczy i odwróciła się z zamiarem odłożenia skrzypiec na miejsce. W tym momencie spostrzegła, że ma widownię. Luck, Thor i Dylan siedzieli na kanapie w drugim końcu pokoju i przyglądali się jej z zachwytem. Luck z Thorem mieli zaskoczone, zszokowane miny a Dylan uśmiechał się od ucha do ucha. Klaskali i gwizdali jak na koncercie rockowym. Dylan podniósł się z miejsca i podszedł do dziewczyny.
- To było piękne, przepiękne. Może razem coś zagramy? - Spojrzał intensywnie w jej oczy.
- Razem? Jak razem... - Nie rozumiejąca jeszcze nic, Laura patrzała jak zagubiona łania na Dylana. Ten uśmiechnął się szeroko i odszedł o krok od dziewczyny, ująwszy w dłoń saksofon. W tym momencie Thor usiadł za perkusją a Luck wziął do ręki gitarę. Dylan jednym płynnym ruchem podszedł do szafy i wyciągnął nuty. Otworzył każde po kolei na jednym utworze i pokazał wszystkim zebranym. Laura nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Jakby śniła... O co chodziło? Wypili za dużo?
Raz, dwa, trzy... pałeczki w ruch i gitara wydała pierwsze dźwięki. Laura pomimo szoku, patrzała na nuty, to na chłopaków i grała. Nie mogła oderwać oczu od Dylana, który z saksofonem w dłoniach i zamkniętymi oczami oddawał się muzyce, jakby świat nie istniał. Dziewczyna już na milion procent wiedziała, że to facet jej życia. Ciepły, kochający, dbający o jej dobro, o jej potrzeby, chroniący a do tego, gra na instrumentach, z nią gra... Coś, co nie miało nigdy wcześniej miejsca, teraz spełniało się z wielkim hukiem. Jej marzenia przybrały wygląd Dylana. Teraz tylko jeszcze musiała jakoś mu to uświadomić. Ale tym zajmie się później. Teraz czas na odprężenie.
CZYTASZ
Miłość w chmurach
RomanceDwudziesto siedmiolatka, rekin biznesu, bezkompromisowa, ostra, nie lubiąca kompromisów jak również wazeliniarstwa. Trzydziestoczteroletni, od zawsze w biznesie, nieokiełznany, zdobywający czego chce i zawsze gdy chce. Czy znajdą wspólny język gdy i...