21

1.7K 94 3
                                    

Dziwne uczucie połechtało Dylana po żołądku. Nie wiedział jak zareagować. Na ustach wykwitł mu uśmiech, jednak nie do końca można było nazwać to uśmiechem. Cóż, nie często ktoś po prostu dziękuje mu za takie postępowanie. Laura w oczach Dylana była inna. Kręciły ją walki, strzelanie. W jego drużynie czuła się jak w domu, co sama mu przyznała. Czuł coś, co... nie potrafił zidentyfikować, a może nie chciał, jednak wolał nie myśleć o tym teraz. W obecnej chwili musiał się skupić na misji. Nie miał czasu roztrząsać swojego dziwnego uczucia co do osoby Laury. Spojrzał w końcu na nią i powiedział krótko.

- Jedziemy.

Laura rozsiadła się wygodnie. Ściągnęła buty ze stóp i oparła je o deskę rozdzielczą. Przed nimi cztery godzinki drogi. Przez intruza w domu nie wzięła prysznica, ani nie zapakowała ciuchów na przebranie, jak i na misję. Miała cichą nadzieję, że Dylan przygotował się zawczasu, bo inaczej byli w czarnej dupie. Włączyła radio i wraz z nim śpiewała pod nosem. Czasami spoglądała w stronę kierowcy, który skupiony na drodze, zdawałoby się nie zwraca na nią szczególnej uwagi. Jednak Dylan wszystko widział. Był człowiekiem, któremu nie umykały takie rzeczy jak ktoś przyglądający się mu ukradkiem, czy uśmiechający się pod nosem. Pozwolił sobie na chwilkę relaksu i nucąc wraz z radiem i Laurą, ręką wybijał rytm na kierownicy.

Dotarli do Bostonu po dziesiątej wieczorem. Zajechali do kamienicy, która znajdowała się w pobliżu Akwarium. Okazało się, że Dylana firma ma tam swoje biura, a w gabinecie Dylana jest przejście na piętro wyżej z jego miejscem postoju. Za Laurą zamknęły się drzwi. Rozejrzała się po wnętrzu. Ściany w surowym betonie i czerwonej cegle. Kanapa, stolik kawowy, lampa. Wyposażenie salonu.

- Nooo, powiem ci, powalasz stylem... - Wskazała ręką na miejsce, w którym właśnie stała.

- Rzadko tu bywam, a jeżeli już, to ze względu na sprawy służbowe. To... - Wskazał jak Laura przed chwilką – Miejsce tylko do spania. Nic nie potrzeba więcej, gdy padasz na pysk...

- Może i nie, jednak. Masz kawę lub coś mocniejszego? – Spojrzała z nadzieją w głosie.

- Mam, zaczekaj. – Oddalił się od niej i udał do wnęki za zakrętem. Laura poszła sprawdzić, co tam znajdzie. Oto i jej oczom ukazał się aneks kuchenny, kilka szafek i ekspres do kawy. Laura pokręciła głową i wróciła na miejsce, w którym Dylan ją zostawił. Zaciekawiły ją drzwi, jedyne oprócz wejściowych, które znajdowały się w pomieszczeniu. Uchyliła je i zajrzała do środka. Wielka szafa i łóżko, łoże... królewskie loże pościelone i ach, zapierające dech w piersiach. Rozmiar King XXL, do tego wysokie tak, że gdy Laura stanęła obok, sięgało jej do pasa.

- Nooo, chociaż wyrko porządne. – Uśmiechnęła się do mężczyzny, który właśnie wrócił z kieliszkami wypełnionymi czerwonym winem.

- Głodna?

- Troszeczkę. Nie mieliśmy czasu ogarnąć wszystkiego u mnie. Nie wiem jak on się dostał do środka...

- Najpierw kolacja, potem rozmowa. Z głodnym żołądkiem nic nie wymyślisz. A poza tym, twój więzień jest w doskonałych rękach. Nikt jak Luck, nie wyciągnie z niego informacji, dla kogo pracuje i czego szukał.

- Tylko jedno mnie niepokoi. Po co włamywał się do domu? Nigdy nic tam nie trzymałam. Wszystko mam albo w skrytce w banku albo w sejfie w biurze. Choć może szukał broni. Tą mam w domu i tylko to. Nic poza tym więc...

- Skąd miał niby wiedzieć, że nic w domu nie trzymasz? Jak wrócimy, dowiemy się wszystkiego. Teraz, kuchnia chińska, hinduska czy zwykły burger z frytkami? – Spojrzał na nią i czekał na decyzję.

- Burger, frytki, sałatka i dużo keczupu.

