57

1.2K 92 11
                                    

Aromat kawy docierał powoli do jeszcze zamglonego umysłu Laury, która kierowała się w stronę kuchni. Na pół śpiąca usiadła na stołek i oparła głowę na dłoniach.

- Coś cienko wyglądasz? Dobrze się czujesz? - Luck postawił przed dziewczyną parujący napój bogów i usiadł naprzeciwko ze swoim kubkiem w dłoni.

- Nic nie mów. Nie wiem co, ale coś mnie połamało... - Odpowiedziała i przywarła ustami do krawędzi by czerpać siłę ze swojego źródełka mocy. 

- Chyba ktoś, słychać was było nawet tutaj! - zaśmiał się Luck, co doprowadziło Laurę do parsknięcia i puszczenia kawy nosem. Rumieniec wykwitł na jej twarzy, gdy unosiła zdziwione oczy na mężczyznę, bezczelnie się do niej uśmiechającego całą długością swoich perfekcyjnie białych ząbków. 

- Super.. - Szepnęła zażenowana pod nosem.

- Co tam marudzisz? Przecież nic nie mówię. Wasz dom, wasze wrzaski. Prosiłbym tylko, byście uprzedzali o takich spektaklach. Popcorn się przygotuje i posłucha z rozkoszą... - Nie dawał spokoju Luck czym wkurzył Laurę do czerwoności. Dziewczyna zerwała się z miejsca, jakby ją coś po nogach gryzło i wymierzając, jednym szybkim ruchem ręki cisnęła kubkiem w mężczyznę przed sobą. Ten jednak zrobił unik, ratując swoją głowę od uderzenia. Pocisk rozbił się o ścianę i rozsypał na drobne kawałeczki. Laura nie czekając na kolejny komentarz wyszła z kuchni, założyła adidasy i wyszła z domu. Postanowiła pobiegać trochę i oczyścić umysł. Ulice były ciche, śpiące. Dochodziła siódma rano. Nowojorczycy wstawali powoli z łóżek, szykowali sobie śniadania i kawę a Laura, jakby ją opętały moce wszechświata, biegła przed siebie jakby napędzana dodatkowymi bateriami. Dziewczyna miała wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem gubi myśli, cały stres i napięcie, jakie towarzyszyły jej od kilku dni. Nie umiała tego umiejscowić, jednak czuła pod skórą, że wydarzy się coś strasznego. Niekiedy przejechał samochód, jednak muzyka dudniąca ze słuchawek zakłócała wszystko w koło. Minęło półtorej godziny, gdy zmęczona i spocona wróciła do domu. Zamykając za sobą drzwi usłyszała , jak Dylan kłóci się z Luckiem w kuchni. Weszła tam, przerywając niewybredną wymianę zdań i starając się iść prosto i bez zadyszki, kroki swoje skierowała do lodówki, sięgając z niej wodę. 

- Wszystko w porządku, mała? Słuchaj, przepraszam. Nie chciałem cię wkurwiać od rana.. - Zaczął Luck, lecz Laura przerwała mu ruchem dłoni.

- W porządku, nie przejmuj się. Już wszystko jest ok. Może i nie powinnam tak reagować, cóż. Mało spałam, jak zauważyłeś więc jestem drażliwa. 

- Serio gadasz, czy mnie wkręcasz? - Luck nie wierzył w to co właśnie usłyszał.

- Serio. I przepraszam za mój rzut, co prawda nie trafiony jednak zamierzony. A teraz wybaczcie, idę się ogarnąć. Dylan, mamy dzisiaj trzy spotkania. Pamiętasz o wszystkim? - spojrzała trochę cieplej na mężczyznę swego życia. Żeby wiedział to, co ona wie, inaczej by się patrzył na nią. Jednak nie był świadom niczego, nie dowierzał jej słowom. Przytaknął tylko i patrzał, jak dziewczyna zmierza ku schodom i na piętro do sypialni.

- Co to było? - Luck stał jak wmurowany, wskazując ręką w kierunku, gdzie zniknęła Laura. 

- Mnie pytasz? Sam mówiłeś, mission inpossible, pamiętasz? 

- Ale, no bo, kurwa! Sam już nie wiem.

- Bracie, spokojnie. W końcu wybuchnie i będziemy wiedzieć na czym stoimy. Trzeba czasu. Tego się nauczyłem przy niej, czas. 

