Rozdział 21: Antymonarchiści

8 1 0
                                    

Woda lała się strumieniami, powoli pochłaniając co raz większy obszar zamku.

Jena postanowiła działać. Kiedy fala zbliżyła się do niej i Terry'ego wypowiedziała coś niezrozumiałego pod nosem i okręciła się 2 razy wokół własnej osi, tworząc tym samym różową bańkę dookoła niej i jej... towarzysza. Diaspro, rodowita mieszkanka Atlantydy nie miała problemów z tym napływem wody. Umiała oddychać w takich warunkach. Jedynym problemem było odrzucenie falą uderzeniową. Natychmiast podpłynęła do powierzchniowców.

- Nic wam nie jest? Żyjecie? - zapytała.

- Ledwo - odpowiedział Terry. - Jak ty to zrobiłaś?

- Normalnie - odpowiedziała Jena, wzruszając ramionami, jakby to nie było niczym nadzwyczajnym.

- Nie mówiłaś, że jesteś magiem. Dlaczego nie mówiłaś, że jesteś magiem?!

- Bo nie pytałeś.

- Nie rozumiesz? Jena to może odmienić losy wojny! Masz pojęcie ile możemy zrobić z pomocą twojej mocy? Możemy stworzyć broń, o której łowcy mogą pomarzyć. Możemy poszerzyć nasz skład. Możemy...

- ...zająć się tym później, bo teraz najważniejsi są nasi przyjaciele? - dokończyła za niego dziewczynka.

- Jasne.

- To antymonarchiści pod wodzą Czarnej Manty - wyjaśniła Diaspro.

- Skąd wiesz?

- Często atakują.

Jena i Terry wymienili się spojrzeniami.

- Jak się tym steruje? - zapytał chłopak, opierając się o ścianę bańki, przez co ta się poruszyła w stronę naporu, jednocześnie wprawiając w ruch jej zawartość. Oboje padli na ziemię.

- Już wiesz? - odpowiedziała dziewczynka pytaniem na pytanie.

Tymczasem sala balowa była pod największym ostrzałem. Królowa, dzięki jednemu ze swoich zaklęć sprawiła, że Jade i Wally mogli oddychać pod wodą. Bardzo ułatwiło im to sprawę.

Antymonarchiści otoczyli ich ze wszystkich stron. Przed szereg wyszedł ich przywódca. Wysoki, barczysty mężczyzna w czarnym kombinezonie i charakterystycznym, owalnym, czarnym hełmie z czerwonymi otworami na oczy. Czarna Manta.

- Znów się spotykamy, Mero. Po tych wszystkich wydarzeniach powinnaś się w końcu poddać i pozwolić ludziom na dobrowolny wybór władcy. Niech żyje demokracja! - Wally'ego zatkało. W jego wymiarze często walczyli z Czarną Mantą. Tyle, że u nich jego motywacją była nienawiść do Aquamena, a nie społeczne sprawy Atlantydy. Ten wymiar chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać.

- Lud Atlantydy jest pod rządami dobrych monarchów od samego początku istnienia. Tradycja zawsze zwycięża. Mój mąż popierał to całe życie i nie pozwolę, żeby... - Królowa Mera zabrała głos z wielką gracją i klasą.

- Dobrych monarchów? Wojny o władzę twojego świętej pamięci męża i jego brata omal nie zniszczyły naszego kraju!

- Przepraszam, że się wtrącę, ale  - głos zabrał Wally - czy nie można się dogadać w inny sposób? Po co walka? Zupełnie nikt nie potrzebuje tutaj rozlewu krwi.

Przedstawiciele dwóch wrogo nastawionych do siebie form rządu spojrzeli na niego wyraźnie zniesmaczeni. Widać, żadne z nich nie lubiło przerywania konwersacji.

- Ojcze? Czy mogę dać nauczkę temu człowiekowi? Nikt nie ma prawa ci przerywać. To brak szacunku - przed tłum wyszedł Kaldur'ahm.

Jeżeli speedsterowi głos zabrało przez Czarną Mantę-demokratę, to na widok Wodnika, przywódcy zespołu, najwierniejszego partnera Aquamena i jednego z jego (Wally'ego) najlepszych przyjaciół w jednym, służącego swojemu ojcu, kompletnie zwalił go z nóg. Jade najwyraźniej to zauważyła, bo stanęła obok niego, dotykając jego ramienia.

Czarnoskóry blondyn mordował go spojrzeniem szarych oczu, niegdyś tak życzliwie do niego nastawionych.

- Dobry pomysł, synu.

- Jestem za - odparła królowa. - Jutro o świcie odbędzie się pojedynek. Zwycięzca, będący przedstawicielem jednej ze stron, wprowadzi nowy ustrój rządów. Wybiorę tego wojownika, który wygra dzisiejszy turniej.

- Uczciwy układ - przyznał Manta. - Moim reprezentantem zostanie Kaldur'ahm. Jest najlepszy. - Położył dłoń na ramieniu swojego syna.

- Może to jeszcze przemyślicie? - próbował wyperswadować pomysł rudzielec.

- To będzie pojedynek na śmierć i życie -  dokończyła Mera.

- Śmierć monarchii z rana, to jest coś, czego mi potrzeba.

- Znakomicie. Lepiej pożegnaj się z synem.

- Lepiej pożegnaj się z koroną.

Już się rozchodzili w bardzo bojowych nastrojach. Na odchodne Kaldur rzucił w ich stronę spojrzenie pełne pogardy.

- Przynajmniej nie wyrżnęli wszystkich w tej sali - stwierdziła Jade. - Poza tym wiesz, że jeśli monarchiści przegrają, to nie zawrzemy z nimi sojuszu przeciwko łowcom? To będzie koniec. Świetna robota Wally.

Do sali balowej wtoczyli się Jena i Terry w dziwnej różowej bańce. Towarzyszyła im jedna Atlantka i masa antosiów.

- Coś nas ominęło? Czemu wszyscy macie takie grobowe nastroje? Ktoś umarł, czy co? - zagadnął Terry.

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now