Dwóch Wally'ch stanęło na przeciwko siebie i pomachało do siebie nawzajem, jakby naśladując siebie nawzajem. Z boku wyglądało to tak, jakby ktoś po środku pomieszczenia postawił lustro. Byli identyczni! Nawet ubranie mieli to samo!
- Ktoś jeszcze uważa, że to dziwne? - zapytał Terry, a Jena w odpowiedzi podniosła rękę do góry.
- Eureka! - krzyknął Cisco. - To co mówił to prawda! Słyszeliście o teorii strun? To nie bajka, a on jest na to żywym dowodem! Z resztą nie raz podróżowałem między wymiarami. Speedforce też musi istnieć. Wedle moich obliczeń to jest możliwe - mówiąc to pokazał tablicę zapełnioną masą obliczeń i wzorów, które połowa zebranych widziała pierwszy raz w życiu. - No i jak niby inaczej wyjaśnić dwóch Westów?
- Może to pozostałość czasowa? - zasugerowała Caitlin. Jade, Terry i Jena patrzyli na nich nic nie rozumiejąc.
- Nigdy nie stworzyłem pozostałości czasowej - powiedzieli jednocześnie.
- To się robi straszne - stwierdziła policjantka.
- I chore - dorzucił Terry.
- Strasznie dziwaczne - dodała Jena.
- Dali go - skomentował Antoś.
- Pozostałości czasowe? To tylko efekt superszybkości. Kiedy twoje cząsteczki poruszają się tak szybko, że pozostawiasz po sobie niewielkie części atomów. Później te cząsteczki podróżują w czasie, a jak atomy się zbiorą tworzą jednego człowieka. Drugiego ciebie. To proste, czego tu nie rozumieć? - wyjaśnił Wally.
Nie-naukowcy spojrzeli po sobie. Chyba każdy w szkole miał sytuację, kiedy słuchał, ale kompletnie nie rozumiał co się do niego mówi. Ta czwórka, była w takiej właśnie sytuacji.
- Ktoś jeszcze poczuł się głąbem? - zapytała Jade. Zadzwonił jej telefon. - Mamy kłopoty - bąknęła, przeładowując broń. Caitlin pomogła Jenie i Antosiowi się schować. Terry ruszył za Jade, podobnie jak dwa razy Wally i Cisco.
Wszyscy ustawili się pod ścianą, wyprostowani i gotowi do ewentualnego ataku. Wszyscy z ciężkimi sercami czekali na ciąg dalszy. Po korytarzu słychać było stukot obcasów. Wstrzymali oddech.
Nagle od tyłu ktoś ich podszedł. Aż podskoczyli i odruchowo wyciągnęli broń w kierunku osoby, która za nimi przyszła. Okazało się, że to Jena.
- Co ty tu robisz? - zapytał Wally. - Powinnaś zostać z Caitlin.
- Ćśś - uciszyła ich Jade i ruchem głowy wskazał ścianę. Chłopak przyciągnął młodą do siebie.
Za późno. Ruda kobieta zaatakowała. Dwóch rudzielców z nadludzką szybkością przycisnęło ją do ściany. Policjantka już chciała wystrzelić, ale zatrzymała się. Tak jak Terry i ten drugi Wally oraz Cisco.
- Starfire? - zapytali chórem. Przybysz z innego wymiaru i Jena wymienili zaskoczone spojrzenia.
Starfire, atrakcyjna kobieta, kosmitka o pomarańczowej skórze i długich, rudych włosach oraz zielonych oczach. Aktualnie siedziała w skrzydle medycznym z wyraźnie zakrwawioną i wykrzywioną ręką. Ubrana była w jej strój bojowy. Przynajmniej ona tak nazywała krótkie, fioletowe szorty i bluzkę z długimi rękawami odsłaniającymi pępek. Była blada i wystraszona. Trochę płakała. Caitlin podała jej szklankę wody, którą przyjęła z wdzięcznością.
- Co się stało? - zapytał speedster z tego wymiaru.
- Razem z pozostałymi Tytanami byliśmy w wieży, kiedy napadli na nas. Magiczni. Ubzdurali sobie, że Raven jest przez nas przetrzymywana. Nie chcieli słuchać. Nightwing kazał mi uciekać i sprowadzić pomoc, dlatego przyleciałam do Gotham, ziemi niczyjej, ale tu zaatakowali mnie Łowcy. Świat zwariował!
- Już, spokojnie, Gwiazdeczko. Ruszajmy. Tytani nas potrzebują.
- Ci, Tytani? - zapytał Terry. Oczy aż mu zabłyszczały. - Ten słynny oddział Ruchu Oporu? To będzie prawdziwy zaszczyt! A ty byłeś ich członkiem - wskazał na Wally'ego przy kosmitce - jak mogłem wcześniej się nie zorientować? Ruszajmy. Tytani, wio!
- Nie mów tak - upomnieli go obecni w pomieszczeniu Tytani.
Zgodnie z postanowieniem wyruszyli. Było za późno. Przy drzwiach leżało zielone zwierzę. Tygrys. Mocno krwawił. Kawałek dalej wystawała ręka robota. Po drugiej stronie była robotyczna noga. Speedsterzy postanowili powynosić rannych do StarLabs, żeby dać im choć odrobinę szansy na przeżycie. W środku praktycznie na każdym kroku leżało czyjeś ciało. Niektóre martwe. Starfire padła załamana na kolana i szlochała.
- On wiedział - wydusiła z siebie. - Wiedział, że się nie uda. Dlatego kazał mi uciekać - później zapłakała jeszcze bardziej. Jade dotknęła ramienia dziewczyny. Sama poczuła gulę w gardle.
Jena, która nie chciała zostać w laboratorium, teraz żałowała swojej decyzji. Nie mogła uwierzyć, że to zrobili jej pobratymcy. Z jednego ciała wystawała broń elfów. Elfy. Nie rozumiała jak oni mogli. Nie sądziła, żeby jakikolwiek czyn usprawiedliwiał tą rzeź!
- Pomścimy ich - obiecała Jade.
- Nie - zaprzeczyła Jena.
- Wiem, że ci ciężko, bo to twój gatunek, ale tak nie może być.
- Nie rozumiesz? Atakując tylko pogorszymy sprawę. Mama zawsze powtarzała, że oko za oko to zła metoda. Tak nie można!
Podeszła przytulić się do dziewczyn.
W drodze powrotnej wydostały na wpół żywych Tytanów. Ku rozpaczy Starfire, nigdzie nie był jej magicznych przyjaciół. Ani Nightwinga.
W StarLabs powoli brakowało miejsca, dlatego ci którzy byli w stanie, musieli opuścić teren placówki. Wally z tego wymiaru zaproponował im kogoś, kto zajmował się przechowywaniem uciekinierów. Jade też musiała skorzystać z propozycji. Pomogła odbić elfa. Łowcy jej nie odpuszczą, dlatego musi uciekać.
Ten ktoś, mieszkał na obrzeżach Gotham. Było to przemiłe małżeństwo, podlegające Ruchowi Oporu. Mężczyzna, sympatyczny blondyn i kobieta, czarnoskóra. Mieli syna w wieku Jeny. To znaczy mniej więcej w jej wieku. Miał 10 lat i był uroczym malcem. Wally z innej ziemi zaniemówił na widok kobiety. Z trudem wydusił zaskoczone:
- Patty? Ty żyjesz? - A na widok mężczyzny. - Marty?
- Wally? Dlaczego tak dziwnie reagujesz?
- Długa historia - odpowiedział za niego Terry.
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...