Woda lała się strumieniami, powoli pochłaniając co raz większy obszar zamku.
Jena postanowiła działać. Kiedy fala zbliżyła się do niej i Terry'ego wypowiedziała coś niezrozumiałego pod nosem i okręciła się 2 razy wokół własnej osi, tworząc tym samym różową bańkę dookoła niej i jej... towarzysza. Diaspro, rodowita mieszkanka Atlantydy nie miała problemów z tym napływem wody. Umiała oddychać w takich warunkach. Jedynym problemem było odrzucenie falą uderzeniową. Natychmiast podpłynęła do powierzchniowców.
- Nic wam nie jest? Żyjecie? - zapytała.
- Ledwo - odpowiedział Terry. - Jak ty to zrobiłaś?
- Normalnie - odpowiedziała Jena, wzruszając ramionami, jakby to nie było niczym nadzwyczajnym.
- Nie mówiłaś, że jesteś magiem. Dlaczego nie mówiłaś, że jesteś magiem?!
- Bo nie pytałeś.
- Nie rozumiesz? Jena to może odmienić losy wojny! Masz pojęcie ile możemy zrobić z pomocą twojej mocy? Możemy stworzyć broń, o której łowcy mogą pomarzyć. Możemy poszerzyć nasz skład. Możemy...
- ...zająć się tym później, bo teraz najważniejsi są nasi przyjaciele? - dokończyła za niego dziewczynka.
- Jasne.
- To antymonarchiści pod wodzą Czarnej Manty - wyjaśniła Diaspro.
- Skąd wiesz?
- Często atakują.
Jena i Terry wymienili się spojrzeniami.
- Jak się tym steruje? - zapytał chłopak, opierając się o ścianę bańki, przez co ta się poruszyła w stronę naporu, jednocześnie wprawiając w ruch jej zawartość. Oboje padli na ziemię.
- Już wiesz? - odpowiedziała dziewczynka pytaniem na pytanie.
Tymczasem sala balowa była pod największym ostrzałem. Królowa, dzięki jednemu ze swoich zaklęć sprawiła, że Jade i Wally mogli oddychać pod wodą. Bardzo ułatwiło im to sprawę.
Antymonarchiści otoczyli ich ze wszystkich stron. Przed szereg wyszedł ich przywódca. Wysoki, barczysty mężczyzna w czarnym kombinezonie i charakterystycznym, owalnym, czarnym hełmie z czerwonymi otworami na oczy. Czarna Manta.
- Znów się spotykamy, Mero. Po tych wszystkich wydarzeniach powinnaś się w końcu poddać i pozwolić ludziom na dobrowolny wybór władcy. Niech żyje demokracja! - Wally'ego zatkało. W jego wymiarze często walczyli z Czarną Mantą. Tyle, że u nich jego motywacją była nienawiść do Aquamena, a nie społeczne sprawy Atlantydy. Ten wymiar chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.
- Lud Atlantydy jest pod rządami dobrych monarchów od samego początku istnienia. Tradycja zawsze zwycięża. Mój mąż popierał to całe życie i nie pozwolę, żeby... - Królowa Mera zabrała głos z wielką gracją i klasą.
- Dobrych monarchów? Wojny o władzę twojego świętej pamięci męża i jego brata omal nie zniszczyły naszego kraju!
- Przepraszam, że się wtrącę, ale - głos zabrał Wally - czy nie można się dogadać w inny sposób? Po co walka? Zupełnie nikt nie potrzebuje tutaj rozlewu krwi.
Przedstawiciele dwóch wrogo nastawionych do siebie form rządu spojrzeli na niego wyraźnie zniesmaczeni. Widać, żadne z nich nie lubiło przerywania konwersacji.
- Ojcze? Czy mogę dać nauczkę temu człowiekowi? Nikt nie ma prawa ci przerywać. To brak szacunku - przed tłum wyszedł Kaldur'ahm.
Jeżeli speedsterowi głos zabrało przez Czarną Mantę-demokratę, to na widok Wodnika, przywódcy zespołu, najwierniejszego partnera Aquamena i jednego z jego (Wally'ego) najlepszych przyjaciół w jednym, służącego swojemu ojcu, kompletnie zwalił go z nóg. Jade najwyraźniej to zauważyła, bo stanęła obok niego, dotykając jego ramienia.
Czarnoskóry blondyn mordował go spojrzeniem szarych oczu, niegdyś tak życzliwie do niego nastawionych.
- Dobry pomysł, synu.
- Jestem za - odparła królowa. - Jutro o świcie odbędzie się pojedynek. Zwycięzca, będący przedstawicielem jednej ze stron, wprowadzi nowy ustrój rządów. Wybiorę tego wojownika, który wygra dzisiejszy turniej.
- Uczciwy układ - przyznał Manta. - Moim reprezentantem zostanie Kaldur'ahm. Jest najlepszy. - Położył dłoń na ramieniu swojego syna.
- Może to jeszcze przemyślicie? - próbował wyperswadować pomysł rudzielec.
- To będzie pojedynek na śmierć i życie - dokończyła Mera.
- Śmierć monarchii z rana, to jest coś, czego mi potrzeba.
- Znakomicie. Lepiej pożegnaj się z synem.
- Lepiej pożegnaj się z koroną.
Już się rozchodzili w bardzo bojowych nastrojach. Na odchodne Kaldur rzucił w ich stronę spojrzenie pełne pogardy.
- Przynajmniej nie wyrżnęli wszystkich w tej sali - stwierdziła Jade. - Poza tym wiesz, że jeśli monarchiści przegrają, to nie zawrzemy z nimi sojuszu przeciwko łowcom? To będzie koniec. Świetna robota Wally.
Do sali balowej wtoczyli się Jena i Terry w dziwnej różowej bańce. Towarzyszyła im jedna Atlantka i masa antosiów.
- Coś nas ominęło? Czemu wszyscy macie takie grobowe nastroje? Ktoś umarł, czy co? - zagadnął Terry.
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...