Rozdział 4: Złodziejaszek Terry

39 3 1
                                    

- To przegrana sprawa - narzekała Jena.

- Dali go - dołączył się Antoś.

Siedzieli na sianie w przypadkowej szopie. Musiała być opuszczona, ponieważ gdzieniegdzie biegały myszy, nie było tu żadnych zwierząt, a dach przeciekał.

Wally siedział przed nimi i nie zważając na ich narzekanie wiązał sieć z liny, którą znalazł. Nie szło mu za dobrze.

- Czy zamiast narzekać, mogłabyś mi pomóc? Mam ograniczony czas.

- Co zamierzasz zrobić? - zapytała.

- Sieć.

- Wygląda, jakby zaliczyła bliskie spotkanie z niedźwiedziem, który ją pożarł, przeżuł i wypluł - stwierdziła patrząc na plątaninę sieci, przypominającą wielki kłębek. Który zaliczył spotkanie z niedźwiedziem.

- Żeby złapać złodzieja potrzebny jest plan. Trzeba przesłuchać świadków. Dowiedzieć się czegoś o nim, rozmawiając z lokalną policją. I dowiedzieć się, gdzie poluje.

- Nikt z miejscowych nie chce z tobą rozmawiać - stwierdziła Jena. 

- To utrudnia sprawę. I dlatego potrzebuję sieci. Zastawimy pułapkę. Potrzebujemy jeszcze przynęty.

- A co może być przynętą? - zapytała. Wally zmarszczył brwi, próbując coś wymyślić. Położył się na sianie i wtedy błysnęło mu coś po oczach. Spojrzał na szyję dziewczynki i zobaczył czerwony, lśniący kryształ w formie naszyjnika, z którego wydobywał się ten oślepiający blask. Uśmiechnął się pod nosem odnajdując swoją wymarzoną przynętę. Dziewczynka widząc spojrzenie towarzysza i swój klejnot zasłoniła go dłonią. - To pamiątka po babci. A po za tym to z niego czerpię moją moc. Zapomnij!

- Przecież miałem złapać tego złodzieja, tak? Nie zatrzyma twojego naszyjnika. Chcesz, żebym żył? 

Westchnęła zrezygnowana, zdjęła swoją ozdobę z szyi i niechętnie podała ją przyjacielowi.

- Ale jak ją stracę, to mama zamieni cię w ropuchę i naśle na ciebie bociany.

==========================================================================

Wally i Jena schowali się za skrzyniami w jakimś ponurym zaułku wioski. Antoś z naszyjnikiem Jeny siedział grzecznie na jednej ze skrzyń. "Siatka" Wally'ego wisiała na dwóch lampionach nad Antosiem.

- To chyba nie działa - wyszeptała Jena.

- Zadziała, zobaczysz. A teraz ćśśśś - odpowiedział Wally.

Był widok na drogę, którą przechodziły elfice. Jednak tutaj nikt, nie zechciał wejść. Minęły już 3 godziny.

- Mówiłam, że nic z tego.

- Z czego? - usłyszeli obcy, męski głos za plecami. Nie był do końca męski, ale na pewno nie typowo chłopięcy. Dwójka odwróciła się zaskoczona. 

Za nimi stał nastoletni chłopak o drobnej, aczkolwiek delikatnie umięśnionej posturze. Miał krótko ścięte, czarne włosy dokładnie zaczesane do tyłu. Okrągłe uszy i nie co niski wzrost wskazywały na to, że nie może być elfem. Nosił czarne spodnie, granatową bluzkę i brązową, skórzaną kurtkę. Na biodrach widniał szary pas z kieszeniami. Na twarzy miał uśmiech typowego cwaniaczka.

- Gdzie moje maniery? - ukłonił im się nisko. - Terry McGinnis - przedstawił się. - Jesteście dość ciekawą parką. Co tutaj robicie?

- Polujemy na złodzieja - odpowiedziała Jena. - Ale on chyba nie przyjdzie. A może go widziałeś?

- Jena - próbował jej przerwać Wally.

- Złodziej? Myślałem, że elfy nie kradną.

- Bo nie kradną. Mówiłam, że to głupota i strata czasu. Zabieramy mój klejnot i idziemy do Grimworldu.

- Jena - dziewczynka tylko skarciła go wzrokiem.

- Klejnot? Taki magiczny?

- Tak, zostawiłam go z moją magiczną, latającą foką na skrzyni, bo Wally stwierdził, że złodziej nie wytrzyma pokusy i go ukradnie.

- To przecież głupie.

- Jena - rudy dalej był ignorowany przez dziewczynkę. 

- To samo mu mówiłam, ale on nie słuchał.

- No nic. Powodzenia w łapaniu złodzieja - powiedział i pomachał na pożegnanie nieznajomy. 

Wally popatrzył na Jenę z wyrzutem. Dziecko już chciało wychodzić, ale widząc rozczarowaną minę przyjaciela skrzywiła się i zapytała jak gdyby nigdy nic: 

- No co?

- To był ten złodziej!

- Daj spokój, był bardzo sympatyczny.

Wally westchnął z zażenowaniem przeskoczył skrzynię, ale było już za późno. Antoś i klejnot byli już w drodze na sprzedaż. Na mężczyznę spadła jego własna pułapka.

- Goń go! - krzyknął. 

Dziewczyna wystartowała jak z procy, ale była zbyt wolna. Chłopak z workiem przerzuconym przez ramię gnał przez wioskę. Po drodze rzucał jej pod nogi przypadkowe przedmioty. Mała elfica z trudem omijała przeszkody. Pewny siebie złodziej z rozbiegu wskoczył na płot i zgrabnie wylądował po drugiej stronie. Jena bezskutecznie próbowała wspiąć się na zbyt wysoki dla niej płot. Terry napawaał się swoim zwycięstwem i już miał odejść świętować swoje zwycięstwo, kiedy drogę zagrodził mu rudy mężczyzna.

- Wybierasz się gdzieś? - spytał ze zwycięskim uśmieszkiem.


Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now