Ziemia była zagrożona. Znowu. Po raz kolejny, ktoś musiał ją ratować. Ponownie. Tym razem zagrożenie stanowiły siengańskie [czyt. sjengańskie] bomby, gotowe do zniszczenia całej planety. Bohaterowie z całej Ziemi połączyli swoje siły w celu ratowania planety. Lex Luthor, przedstawiciel ściśle tajnej organizacji Błysk, dał każdej parze bohaterów po jednym "jajku", które miały unieszkodliwić bomby. Nie miało znaczenia, w zaistniałej sytuacji, że to właśnie ta organizacja ściągnęła na Ziemię Siengan. Wszystkim zależało tylko na tym, aby uratować swoją ojczystą planetę. I udało się. Ale, jakim kosztem.
Wszystkie dwadzieścia dwie bomby zostały wyłączone. Została wykryta, niemal w ostatniej chwili, dwudziesta trzecia bomba. Na Antarktydzie. Liga Sprawiedliwych miała swoje stacje zeta na całym świecie, za wyjątkiem biegunów. No bo, po co budować teleporter w miejscu bez ludzi, których trzeba chronić? Ta jedna bomba może zniszczyć cały świat. Flash i Impuls musieli działać.
Z pomocą swojej super szybkości, dotarli na Antarktydę. Niestety, za późno. Bomba zdążyła się naładować. Jedynym ratunkiem dla świata było przeładowanie bomby ogromną ilością energii kinetycznej, którą można spowodować biegiem z nadludzką prędkością. Tak też zrobili. Problem i to dość poważny, pojawił się, kiedy okazało się, że ich prędkość jest zbyt mała. Mały Flash, dowiadując się o tym od razu pobiegł im z pomocą. Kiedy Artemis, jego dziewczyna, zauważyła jego zniknięcie do razu pobiegła do swoich najlepszych przyjaciół: Wodnika, Marsjanki, Superboya, Nightwinga i Fire Girl*. Niebieski Żuk postanowił się do nich przyłączyć. Wszyscy wsiedli do marsjańskiej biorakiety i ruszyli w kierunku bomby.
Po wylądowaniu od razu wyskoczyli ze statku.
Wszędzie było tak biało, że linia horyzontu stała się praktycznie nie widzialna. Jedynym wyróżniającym się elementem był ogromny wir na środku lodowego pustkowia. Wyglądało to jak ogromny szary huragan sięgający do nieba, tworząc tym samym burzowe chmury, z których ciskały jaskrawe, niebieskie pioruny. Na dole widniały biegające w kółko pioruny. Najdalej jasnożółty, Impuls, bliżej czerwone, Flash, a najbliżej żółte u góry, czerwone na dole, Mały Flash. On był najwolniejszy w związku z czym wyłaniała się z nich rozmazana postać Wally'ego. Mroczne tornado zwalniało, wydając z siebie co raz więcej piorunów. Niepokojące, że wszystkie trafiały w jedną osobę. W Wally'ego.
Niebieski Żuk, mimo początkowej radości z udanej misji, z czasem stał się pochmurny, słysząc wiadomość od swojego pancerza, kosmicznej technologii z sztuczną inteligencją.
W środku tornada Flash, zauważył, że z jego siostrzeńcem dzieje się coś złego.
- Nie jest dobrze, Barry - powiedział Mały, widząc, że się powoli rozpływa w powietrzu.
- Bart, pomóż mi wypompować trochę energii z Małego - wydał polecenie zaniepokojony Barry.
- Nie - zaprotestował. - Artemis mnie za to zabije. Już nawet nie chcę myśleć o mamie i tacie...
- Mały - chciał coś powiedzieć łamiącym się głosem Flash.
- Powiedz im okey? - po tych słowach rozpłynął się w powietrzu.
Wszystko się skończyło. Oba wiry zniknęły, a po nich pozostali sami spedsterzy [nie mam pojęcia, jak się to pisze]. Inwazja została ostatecznie unieszkodliwiona.
- Udało się - krzyknęła ucieszona Megan.
- Dobra robota - powiedział Kaldur do Flasha.
Flash w swoim czerwonym kostiumie klęczał ze zmęczenia, a Impuls w jasnożółtym stroju z czerwonymi pasem po środku i butami w tym samym kolorze, oparł się na kolanach, na które później opadł. Obaj zziajani i zmęczeni, przez to mróz sprawił, że z ich ust wydobywała się para.
- Gzie jest Wally? - przerwała chwilę radości Artemis. Cała była blada i miała zmartwioną minę. Z resztą musiało być jej zimno, bo miała na sobie tylko krótką, zieloną bluzkę na ramiączkach i długie spodnie. Oczy blondynki zaczęły lśnić.
Pozostałym również serce zaczęło podchodzić do gardła. Cała szóstka zaczęła się nerwowo rozglądać, a Fire Girl zawołała go po imieniu, ale po za nimi nikogo nie było.
Flash podszedł do Artemis i położył jej dłonie na ramionach. Wyglądał, jakby sam miał ochotę się rozpłakać.
- On... - pauza i drżący głos nie wróżyły przyjaciołom chłopaka niczego dobrego. Wodnik, Superboy i Nightwing napięli mięśnie spodziewając się najgorszego. Fire Girl również zacięła usta i przygotowywała się na złe wiadomości. Marsjanka stanęła blisko Artemis, czując, jakie słowa za chwilę padną z ust bohatera. - On bardzo cię kochał. - Wykrztusił Flash.
Już nic nie trzeba było mówić. Ich przyjaciel, brat, Wally... On nie żył!
Artemis tylko niespokojnie drgnęła, a następnie padła na kolana zanosząc się głośnym płaczem. Megan przytuliła ją. Niebieski Żuk, Wodnik i Superboy spuścili wzrok. Nightwing przytulił do siebie siostrę. Flash i Impuls również byli załamani.
Jeszcze tego samego dnia Artemis, na własne życzenie, poszła do domu Westów. Poinformować ich o śmierci ich jedynego syna. Jedynego dziecka. Gdy tylko otworzyli drzwi... chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie słowa. Rodzice Wally'ego domyślili się co spotkało ich syna. Wpuścili ją do środka, gdzie matka i niedoszła narzeczona pogrążyły się w bezradnym płaczu. Ojciec też uronił kilka smutnych, męskich łez.
Tymczasem Bart po raz pierwszy założył na siebie kostium Małego Flasha. W końcu trzeba udawać, że wszystko jest w porządku, przed światem. Szczególnie, że nie był wysokim rangom superbohaterem. Bart wcale nie czuł się dobrze w kostiumie kuzyna. Czuł się jak podróbka. Oszust. Ale musiał nim zostać. Wally tego chciał. Sam mu powiedział, że po inwazji, chciałby, żeby Bart Go zastąpił. Taka ostatnia wola.
Trzy dni później odbył się pogrzeb. Zebrała się cała Liga Sprawiedliwych i cały zespół. Pojawili się sąsiedzi, rodzina i przyjaciele rodziny. Wszyscy ubrani na czarno. Była nawet mama Artemis i... jej siostra?!
Podczas wielkiego świętowania udanego zakończenia inwazji, ci ludzie mieli żałobę. Świat nie wiedział czym było przypłacone to zwycięstwo. Nie znał ceny.
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...