Zakupy minęły w bardzo szybkim tempie. Dylan miał już nową garderobę na kilka dni. Przyznawał Laurze rację, że nie może na razie pokazywać się w mieszkaniu. Nie wiedzieli, co prawda, że on jest szefem organizacji, ale wiedzieli gdzie mieszka. No i wolał pozostać bez ujawniania się wrogom, zanim ich wykończy.
Firma Laury jakby spała, gdy szefowa wraz z mężczyzną u boku weszła do budynku. W recepcji nie było nikogo. Laura zacisnęła szczęki i pomaszerowała w kierunku wind. Dylan bez słowa za nią. Z jej mimiki nie szło nic wyczytać, natomiast z mimiki twarzy Dylana widać było, że czeka na fajerwerki.
- Cieszy cię to? - Spojrzała na niego z przymrużonymi oczami.
- Nie cieszy, nie podoba mi się, że masz tak niekompetentnych pracowników. Cieszy mnie fakt, że będę mógł obserwować cię w akcji. To pobudza moją wyobraźnię.
- Bardzo śmieszne ha ha ha. - Sarkastycznie ucięła Laura.
- Chyba na poważnie przyjmę posadę dyrektora personalnego u ciebie. Może wtedy jakoś ich poustawiam...
- Dajesz, krasnalu. Mnie się nie udało. Jeżeli potrafisz czarować, zapraszam serdecznie. Pamiętaj tylko, że tu ja jestem szefem - Mrugnęła okiem i uśmiechnęła się cała w skowronkach.
Dylan przyjrzał się jej uważnie.
- Pożresz mnie, prawda? Jak coś skopię, pożresz mnie?
- Nawet nie wiesz, jak wielki apetyt mam na ciebie.... - Wymruczała. Dylan jednak nie mógł zareagować na jej uwagę o pożeraniu, gdyż dotarli do piętra z Laury gabinetem. Pani prezes wyszła pierwsza. Dumnie przechodziła przez hol, gdzie podobnie jak w recepcji, nie było nikogo. Dylan wyprostowany szedł za nią. Twarz miał nieprzeniknioną. Zatrzymał się trzy kroki od kobiety, która, jak się domyślał, sprawdzała pokój socjalny.
- Za dziesięć minut w moim gabinecie. Wszyscy... - Powiedziała nadzwyczaj spokojnie. Nie zamykając za sobą drzwi, odwróciła się od pracowników, teraz już nie tak bardzo roześmianych i ruszył wzdłuż holu, do swojego gabinetu - Panie Sparks, zapraszam za mną.
Dylan rozsiadł się w fotelu przed biurkiem Laury. Laura zajęła swoje miejsce. Korespondencji brak, telefon dzwonił, jednak nikt nie kłopotał się, by go odebrać. Laura zostawiła Dylana i poszła zrobić jemu i sobie kawę. Nie wołała do tego nikogo, nie była pewna, czy jeszcze ma jakichkolwiek pracowników. No przynajmniej tu, na miejscu. Zaparzyła kawę i z tacą wróciła do gabinetu.
- Nie myślałam, że ludzie w taki sposób podchodzą do pracy. Nie tylko u mnie, ale ogólnie. Co się, kurwa mać, dzieje? Jakoś wydawało mi się kilka ładnych lat temu, że ludzie szanują pracę, ale teraz bardzo w to wątpię.
Dylan chciał już odpowiedzieć, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Czas na show - Powiedziała szeptem - Proszę! - Teraz już stanowczo.
Do gabinetu, jak na ścięcie, wszedł cały personel Laury. Ona stała przed biurkiem z rękoma wzdłuż ciała, dłońmi opartymi o blat. Kolejno przyglądała się wszystkim. Nie ominęła nikogo z załogi. Nie czekając na atak serca któregoś z pracowników, czy też akt desperacji i próbę jej zabójstwa, zaczęła.
- Pan Dylan Sparks jest od tej chwili waszym przełożonym. Odpowiada przede mną, jednak każde z was, oddzielnie, jak i zespołowo, odpowiadacie przed nim. Nie mam czasu ani ochoty zajmować się wami i regulaminem pracy. Jedno mogę obiecać. Będę was obserwować. Nie ujdzie nikomu takie zachowanie, jakie zastałam dziś w firmie. Telefony się urywają, recepcja świeci pustkami a szanowni państwo siedzą i kawkę piją. Świetnie. Ten dzień będzie obcięty z wynagrodzeń. Dodatkowo, za karę, za tak absurdalne zachowanie podczas mojej nieobecności, wszelkie premie czy nagrody zostają wstrzymane na czas nieoznaczony. Z mojej strony to wszystko. Panie Sparks, czy...
CZYTASZ
Miłość w chmurach
RomansDwudziesto siedmiolatka, rekin biznesu, bezkompromisowa, ostra, nie lubiąca kompromisów jak również wazeliniarstwa. Trzydziestoczteroletni, od zawsze w biznesie, nieokiełznany, zdobywający czego chce i zawsze gdy chce. Czy znajdą wspólny język gdy i...