Dylan uśmiechnął się i wrócił do aneksu, by zadzwonić po zamówienie. Po chwili, usiadł koło niej na kanapie i chwycił jeden jedyny pilot w mieszkanku. Wdusił jakiś przycisk i po wolnej przestrzeni rozległ się szmer i brzęczenie. Laura rozejrzała się dookoła i po chwili zabrakło jej słów. Siedziała z otwartymi ustami i przyglądała się wszystkiemu, co się dzieje. Ze ściany z betonu wydobył się telewizor a z sufitów wypadło kilka głośników. Dylan śmiejąc się z jej reakcji, włączył jakiś program i podał jej pilota.

- Czuj się jak u siebie. Muszę zadzwonić i poczekam na żarcie na dole. Za chwilkę wracam. – Wstał i wyszedł.

Laura początkowo chciała mu nawtykać, że skoro nazwał ją swoim wspólnikiem, może przy niej dzwonić. Jednak po chwili dotarło do niej, że nie samą pracą żyje człowiek. Skoro ona nie rozmawia z rodziną, nie znaczy, że i Dylan ma beznadziejne stosunki ze swoimi. Może chciał dzwonić do domu, a nie chciał przy niej tego robić. Rozsiadła się wygodnie i przełączała z kanału na kanał. W końcu skończyła wyszukiwać i włączyła kanał muzyczny. Oparła głowę o oparcie kanapy i zamknęła oczy, wsłuchując się w muzykę, która właśnie opatulała jej umysł i skłaniała ciało do relaksu. Cichutko śpiewała wraz z telewizorem. Dylan po cichu wszedł do mieszkania i spojrzał na siedząca Laurę. Zrelaksowana, szczęśliwa. Zamknięte oczy i śpiew z uśmiechem na ustach. Widział, jak muzyka odpręża ją i uwalnia od wszelkich problemów.

- Kolacja przyjechała. – Powiedział nie za głośno, by jej nie przestraszyć swoim nagłym wejściem do mieszkania. Dziewczyna tylko skinęła głową i otworzyła jedno oko.

- To dobrze, jestem troszeczkę głodna. Dawaj, co tam masz... - Powiedziała i podniosła głowę z oparcia. Już obojgiem oczu przyjrzała się mężczyźnie i posłała mu uśmiech. 

Dylan usiadł obok i rozłożył przyniesione pudełka przed dziewczyną i przed sobą. Oboje w ciszy zaczęli zjadać burgery, przegryzając frytką i sałatką. Dylan nie mógł wyjść z podziwu, że kobieta, która siedzi obok na kanapie, zjada takie ilości jedzenia, nie hamując się wcale a wcale. Zazwyczaj wszystkie panie, z którymi był na kolacji, zamawiały jedynie sałatkę i nawet jej nie zjadały do końca. A tu obok, gwiazda o rudych, kręconych włosach i najbardziej szmaragdowych oczach, jakie kiedykolwiek widział, kończyła właśnie kolację, którą on sam nie był w stanie zjeść sam w całości, przy czym wydając odgłosy podziwu i zachwytu nad najnormalniejszym burgerem, jaki może istnieć. Był zachwycony. Uczcie to było tak odświeżające, że aż uderzało do głowy.

Posprzątanie nie zajęło za wiele czasu. Gdy wszystkie pudełka znalazły się w śmieciach, mężczyzna wyciągnął teczkę szarego koloru i położył ją przed Laurą. Dziewczyna bez pytania otworzyła ją i sprawdziła, kogo dotyczy ich misja. Ze zdziwieniem spojrzała na mężczyznę obok.

- Przecież to... - Pokazała palcem zdjęcie.

- Dokładnie tak. Mamy zneutralizować zagrożenie...

- Jezu, nigdy bym nie pomyślała, że on jest do tego zdolny - Powiedziała czytając raport.

- Też było mi ciężko uwierzyć, jednak sprawdziłem, to sama prawda, nic na wyrost. Nawet kilka rzeczy zatajono.

- Jakich... - Laura spojrzała z pytaniem w oczach na Dylana

- Nie chcesz wiedzieć, zwłaszcza, że go nie likwidujemy a dostarczamy pod wskazany adres...

- Plan?

Dylan przedstawił jej plan szczegółowy misji na jutrzejszy dzień. Zaraz po dostarczeniu przesyłki wyjeżdżają, by nikt i nic nie wiązało ich z tym miejscem. Zadanie łatwe i wszelkie ryzyko przewidziane i zredukowane do zera. Laura raz jeszcze przyjrzała się zdjęciu i osobie na nim. Nigdy nie pomyślałaby, że ten właśnie człowiek wspiera wojnę w krajach arabskich, jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Nie pierwszy raz spotkała się z sytuacją, gdzie nie chciała wierzyć w raport. Jednak jeszcze się nie zdarzyło, by był chociaż o ociupinkę zakłamany. Nie mogła zrobić nic, jak tylko przygotować się na dzień kolejny i na pierwszą akcję po trzech latach przerwy.

Miłość w chmurachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz