Rozdział 23: Wybacz, przyjacielu

5 0 0
                                    

- Czyś ty zwariował?! - Terry wydzierał się na Wally'ego wniebogłosy. Jena również karciła go wzrokiem za tak niedorzeczny pomysł.

Speedster nic sobie z tego nie robiąc nadal robił brzuszki na podłodze w sali treningowej zamku. Było tu mnóstwo sprzętu i w związku ze zbliżającym się wielkimi krokami turniejem, było tu mnóstwo Atlantów, którzy co jakiś czas mordowali nastolatka wzrokiem, za przerywanie im treningu.

Trzeba przyznać, że tutejsza siłownia nie różniła się aż tak bardzo od tej z powierzchni. No, może nie licząc mat i manekinów do magicznych ćwiczeń. I stałych bywalców pokrytych łuskami i ze skrzelami oraz płetwami.

- Też nie chcę tego robić, Terry. Ale zrozum, że nie mam wyboru, jeśli chcę ochronić nasz sojusz z Atlantydą, jednocześnie, ratując Kaldura przed śmiercią. A skoro Jade gdzieś zniknęła, jesteśmy zdani tylko na siebie.

- A kto uchroni przed śmiercią ciebie? - zapytała Jena. Jak zwykle, kiedy była smutna albo zła, jej długie i spiczaste uszy sterczały na boki i skrzyżowała ręce na drobnej piersi z bardzo obrażoną miną.

- W moim wymiarze trenowaliśmy razem miliony razy. Znam jego mocne i słabe strony.

- A jak tutaj ma inne? - zwróciła uwagę dziewczynka.

- A wziąłeś pod uwagę, że musisz przejść eliminacje? Chcemy zawrzeć z nimi sojusz nie tylko ze względu na bogactwa. Przede wszystkim to najlepsi wojownicy na świecie. Ich skóra jest mocniejsza od kamizelek kuloodpornych. Potrafią telepatycznie komunikować się z wszystkimi istotami pod wodą, kontrolując je! Do tego posługują się magią, oddychają pod wodą, są silniejsi od zwykłych ludzi, zmiennocieplni... Mam wymieniać dalej? A właśnie. Pojedynek ma się odbyć na arenie. Pod wodą. Jak wszystko, tutaj! Umiesz oddychać pod wodą?

- Jena może rzucić na mnie zaklęcie, dzięki któremu, będę umiał.

- Będziesz w bańce.

- Coś wymyślę.

- Jena, mów paciorek. Nas przyjaciel stracił rozum. Chcesz się pojedynkować, pod wodą, z  najlepszymi wojownikami na świecie w ich naturalnym środowisku! To nie jest zbyt mądre.

- Co to paciorek?

Załamany Terry opuścił ręce i głowę. Zaczął poważnie rozważać poczytalność jego towarzyszy. I gdzie, u licha, jest Jade?!

- Umiem się bić. Szkoliła mnie Black Canary, najlepsza wojowniczka w moim wymiarze. Całkiem nieźle sobie radziłem na treningach z nią. A jeśli chodzi o te warunki, to chyba mamy gdzieś butlę z tlenem. Pływać też umiem. No i ja jestem szybki. Jeden z najszybszych ludzi na świecie.

- A czy nie trafiłeś tu, bo nie byłeś dość szybki - celnie zauważyła Jena.

- Odkąd tu jestem, zauważyłem, że jestem szybszy, niż byłem kiedyś. To pewnie dzięki pobytowi w Speedforce.

- Przepraszam? - zwróciła się do nich Diaspro, która niedawno do nich podeszła. - Terry krzyczał tak głośno, że niechcący usłyszałam wasze rozmowy. Znam kogoś, kto na pewno chętnie pomoże ci się przygotować do zawodów. Ale jest poza zamkiem.

Przyjaciele wymienili się spojrzeniami. Po chwili spotkali się w zamkowym ogrodzie, otoczonym murem i bańką z tlenem. Jena utworzyła dookoła nich bańkę z powietrzem, dzięki czemu bez problemu wyszli poza teren zamku. Szli spory kawałek przez miasto, aż dotarli do pewnej jaskini. Diaspro pokierowała ich w głąb pomieszczenia, a dokładniej w górę. Było strasznie ciemno, ciasno, a do tego praktycznie na każdym kroku spotykało się wystający kamień. Wyszli w przyjemnej kieszonce, wypełnionej tlenem i światłem słonecznym.

