Rozdział 20: Królowa Atlantydy

14 1 3
                                    

Podwodny statek był sterowany przez jednego z goryli Artemis. Jade, Wally, Terry, Jena i Antoś płynęli na spotkanie z rodziną królewską Atlantydy, żeby przekonać władców Oceanu do wsparcia inicjatywy Ruchu Oporu.

Trzeba przyznać, że ich państwo robiło ogromne wrażenie. Zewsząd widniały wspaniałe budowle koloru różnorodnych koralowców. Gdzieniegdzie widać było pola uprawne wodorostów i innych podmorskich roślin, oranych przez rekiny wielorybie. Mieszkańcy Atlantydy nie wyglądali na zaniedbanych, czy szczególnie dotkniętych wojną. Wszyscy pływali spokojnie po okolicy, niektórzy, przyglądając się nietypowemu pojazdowi. Oni sami raczej nie mieli potrzeby z nich korzystać.

Jena z zachwytem przyglądała się tej krainie. Praktycznie ni odrywała nosa od szyby. Co jakiś czas wołała kogoś ze swoich przyjaciół i pokazywała im różne okazy ryb lub inne niesamowitości (jak to określała).

- Nie mogę uwierzyć, że odwiedzimy Atlantydę! - krzyknęła zachwycona. - Antoś! Może spotkamy twoich rodziców? Tyle czytałam o Atlantydzie i ich władcach, tradycjach...

- Antoś pochodzi z Atlantydy? - zapytał zaskoczony Terry.

- Dali go - wtrąciła latająca foka. Zwierzak też wydawał się zaaferowany. Latał po całym pomieszczeniu i co jakiś czas wyglądał przez okno.

W końcu dopłynęli do pałacu. Nawet dorosłym członkom ekipy zaparło dech w piersiach. Cały, przewspaniały pałac wykonany był z masy perłowej. Dziedziniec aż błyszczał! Wrota pałacu były przyozdobione złotymi pomnikami dwóch osób. Mężczyzny i kobiety. Miał setki okien i balkonów. Dookoła otaczały go zastępy muszel. Generalnie, disneyowski pałac króla Trytona, mógł tylko wyczyścić buty temu pięknemu kolosowi.

Strażnicy pałacu zatrąbili w muszle imitujące trąby, a wtedy łódź podwodna "zaparkowała" na dziedzińcu. Z muszli dookoła pałacu wydobyły się setki, jeżeli nie tysiące lub miliony bąbelków, które ostatecznie utworzyły jeden, wielki bąbel otaczający cały pałac, sprawiając, że woda opuszcza teren pałacu, pozwalając mieszkańcom powierzchni swobodnie poruszać się po dnie morza.

Pałac disneyowski, choć wspaniały, może temu naskoczyć: pomyślał Wally.

Wypuszczeni na zewnątrz, zaskoczeni, stwierdzili, że można tu normalnie oddychać. Mieszkańcy pałacu, którzy posiadali ogony unosili się w powietrzu. Trochę jak Antoś, który wprost nie posiadał się z radości, że znów jest w domu.

Strażnicy ponownie zatrąbili, tym razem zwiastując przybycie władcy.  Z bogato zdobionych wrót zamku wyszedł zastęp dwórek. Młodsze sypały rośliny podobne do ziemskich kwiatów, a starsze trzymały parawan z różowego materiału, tworzącego dach nad głową władcy. A ściślej mówiąc władczyni.

Okazało się, ku zaskoczeniu pozostałych, że potężnym władcą Atlantydy była kobiet! Dawniej nie do pomyślenia. Była to wysoka, rudowłosa wojowniczka. Miała dobrze wyrzeźbione mięśnie i liczne tatuaże na całym ciele. Ubrana w zielony strój kąpielowy (jak każdy w Atlantydzie, u nich to pewnie standardowe ubranie) i liczne materiały. Na głowie lśniła jej skromna korona wykonana z metalu, nieznanego na powierzchni.

- Witajcie w Atlantydzie - powitała ich delikatnym, aczkolwiek stanowczym tonem. Głos miała bardzo ładny. - I witaj w domu, przyjacielu - zwróciła się do Antosia z delikatnym uśmieszkiem.

Wszyscy zebrani na dziedzińcu, pokłonili się nisko swojej królowej. Nowo przybyli również. Antoś podleciał do kobiety i ukłonił się jej nisko. Ona tylko pstryknęła palcami, a od razu przyleciało pokaźne stadko innych, latających fok, wydających radosne okrzyki: "Dali go" na cześć nowo przybyłego członka rodziny.

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now