Zbrojownia. Długie rzędy porozstawianych różnych rodzajów i wielkości młotów, mieczy, dzid i masy innych tego typu, prostych w budowie, aczkolwiek skomplikowanych w użyciu broni, tarcz oraz innych pancerzy, służących do obrony, jak również ataku.
Po środku jasnego pomieszczenia, oświetlanego kolorowymi rybami, do walki szykował się wojownik. Dobrze wyszkolony. Zapalony do walki o wolność swojego ludu. A także do pomocy w znacznie poważniejszym zagrożeniu. Nadchodzącym z powierzchni. Chciał chronić swój lud i ojca przed Zoomem.
Założył czarną zbroję Czarnej Manty, by dumnie reprezentować wszystkich demokratów i swojego ojca. Chwycił i założył hełm, by wyjść i zwyciężyć. Broń w formie blasterów na wodne pociski i kontrolery do iluminacji miał w pogotowiu u swojego pasa. Ojciec w swoim bojowym stroju zatrzymał go przy wyjściu na arenę, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytał z troską.
- Tak. Jeżeli to jedyny sposób na zakończenie tego idiotycznego sporu, zrobię wszystko.
- W razie kłopotów,będziemy w pobliżu. Jeden gest, a nasza armia rzuci ci się z odsieczą.
- Nie, ojcze. To ma być honorowy pojedynek. Będę z dumą nosił tę zbroję. Zwyciężę, a jeśli nie... Przekaż Thuli...
- Naturalnie. Twoja matka byłaby z ciebie dumna, mój synu - kończąc rozmowę, złapali się za ręce. Ojciec przyciągnął do siebie swoje jedyne dziecko i uścisnął go mocno. Kiwnął głową w kierunku żołnierza za plecami Kaldura. Ten również kiwnął. Ochrona jego dziecka była w tej chwili najważniejsza. I interesów.
W tym samym czasie królowa Mera zwróciła się do jednego ze swoich wiernych wojowników:
- W razie problemów, wykończcie dzieciaka.
- Tak, pani. - Wiedział, że nie ma prawa sprzeciwiać się woli władczyni.
Jade mocniej zawiązała rękawice na szczupłych ramionach. Jena podała jej tarczę. Podziękowała jej uśmiechem. Wally przyniósł jej łuk i strzały, o które prosiła. Terry z kolei spojrzał na jej kostium bardzo krytycznie, ale zamiast skomentować obcisły, zielony kombinezon do kolan z głębokim dekoltem, bez słowa podarował jej miecz. Kobieta zawiesiła kołczan ze strzałami na plecach, łuk i tarczę wzięła w ręce, a miecz powiesiła przy pasie. Włosy związała czerwoną tasiemką.
- Jesteś pewna, że dasz radę? - wolała upewnić się młoda elfka.
- Wątpisz w moje umiejętności? - zagadnęła ze śmiechem.
- Raczej w to, czy dasz radę się powstrzymać przed... - chciał sprostować Terry, ale został uciszony dwoma kuksańcami od stojących w pobliżu przyjaciół.
- Luzik. Dawałam radę tyle lat, to i teraz się powstrzymam.
- Powodzenia - życzyli jej przyjaciele, kiedy wychodziła na arenę. Pomachała im w odpowiedzi ze słabym uśmiechem. Poczuła stres. I strach przed porażką. I nie miała tu na myśli SWOJEJ śmierci.
Po drugiej stronie Kaldur czuł to samo. Nie chciał nikogo zabijać. Kiedy zobaczył zmierzającą w jego kierunku kobietę, z trudem przełknął ślinę. Nie przypuszczał, że wojownik, stojący po stronie monarchistów będzie taki... atrakcyjny.
Stanęli na przeciwko siebie i podali sobie ręce na znak honorowego starcia. Sędzia zamachnął czerwoną flagą, symbolizującą pojedynek na śmierć i życie.
Kaldur za pomocą swoich kontrolerów, przejął władzę nad otaczającą go wodą i zaczął krążyć wokół kobiety. Jade sięgnęła po strzałę i naciągnęła ją i przygotowała się do wystrzału. Zaatakowała pierwsza, strzelając mu pod nogi. Zatrzymał strzałę za pomocą swoich kontrolerów, jednocześnie deformując swoją dotychczasową broń w formie mieczy. Jego błąd. Następnym krokiem był atak frontalny. Wyciągnęła miecz i zraniła go w nogę. Zdążył się jednak obronić tarczą wodną i odepchnął ją od siebie.
