Rozdział 22: Próby negocjacji

7 1 1
                                    

- Nie możemy dopuścić do tego pojedynku - stwierdził Wally.

- Wiem. To by bardzo utrudniało negocjacje w sprawie zawarcia sojuszu z Ruchem - oznajmiła Jade. - I gdyby pewna osoba się nie wtrącała, może byłoby dobrze.

- Musiałem zareagować, bo inaczej by się pozabijali. To ty podobno jesteś policjantką, dlaczego ty nie negocjowałaś, skoro jesteś taka mądra.

- Kłótnie, niczego tu nie wnoszą. Uspokójcie się, proszę - przerwała im Jena.

Znajdowali się w komnacie przydzielonej Wally'emu. W środku było ogromne łóżko z baldachimem w kolorze perły. Wszystkie meble były wykonane z masy koralowej czerwonego koloru. Na ścianach było widać liczne portrety królów Atlantydy i rodziny królewskiej. Jena i Antoś siedzieli na łóżku, Wally i Jade stali na przeciwko siebie i kłócili się od samego początku, a Terry podpierał ściany, intensywnie myśląc nad zaistniałą sytuacją. Do turnieju i pojedynku było co raz mniej czasu. Dobrze, że atlantyccy inżynierowie nie byli tym wszystkim na tyle przejęci, żeby zapomnieć o naprawie bańki, chroniącej ich gości z powierzchni przed utonięciem.

Nagle nastolatek doznał olśnienia, dzięki w kółko powtarzanemu jednemu słowu.

- Negocjacje! - krzyknął ucieszony. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. - To takie oczywiste! Żeby przekonać ich do złożenia broni trzeba negocjować. A przynajmniej spróbować.

- Dobra myśl, młody - pochwaliła go Jade. - Chociaż jeden facet myśli. -  Wally obdarzył ją morderczym wzrokiem.

- Dziewczyny pogadają z królową, a my zagadniemy Kaldura - wtrącił sprinter.

- Nie. Jena i Terry porozmawiają z królową, ty z Czarną Mantą.

- Znam Kaldura z mojego wymiaru, jesteśmy tam bardzo dobrymi przyjaciółmi. Do Manty możemy dotrzeć przez jego syna. Widać, że bardzo go ceni. Go i jego zdanie. A ty co niby będziesz robić w tym czasie?

- Zrobisz jak będziesz uważać. A mną się nie martw. Przygotuję Plan B. Jena, mogę pożyczyć Antosia?

- On sam musi tego chcieć. A do czego ci on?

- Przyda mi się ktoś z Atlantydy. I kto ma tutaj duże znajomości.

Jena i Antoś wymienili się spojrzeniami. Zaciekawiona foka podleciała do kobiety. Ona z uśmiechem na twarzy wyszła z komnaty w towarzystwie zwierzęcia.

- Słyszeliście, co mamy robić. Rozejść się - postanowił rudzielec.

- Wally. A jeśli się nie uda? - zapytała wyraźnie zmartwiona dziewczynka. Chłopak, podszedł do niej, przyklęknął na jedno kolano, tak żeby znajdować się na tej samej wysokości co ona.

- Nie martw się. Na pewno nam się uda. Kaldur to najrozsądniejsza osoba, jaką znam. Jestem pewien, że się z nim dogadam.

- A jeśli nie? - zapytała. Uśmiechnął się do niej krzepiąco.

- Uda się, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.

Odpowiedziała mu uśmiechem i przytuliła się do niego. Nieco zaskoczony, odwzajemnił gest dziecka. Oderwała się od niego już w pełni gotowa do działania na chrząknięcie Terry'ego.

We dwoje pobiegli do królowej. Weszli do sali tronowej bez pukanie, z trudem wymykając się strażnikom. Sala tronowa była znacznie większa od ich komnat. Było prawie pusto, tylko na końcu sali stały dwa trony. Po prawej był obszerny, okrągły stół, przy którym siedział zaskoczona królowa wraz z jej doradcami. Nad stołem unosił się niebieski hologram, przedstawiający bazę antymonarchistów. Wraz z pojawieniem się nieproszonej dwójki, hologram zniknął.