- Wodniku! Przyprowadziłam ci powierzchniowców! Jeden z nich chce walczyć z Kaldurem!

- Tylko samobójców mi brakowało - do pomieszczenia wszedł wysoki, smukły mężczyzna o prawie czarnych oczach i długich, ciemnych włosach w niebiesko-czarnym kostiumie.

Uważnie zmierzył od stóp do głów gości, którzy wychodzili z wody. Przybysze z powierzchni, podróżujący w różowej bańce, nie byli częścią codzienności.

- Który, myśli, że da sobie radę albo rozważa zakończenie swojej politycznej kariery w trakcie pojedynków?

Jena i Terry zgodnie wskazali Wally'ego. Młoda elfka wypuściła go z ich bąbelka, jednocześnie go niszcząc. Tutaj nie był już potrzebny.

- Kaldur to jeden z najlepszych wojowników w całej Atlantydzie. Szkolił się na najlepszym wydziale szkoły magicznej pod okiem samej królowej. Tak było, dopóki nie poznał swojego ojca. Razem się tam uczyliśmy. - Wyraźnie posmutniał na to wspomnienie. Widać byli blisko. Wally coś sobie przypomniał.

- Twoje prawdziwe imię to Garth, prawda?

- Skąd wiesz?

- Przybywam z innej rzeczywistości. Tam Wodnikiem jest Kaldur, a ty zostałeś w Atlantydzie z Tulą.

- Tula... - to imię przywoływało Garthowi masę przykrych wspomnień... Ale też pięknych. - Czy w waszej rzeczywistości ona...

- Niestety nie żyje - odpowiedział, spuszczając wzrok. Lubił ją. Mimo, że była niezdecydowana i złamała serce jego przyjacielowi.

- Chciałem zapytać, czy ona też wybrała Kaldura.

Zmieszał się.

- Pokaż co umiesz - wydał polecenie.

Panowie stanęli na przeciwko siebie. Zaczęli krążyć wokół siebie, mierząc się groźnymi spojrzeniami. Zaciśniętymi pięściami zasłaniali swoje twarze. Ostatecznie pierwszy cios postanowił zadać Wally. Zaciśniętą pięść posłał w brzuch przeciwnika, jednak ten odepchnął atak, skrzyżowanymi rękami. W tym wypadku rudzielec podciął mu nogi, jednocześnie powalając na ziemie i blokując go, siadając mu na plecach i krzyżując ręce. Wodnik przeturlał się na plecy i zrobił mostek, zadając ból przeciwnikowi. Za pomocą elektryczności uwolnił się z uścisku i już miał rozpłaszczyć mu nos, ale sprinter wykorzystał swoją szybkość, unikając przykrego spotkania jego pięści ze swoim nosem.  Odbiegł, zaszedł go od tyłu i kopnął w tyłek, posyłając go na ziemię. Wodnik jednak nie zamierzał się poddawać. Wykorzystał wodę, tworząc falę i posłał ją na Wally'ego. On ominął falę i biegnąc z superszybkością zadał chłopakowi potężny cios w policzek, jednocześnie powalając go na ziemię. I pozbawiając go zęba.

- Nieźle - skomentowała Diaspro, klaszcząc.

- Na pewno wygrasz! - zawyrokowała Jena.

- Ale macie świadomość, że walka ma się odbyć pod wodą? - dorzucił Terry.

- Owszem, mamy! Podkreślasz to za każdym razem! - dała upust emocjom dziewczynka.

Rudy pomógł podnieść się rywalowi.

- Nie jesteś taki zły. Ale musisz wytrzymać w naszym naturalnym środowisku, gdzie twoja szybkość będzie ograniczona. A jeśli chodzi o oddech, to znam pewne zaklęcie, dzięki któremu dasz radę oddychać a naszych zasadach. Szykuj się. To będzie dłuuuuuuuga noc. - Rozmasował bolący policzek.

- Sorki za ten ząb. Na powierzchni są dobrzy dentyści.

- A dlaczego Garth sam nie wystartuje? - zapytał Jena.

- Chce być apolityczny, niezależny - wyjaśniła Diaspro.

- Nie on jeden - wyszeptał Terry na boku, patrząc na komunikator. Odszedł w ustronne miejsce i połączył się z Ruchem Oporu. - Szefowo. Sprawy się skomplikowały.

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now