Zrobiła piruet w powietrzu i wylądowała z gracją. Pod wodą nie było to łatwe. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Zagwizdała a grupka antosiów, tradycyjnie jej pomogła znieść się w górę i odwrócić uwagę przeciwnika. Był pod wrażeniem pomysłowości przeciwniczki. Tym bardziej było mu żal ją zabijać. Wyciągnął przed siebie ręce i siła woli z pomocą kontrolerów stworzył gigantyczną, wodną kobrę, która zaatakowała zwierzaki. Przerażone antosie rozproszyły się, zostawiając Jade, celującą w Kaldura z łuku, samą. Wycelowała, ale nie trafiła, bo chłopak błyskawicznie zmienił węża w ośmiornicę, która złapała i złamała strzałę. Następnie pochwyciła, uciekającą, najdalej jak to możliwe, przeciwniczkę. Kiedy znalazła się w jej mackach, wykorzystała swój miecz do przecięcia jej i wbicia pod stopy wroga swojej broni.
Wykorzystała siłę upadku, znacznie mniejszą niż na powierzchni, płynąc prosto na niego. Ten obronił się przed zaskakującym atakiem swoją tarczą. Poczuła gigantyczny ból w nogach, kiedy uderzyła o przedmiot. Zrzucił ją z tarczy i chciał zakończyć starcie, wbijając w nią miecz, jednak ta w porę zdążyła się od turlać w bok, jednocześnie wybijając go z rytmu porządnym kopniakiem w kolana. Runął na ziemię jak długi, a ona wykorzystała to, wiążąc go liną, którą spakowała do kołczanu. Odruchowo sięgnęła po naostrzoną strzałę i z całej siły miała mu ją wbić między oczy, jednak się powstrzymała i wbiła ją koło jego głowy. Oboje ciężko dyszeli.
- Na co czekasz? - zapytał.
- Jestem tu w misji pokojowej. Atlantyda musi nam pomóc w zakończeniu tej idiotycznej wojny między magicznymi a śmiertelnymi. Bylibyśmy mało wiarygodni, gdybyśmy zabili jednego z was, a wasze spory również przeszkodziłyby naszym interesom.
- Logiczne. Możecie liczyć na pomoc demokratów. Czy mogłabyś ze mnie zejść? - Jade dopiero teraz zdała sobie sprawę z niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Siedziała na jego biodrach okrakiem.
Wstała z niego. On rozkroił linę, uwalniając swoje ramiona. Złapali się za ręce i unieśli je w górę, symbolizując pokój.
Królowa Mera i Czarna Manta nie byli tym zachwyceni. Obie strony wydały rozkaz natychmiastowego ataku na przedstawiciela strony przeciwnej.
Blastery demokratów zaczęły ostrzał Jade, ale Kaldur osłonił ją swoją tarczą. Wojownicy monarchistów zaczęli strzelać z łuku w chłopaka, ale go osłoniła tarcza dziewczyny.
Wally, Jena i Terry musieli zareagować. Speedster zasłonił oczy goglami i z typową dla siebie szybkością pozbawił broni antymonarchistów. Terry zaczął walkę wręcz z jednym z nich. Oburzony lód wspomógł go w obronie nietypowego, aczkolwiek bardzo interesującego zbiegu spraw.
Jena wypowiedziała zaklęcie, które zamieniło strzały wojowników królowej w masę malutkich neonków. Antosie zabrały im całą broń.
Oddział Ruchu Oporu zdecydowanie nie był już mile widziany w tym państwie, więc natychmiast je opuścili. Kaldur się do nich przyłączył. Z ogromnym bólem spojrzał na ojca. Tak bardzo się na nim zawiódł.
No, moi kochani... Kto się spodziewał takiego finału? Mam nadzieję, że Was zaskoczyłam.
Przepraszam za tą długą zwłokę, ale klasa maturalna i prawo jazdy zajmuje więcej czasu niż mi się wydawało. Będę się starała coś pisać w każdej wolnej chwili.
Dzięki za uwagę i do następnego. ;)
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...