- Kto was tu wpuścił? - zapytała zbita z tropu. Za odpowiedź posłużył jej strażnik, który ich ścigał.

- Przepraszam... wasza... wysokość - z trudem wyzipał strażnik. - Uciekli... mi.

- Wasza wysokość wybaczy - przemówił Terry z ujmującym uśmiechem i pokłonił się je, grzecznie. - Nie chcieliśmy niczego pani przerywać. Wysłano nas tutaj w celu pomówienia o pojedynku.

Królowa Mera jednym gestem, sprawiła, że wszyscy doradcy i strażnik opuścili pomieszczenie.

- Słucham.

_________________________________

- I właśnie dlatego lepiej zachować pokój, niż walczyć - zakończył swoją przemowę Wally. Znudzony Czarna Manta wraz z Kaldurem wymienili się nieprzekonanymi spojrzeniami.

- Jeżeli to koniec, to pozwolisz, że wrócimy do treningu. Sam rozumiesz, jakie to ważne. Kwestia życia i śmierci, można powiedzieć - stwierdził Manta. Strażnicy już mieli go wyprowadzić, ale Wally wykorzystał swoją szybkość, żeby się im wymsknąć.

- Kaldur, myśl racjonalnie, to zawsze było twoją mocną stroną.

- Tak mówią do mnie tylko przyjaciele.

- Wiem. Tam skąd pochodzę jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze możemy na sobie polegać. Ja, ty i inni nasi przyjaciele stworzyliśmy zespół. Walczyliśmy u boku Ligi Sprawiedliwych. Ramię w ramię. Byłeś naszym przywódcą. Powierzyliśmy ci swoje życia. Ja również.

Widząc jego minę, postanowił przywołać coś, co dotykało bardzo mocno ich oboje. Coś co ic do siebie zbliżyło. Wyraz największego zaufania do przyjaciela.

- Wiem, że ty tego nie możesz pamiętać, ale... W moim świecie... Był pewien bardzo niebezpieczny koleś. Eobard Thawne. Reverse Flash. Prawie wtedy umarłem. Ty i nasi przyjaciele z zespołu, robiliście co mogliście, żeby mnie ratować. Przebił mi pierś wibrującą dłonią - tu dotknął prawą pierś. - Kiedy umierałem obiecałeś mi coś ważnego. Obiecałeś, że jeśli przeżyję zrobisz wszystko o co cię poproszę. Więc proszę. Zrezygnuj z tej walki.

- Przykro mi. Ale nie jestem tą osobą - stwierdził patrząc mu w oczy. 

Wyszedł zrezygnowany. Świadomość innej rzeczywistości przytłoczyła go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jego Kaldur dałby się przekonać.

Na korytarzu spotkał dzieciaki z bardzo zaniepokojonymi minami.

- Nie udało się - stwierdził wyraźnie zawiedziony Terry.

- Obiecałeś, że wszystko będzie dobrze - dodała z wyrzutem Jena, jakby to była jego wina. Na prawdę nie nawidziła, kiedy dochodzi do pojedynków, zwłaszcza takich na śmierć i życie. Drażniło ją też to, że im się nie udało temu zapobiec.

- Nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli. Przyjaciele nie zawsze dotrzymują słowa.

Spojrzał z bólem na wojowników, szykujących się do bitwy. Musi wcielić w życie Plan B. Jade nie ma. Wygląda na to, że jest jedno wyjście, żeby uratować te wszystkie życia.  Rzucił mu się w oczy ostrzony miecz.

- Wybacz mi, przyjacielu - wyszeptał. Przyszedł mu do głowy pomysł, którego bardzo nie chciał.

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now