Wybiła godzina zero. Thor i Luck ubrani w służbowy strój i maskę, udali się na spotkanie w wyznaczonym miejscu. Dylan z Laurą jechali z Luckiem jego autem, Thor własnym. Zaparkowali i ruszyli ku paszczy lwa. W tym czasie Dylan z Laurą siedzieli w samochodzie na parkingu i czekali na sygnał od chłopaków, że teren czysty.
- A co jeżeli i oni nas sprzedadzą? Nie boisz się, że sami poszli? - Laurę naszły wątpliwości.
- Nie boję się. Luck to godny zaufania zawodnik. Thor także. Oboje byli ze mną na akcji kilka lat temu. Obojgu z nich uratowałem życie i to dosłownie, biorąc na siebie strzały. Mają dług wdzięczności. Nie zamierzam ich z tego rozliczać, jednak mam pewność, że im akurat można ufać.
- Obyś się nie mylił... - Westchnęła Laura i w ciszy czekali na wiadomość od przyjaciół. Piętnaście minut później na telefon Dylana przyszła wiadomość " Teren czysty". Uśmiechnął się do Laury i wskazał na magazyn naprzeciwko nich palcem.
- Idziemy - Otworzył drzwi i przebiegł na drugą stronę samochodu, otwierając Laurze drzwi. Za rękę ruszyli w stronę biura w piwnicach magazynu. Szli pewnym, sprężystym krokiem. Gdy dotarli do biura Shadow, ich oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Siedmiu chłopa leżało i spało, jak małe dzieci podczas leżakowania. Brakowało jedynie kocyków, by ich poprzykrywać. Dylan przyjrzał się każdemu po kolei, zdjął ich maski i już doskonale wiedział, kto kim był. Kilku z nich pracowało dla niego w firmie i nie miał o tym pojęcia. Byli architektami, cóż, co za szkoda, byli całkiem dobrymi pracownikami jednak teraz... no niestety. Spojrzał na Lucka i na kartce napisał adres na przedmieściach Nowego Yorku. Luck go przeczytał i podał do Thora.
- Tu masz klucz. W holu przy schodach znajdziecie drzwi z ciemnego drewna. Za nimi są schody do piwnicy. Gdy już tam będziecie, po lewej macie kolejne drzwi i kolejne schody. Tam są cele, cóż , chyba tak mogę nazwać pokoje gościnne dla chłopaków. Są cztery. Zamknijcie ich tam. Thomas ma zostać związany i zakneblowany i sam. Nie chcę by za dużo gadał...
- A wy? Jak dostaniecie się do miasta i co w ogóle dalej?
- Rozgośćcie się w moim domu. Ja z Laurą przyjedziemy po południu. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w centrum. Czujcie się jak u siebie. Jeżeli coś będziecie potrzebować, dajcie mi znać. Przywiozę wszystko.
- Spoko. To idziemy po samochody - Thor uścisnął rękę Dylana i z Luckiem wyszli na zewnątrz. Po chwili powrócili i kolejno zabierali ze sobą otumanionych byłych współpracowników do aut i po załadowaniu wszystkich, ruszyli pod wskazany adres. Laura spojrzała na Dylana.
- I teraz?
- Teraz zajmiemy się każdym po kolei. Z tego co wiem, mają rodziny i będą szukani. Nie możemy ich tak po prostu zabić, jednak możemy ich uciszyć na wieki. Idziesz ze mną?
- Idę.... - Powiedziała i mocno złapała mężczyznę za rękę.
Wyszli i skierowali swoje kroki do postoju taksówek nieopodal. W centrum byli około czterdzieści minut później. Pierwszy ruch, biuro Dylana. Weszli razem, za rękę i nie oglądając się za siebie, udali się prosto do kadr. Dylan podyktował pracownikowi, kto ma zostać zwolniony w trybie natychmiastowym za samowolne opuszczenie stanowiska pracy i sprzedaż informacji konkurencji. Z biura kadrowego pojechali do gabinetu Dylana. Tam mężczyzna wziął swoje akta, w których trzymał wszelkie dane swoich pracowników. W przeszłości kilkakrotnie przekonał się, że lepiej wiedzieć za dużo o swoich pracownikach, jak za mało. Zawsze ma większe pole manewru, gdy chodzi o grożenie, czy też sprzedaż innym jego pomysłów.
- Dobra, tu skończyłem. Teraz twoje biuro... - Powiedział i ujął Laurę za dłoń, wyprowadzając ją z biurowca do samochodu zaparkowanego nieopodal.