Firma tętniła życiem, gdy Dylan z Laurą dotarli na miejsce. Klienci stali w kolejce przy recepcji, głodni wiedzy, informacji o nowym produkcie wypuszczonym do sprzedaży przez Laurę. Dziewczyna szła z wielkim uśmiechem na twarzy i przyglądała się ludziom z satysfakcją. Dylan trzymał ją za rękę i tak jak i ona wyszczerzał się szeroko do każdego napotkanego przedsiębiorcy. Gdy dotarli na swoje piętro, weszli do gabinetu i roześmiali się w głos. Dylan był niesamowicie dumny z poczynań Laury. Jego firma działała prężnie i bez żadnych wypadków, mógł w związku z tym pracować wraz z narzeczoną i spędzać z nią czas. Był szczęśliwym facetem, zakochanym po uszy, ze świadomością, że ta dziewczyna także go kocha mocno i szalenie. Nie potrafił już nawet pomyśleć po czymś, bez wiązania tego z jej osobą. Laura natomiast, czując obecność Dylana w koło siebie, czuła bezpieczeństwo, którego tak jej brakowało, a które szukała całe życie. Dodatkowo, jej wielka miłość była spełnieniem jej najskrytszych marzeń, kimś, kto nie bał się jej charakteru, był kimś, kto dorównywał jej w sile i sadyzmie. Dzięki Dylanowi, Laura czuła się kobietą, mała, drobna, słaba, jak powinna czuć się każda kobieta przy ukochanym mężczyźnie. 

Ani się obejrzeli jak nastał wieczór. Z biura pojechali prosto na strzelnicę. Tam, przebrawszy się w stroje służbowe, weszli do sali pełnej młodego nabytku i rozpoczęli ostateczny test. Dylan, Luck i Thor nadzorowali wszystko. Zadawali pytania kandydatom, sprawdzali kondycję fizyczną, posłuch na wydawane rozkazy. Laura stała z boku. Przyglądała się reakcją na poszczególne polecenia. W swoim notesie zaznaczała, kto się waha, kto wzdryga na konkretne słowa, wydane polecenia, kto z dziwną satysfakcją reaguje na sadystyczne polecenia. Wszystko to było bardzo ważne, nie chcieli słabeuszy, jednak nie poszukiwali psychopatów. Ludzie, którzy pracowali w organizacji, odróżniali dobro od zła. Wiedzieli, na czym polega ich misja i bez mrugnięcia okiem wykonywali dany rozkaz, jednak mieli empatię w sobie. Potrafili odczytywać ludzkie emocje i wyciągać z nich wnioski. Jeżeli Dylan pomyliłby się przy wyborze kogokolwiek, leżeliby od ręki. Zdrajcy, psychopaci, schizofrenicy odpadali właśnie w trakcie szkoleń na strzelnicy. Każdy miał świadomość, że uczestniczy w kursie na coś mocnego, jednak wiązali to z rządowym planem ściśle tajnym bądź z FBI.  

Selekcja dobiegała końca. Chłopcy podeszli do Laury po wskazówki, jakie wychwyciła, naradzili się i wrócili na poprzednie miejsca. Laura spacerowała wzdłuż ściany, przyglądając się kandydatom. W jednym z nich coś jej się nie podobało. Miała wrażenie, że zna tego kogoś, już gdzieś go widziała. Nie potrafiła na początku sobie przypomnieć, gdzie to było. Spacerowała i myślała intensywnie. Jednak jeden drobny szczegół przykuł jej uwagę i wywołał natychmiastową reakcję. Rzuciła się do przodu, widząc błysk metalu i dobiegła do miejsca w momencie gdy padł strzał. Nokautem udało jej się powalić napastnika, jednak sama wraz z nim padła na ziemię jak długa. Tłum się rozpierzchnął, pozostawiając na ziemi Laurę i powalonego strzelca. Dylan doleciał do dziewczyny i spojrzał na ziemię w koło niej, coraz bardziej barwioną krwią. Thor odsunął przyjaciela i zajął się dziewczyną a Luck wskazał na dwóch obok siebie chłopaczków i kazał związać zamachowca. 

- Nic ci nie będzie, wariatko. Leż spokojnie, już się wszystkim zajmiemy. - Mówił uspokajającym tonem Thor, kierując słowa do Laury. Dziewczyna spojrzała na przyjaciela załzawionymi łzami i wyszeptała 

- Ratuj go. Proszę, ratuj go. 

- Kogo? - Thor nie rozumiał, kogo ma ratować. Zamachowca? Przecież nic mu nie było, więc o co chodzi? 

- Dziecko! - Powiedziała na tyle głośnio, że i Luck i Dylan stojący za przyjacielem usłyszeli jej słowa. 

Miłość w chmurachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz