- To przegrana sprawa - narzekała Jena.
- Dali go - dołączył się Antoś.
Siedzieli na sianie w przypadkowej szopie. Musiała być opuszczona, ponieważ gdzieniegdzie biegały myszy, nie było tu żadnych zwierząt, a dach przeciekał.
Wally siedział przed nimi i nie zważając na ich narzekanie wiązał sieć z liny, którą znalazł. Nie szło mu za dobrze.
- Czy zamiast narzekać, mogłabyś mi pomóc? Mam ograniczony czas.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytała.
- Sieć.
- Wygląda, jakby zaliczyła bliskie spotkanie z niedźwiedziem, który ją pożarł, przeżuł i wypluł - stwierdziła patrząc na plątaninę sieci, przypominającą wielki kłębek. Który zaliczył spotkanie z niedźwiedziem.
- Żeby złapać złodzieja potrzebny jest plan. Trzeba przesłuchać świadków. Dowiedzieć się czegoś o nim, rozmawiając z lokalną policją. I dowiedzieć się, gdzie poluje.
- Nikt z miejscowych nie chce z tobą rozmawiać - stwierdziła Jena.
- To utrudnia sprawę. I dlatego potrzebuję sieci. Zastawimy pułapkę. Potrzebujemy jeszcze przynęty.
- A co może być przynętą? - zapytała. Wally zmarszczył brwi, próbując coś wymyślić. Położył się na sianie i wtedy błysnęło mu coś po oczach. Spojrzał na szyję dziewczynki i zobaczył czerwony, lśniący kryształ w formie naszyjnika, z którego wydobywał się ten oślepiający blask. Uśmiechnął się pod nosem odnajdując swoją wymarzoną przynętę. Dziewczynka widząc spojrzenie towarzysza i swój klejnot zasłoniła go dłonią. - To pamiątka po babci. A po za tym to z niego czerpię moją moc. Zapomnij!
- Przecież miałem złapać tego złodzieja, tak? Nie zatrzyma twojego naszyjnika. Chcesz, żebym żył?
Westchnęła zrezygnowana, zdjęła swoją ozdobę z szyi i niechętnie podała ją przyjacielowi.
- Ale jak ją stracę, to mama zamieni cię w ropuchę i naśle na ciebie bociany.
==========================================================================
Wally i Jena schowali się za skrzyniami w jakimś ponurym zaułku wioski. Antoś z naszyjnikiem Jeny siedział grzecznie na jednej ze skrzyń. "Siatka" Wally'ego wisiała na dwóch lampionach nad Antosiem.
- To chyba nie działa - wyszeptała Jena.
- Zadziała, zobaczysz. A teraz ćśśśś - odpowiedział Wally.
Był widok na drogę, którą przechodziły elfice. Jednak tutaj nikt, nie zechciał wejść. Minęły już 3 godziny.
- Mówiłam, że nic z tego.
- Z czego? - usłyszeli obcy, męski głos za plecami. Nie był do końca męski, ale na pewno nie typowo chłopięcy. Dwójka odwróciła się zaskoczona.
Za nimi stał nastoletni chłopak o drobnej, aczkolwiek delikatnie umięśnionej posturze. Miał krótko ścięte, czarne włosy dokładnie zaczesane do tyłu. Okrągłe uszy i nie co niski wzrost wskazywały na to, że nie może być elfem. Nosił czarne spodnie, granatową bluzkę i brązową, skórzaną kurtkę. Na biodrach widniał szary pas z kieszeniami. Na twarzy miał uśmiech typowego cwaniaczka.
- Gdzie moje maniery? - ukłonił im się nisko. - Terry McGinnis - przedstawił się. - Jesteście dość ciekawą parką. Co tutaj robicie?
- Polujemy na złodzieja - odpowiedziała Jena. - Ale on chyba nie przyjdzie. A może go widziałeś?
- Jena - próbował jej przerwać Wally.
- Złodziej? Myślałem, że elfy nie kradną.
- Bo nie kradną. Mówiłam, że to głupota i strata czasu. Zabieramy mój klejnot i idziemy do Grimworldu.
- Jena - dziewczynka tylko skarciła go wzrokiem.
- Klejnot? Taki magiczny?
- Tak, zostawiłam go z moją magiczną, latającą foką na skrzyni, bo Wally stwierdził, że złodziej nie wytrzyma pokusy i go ukradnie.
- To przecież głupie.
- Jena - rudy dalej był ignorowany przez dziewczynkę.
- To samo mu mówiłam, ale on nie słuchał.
- No nic. Powodzenia w łapaniu złodzieja - powiedział i pomachał na pożegnanie nieznajomy.
Wally popatrzył na Jenę z wyrzutem. Dziecko już chciało wychodzić, ale widząc rozczarowaną minę przyjaciela skrzywiła się i zapytała jak gdyby nigdy nic:
- No co?
- To był ten złodziej!
- Daj spokój, był bardzo sympatyczny.
Wally westchnął z zażenowaniem przeskoczył skrzynię, ale było już za późno. Antoś i klejnot byli już w drodze na sprzedaż. Na mężczyznę spadła jego własna pułapka.
- Goń go! - krzyknął.
Dziewczyna wystartowała jak z procy, ale była zbyt wolna. Chłopak z workiem przerzuconym przez ramię gnał przez wioskę. Po drodze rzucał jej pod nogi przypadkowe przedmioty. Mała elfica z trudem omijała przeszkody. Pewny siebie złodziej z rozbiegu wskoczył na płot i zgrabnie wylądował po drugiej stronie. Jena bezskutecznie próbowała wspiąć się na zbyt wysoki dla niej płot. Terry napawaał się swoim zwycięstwem i już miał odejść świętować swoje zwycięstwo, kiedy drogę zagrodził mu rudy mężczyzna.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał ze zwycięskim uśmieszkiem.
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...