- Przygotowany na każdą ewentualność? - Spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- Ty masz prochy, ja mam auta. Pasujemy do siebie idealnie. - Puścił jej oczko i otworzył drzwi by wsiadła do środka. Ruszyli z piskiem opon. Laurze w głowie wirowało. Za dużo i za szybko. Jednak nie to miało na nią taki wpływ. Uwielbiała akcje z chłopakami. Szybko i konkretnie. Nie było czasu na zastanowienie się nad czymkolwiek, działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Tym razem sama obecność Dylana i to, od tak długiego czasu wpływała na nią. Rozmiękczała ją. Kiedy to ostatni raz płakała? Nie pamiętała sama, a przy nim już kilka razy rozkleiła się jak jakaś mała dziewczynka. Nie podobało jej się to, że mięknie, a z drugiej strony, przecież była kobietą z krwi i kości. Miała prawo do płaczu, fochów, złości i krzyku. Nigdy jednak nie przypuszczała, że jakikolwiek mężczyzna będzie wydobywać z niej wszelkie miękkie cechy, kruche. A nie chciała być krucha. Chciała za wszelką cenę pozostać twardą dziewczyną, która sobie sama ze wszystkim poradzi, no prawie wszystkim. Wróciła do rzeczywistości po dotyku Dylana w dłoń.
- Kochanie, jesteśmy na miejscu. Szybka inspekcja i adres Thomasa. Nie mamy czasu, więc się nie ociągamy ok? - Spojrzał na nią z miłością, która sparaliżowała dziewczynę do szpiku kości.
- Spoko, krasnalu. Dam radę. Idziemy. - Tym razem to Laura chwyciła Dylana za dłoń i poprowadziła do swojego królestwa. Plecy wyprostowane, głowa wysoko. Włosy luźno puszczone kołysały się na jej łopatkach. Dziewczyna w tej własnie chwili emanowała taką siłą, że każdy przechodzień oglądał się za nią. Weszli do biurowca. Recepcja zajęta przez czarnowłosą dziewczynę, na oko dziewiętnastoletnią. Laura bez słowa przeszła obok, nie puszczając ręki Dylana nawet na moment. Przy windzie spojrzała na mężczyznę, który świecił radością, jak jarzeniowa żarówka. Jego uśmiech odbierał Laurze mowę, jednak nie tym razem i nie w tym miejscu. Nie ma opcji, że sobie teraz odpuści. Ona tu rządzi i nikt inny. Wjechali na jej piętro i szybkim krokiem mijali kolejno pracowników. Laura zatrzymała się przy biurze zatrudnienia i otworzyła drzwi.
- Dane Thomasa do mnie za dwie minuty. - Zamknęła drzwi i ruszyła sprężyście do gabinetu. Odpaliła komputer i migiem odpowiedziała na maile z europy. - Musimy lecieć do Rzymu. Mamy mały problem. Umówiłam nas za tydzień od dzisiaj, więc sprawy tutaj musimy ogarnąć w tydzień. Damy radę, co? - Spojrzała na Dylana, który podziwiał to zwierzę biznesowe, w które przemieniła się Laura, wysiadając pod biurem z samochodu.
- Damy, spokojnie. Tylko nie możemy odpuścić nawet o milimetr. Wiesz o tym co?
- Nie, no coś ty, serio? Chyba nie myślisz, że chcę by mnie zakopano albo utopiono w betonowych bucikach albo i lepiej. Nie wrócę do domu.... nie ma bata!!! - Spojrzała surowo na mężczyznę swojego serca.
- Nigdzie nie wracasz, no w sumie.... wrócimy tam, ale z innym planem niż błaganie o pomoc.
W tym momencie usłyszeli pukanie do drzwi. Laura zaprosiła pracownika do siebie, odebrała dane Thomasa i korespondencję do niej.
- Jeszcze jedno. Nikt nie może kontaktować się z Thomasem bądź jego rodzina. Nawet niech o tym nie myśli. Przekaż wszystkim, że Thomas was szpiegował i ma haki na każdego, i kto będzie chciał to sprawdzić może przekonać się, że nie ma już pracy. To wszystko. - Powiedziała i odwróciła się do Dylana. Dziewczyna z działu personalnego spojrzała ciekawie na Dylana, jednak szybko się wycofała.
- Teraz będą mieli o czym gadać! - Zaśmiała się Laura.
- Lepiej o nas jak o tym idiocie. A tak przy okazji, kolekcjonujesz dane pracownicze? - Spojrzał na nią zaciekawiony.
- Ktoś kiedyś mnie tego nauczył. Lepiej znać ludzi w swoim otoczeniu, bo nigdy nie wiesz, kiedy i co na ciebie spadnie. - Mrugnęła i pocałowała go miękko w usta. Zapakowała teczkę w torebkę i wyszli z gabinetu. Przy windach, czekając na jej przyjazd Dylan widział, jak wszyscy ciekawie im się przyglądają. Objął Laurę nie oczekiwanie i zanim zniknęli w windzie, na oczach wszystkich zebranych, pocałował ją namiętnie i gorąco. Dało się słyszeć westchnienie w momencie, gdy winda zamykała się za nimi już w środku. Laura pieszczotliwie uderzyła go w pierś, a on wybuchnął śmiechem.
- Teraz na pewno będą o nas gadać, a my.... cóż, zaczniemy od Thomasa. - Powiedział i objął dziewczynę mocno.
CZYTASZ
Miłość w chmurach
RomantikDwudziesto siedmiolatka, rekin biznesu, bezkompromisowa, ostra, nie lubiąca kompromisów jak również wazeliniarstwa. Trzydziestoczteroletni, od zawsze w biznesie, nieokiełznany, zdobywający czego chce i zawsze gdy chce. Czy znajdą wspólny język gdy i...