Rozdział 25: Prawdziwa twarz Jade

11 1 0
                                    

Po walce wysłano wszystkich do uzdrowiciela. Kolejka była tak długa, że zanim Wally się tam dostał, to jego połączenie ze Speedforce dało o sobie znać i samo wyleczyło mu wszystkie rany. Tylko Terry musiał trochę pomóc przy oczyszczaniu ran, żeby się prawidłowo wyleczyły. Jena nie chciała na to patrzeć i ciężko było mieć do niej o to pretensje, bo niektóre były na prawdę paskudne.

Po wszystkim dołączyła do nich Jade i Antoś Jeny. Zwierzątko natychmiast wleciało w ramionka swojej pani. Jade z kolei wyglądała na zmieszaną całym zajściem.

- Cześć wszystkim - przywitała się nieśmiało. Jena pomachała jej delikatnie, ale natychmiast schowała się za plecami swojego rudego obrońcy. Terry burknął pod nosem coś co brzmiało jak odpowiedź, a Wally postanowił od razu przejść do sedna.

- Co to było na arenie?

- Nie wiem o co chodzi. Wpadłeś na ten sam pomysł, żeby nie dopuścić do ludobójstwa przez samodzielne wcielenie się do armii.

- Ale nie ja zmasakrowałem tych wszystkich ludzi - wskazał na kolejkę Atlantów za jego plecami. Każdy miał mniejszą lub większą ranę, z której nadal sączyła się krew.

- Nie wszystkich ja zraniłam. Musiałam być... wiarygodna.

- Przybyliśmy w misji pokojowej. A ty masakrujesz najlepszych wojowników Atlantydy w brutalny sposób.

- Odczep się. Sam też wziąłeś udział w turnieju.

- Wszyscy policjanci tak potrafią? - zapytała cichutko Jena.

- Nie. Czemu pytasz? - odpowiedział jej Terry. 

- Wtedy, w parku... Jade też pokonała dużo ludzi. Powiedziała, że tego się nauczyła w akademii policyjnej.

- Okłamałaś ją! - stwierdził oburzony speedster. 

- A co według ciebie miałam powiedzieć?!

- Prawdę?

Zaśmiała się. Do oczu napłynęły jej łzy.

- Prawdę o rodzicach zabójcach, którzy od dziecka cię uczyli jak krzywdzić niewinnych? O matce, która trzymała rodzinę pod kontrolą, dbając o nas wszystkich, ale trafiła do więzienia, gdzie została postrzelona i umarła? O ojcu, który po tych wydarzeniach stał się potworem i zaczął nękać mnie i moją młodszą siostrę? Czy może o tym jak próbował mnie sprzedać jakiemuś arabowi, żeby spłacić karciane długi?! O szkoleniu na płatnego mordercę?! Miałam o tym wszystkim opowiadać dziecku, które przeżyło szok po ataku?!

Wszyscy zaniemówili. Kobieta wzięła głęboki wdech i wydech, by następnie uciec od niedoszłych przyjaciół, żeby nie zobaczyli jej łez.

Zebrani poczuli żal. Zwłaszcza Wally. Znał tę historię z perspektywy Artemis. Wiedział, że po tym jak ich matka trafiła do więzienia, wszystko się zmieniło. Ich ojciec stał się agresywny, zmuszał je do walki między sobą, często pił i je bił, a także oddawał się hazardowi. Wiedział też, że Jade po tym wszystkim uciekła z domu i zostawiła swoją siostrę sam na sam z ojcem. Do tej pory myślał, że zrobiła to z tchórzostwa. Miała dosyć ojca i dlatego zostawiła go i siostrę, żeby ta jej "nie spowalniała". Nie wiedział, nawet nie przypuszczał, że Croocher mógłby się posunąć aż do tego stopnia. Teraz nie znosił swojego niedoszłego teścia jeszcze bardziej.

Terry też wszystko zrozumiał. Teraz już wiedział co miała na myśli szefowa, mówiąc, że niewolno jej ufać i lubi uciekać.  Nie rozumiał tylko dlaczego jest taka lojalna wobec szefa? I dlaczego szefowi tak bardzo zależy na dołączeniu Jade do Ruchu Oporu? I dlaczego tak bardzo na niego naciskali, żeby nie dopuścił do starcia Wally'ego z Kaldurem?

Jena z kolei nie rozumiała jak można być takim człowiekiem. Chciała ruszyć za przyjaciółką, żeby ją pocieszyć. Jej ojciec też był mordercą. Był żołnierzem. Pomyślała, że może jak powie o tym Jade, to ona poczuje się lepiej. Z Antosiem na rękach ruszyła w kierunku jej towarzyszki.

Zastała ją szlochającą na balkonie. Kiedy ją zobaczyła, drgnęła nerwowo, ale odsunęła się robiąc małej elfce miejsce.

- Moi rodzice też uczyli mnie jak się bronić - zaczęła. - Mama pokazywała mi magiczne triki, a tata nauczał o walce wręcz. Mój tata był żołnierzem, a mama arcymagiem.

- Nigdy o tym nie mówiłaś. 

- Mama mówi, że nie ma się czym chwalić. Ale teraz nie ma to znaczenia. Nie mam ani mamy, ani taty. Nie mam nikogo - po policzkach małej spłynęły łezki. Jade, przyciągnęła ją do siebie w czułym uścisku.

- Masz mnie - wyszeptała do jej spiczastego ucha, które teraz oklapło. Dziewczynka przytuliła się do niej nieco gniotąc przy tym Antosia, który natychmiast dał znać o swoim niezadowoleniu z pominięcia go, zakładając płetwy na piersi i obracając się tyłem, prezentując focha z przytupem. Zaśmiała się i powiedziała:

- Masz rację. Nie jestem sama. Mam was i mojego kochanego Antosia - mimo protestów stworzonka został na siłę przyciągnięty i wyprzytulany, co spowodował natychmiastowe odwołanie focha.

Żeńska część drużyny nie musiała długo czekać na tę męską, która przybyła razem z dużą porcją czekolady. Wszyscy podziwiali Atlantydę nocą, która mieniła się światłami najróżniejszych gatunków ryb, wzmocnionych aurą magii. 

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now