Rozdział 13: Przywódca

12 0 0
                                    

Wally nadal nie mógł uwierzyć w to wszystko, co się stało. Najpierw trafił do alternatywnej rzeczywistości, gdzie określenia "magia" używano do wszystkiego, czego nie rozumiano, później do innej części tego wymiaru, gdzie wszystko wydawało się w porządku, ale z czasem wyszło, że to kolejna alternatywa. I to jaka!

Cheshire, która w domu jest złem wcielonym, tutaj jest glinom! Zespół, jego największe osiągnięcie, tutaj ma nazwę Młodzi Tytani i składa się z niego (kiedyś), Dicka, jego byłego najlepszego przyjaciela, Starfire, której nie znał, Raven, o której słyszy pierwszy raz w życiu, Cyborga, którego w domu też nigdy nie spotkał i Bestii, który w jego wymiarze ma 14 lat! Z tego co wiedział to on sam nawet nie był twórcą tego zespołu, tylko dalszym trzonem. Nawet nie drugoplanowym, tylko epizodycznym. Dowiedział się też, że jego przyjaciele, Wodnik, tutaj był członkiem innej ekipy, Tytanów Wschodu, razem z Royem. W tym wymiarze, nigdy nie został porwany, sklonowany, ani nie wyrwali mu ręki, więc tyle dobrego. O reszcie Starfire nie słyszała. Jakby nie istnieli. Do tego Patty, dziewczyna, która porządnie namieszała w życiu Agnes, która była dla Wally'ego jak siostra (znał ją od 8 lat, uczył ją czytać, szkolił ją i razem uratowali świat z milion razy, jak nie traktować kogoś takiego jak członka rodziny) żyje! I spotyka się z Marty'm! A przecież to złamało serce biedaczce. Żeby było śmieszniej, mieszkał z nią pod jednym dachem. Osobiście, nigdy jej nie lubił. Do tego mają dziecko.

Jego życie rodzinne tutaj też uległo zmianom. Miał narzeczoną, Lindę Park. Znał ją. Chodzili razem do szkoły. Przez jakiś czas nawet byli parą, ale później go rzuciła i wyprowadziła się z rodzicami do Nowego Jorku. Zerwała z nim przez tą wyprowadzkę. Była jego pierwszą miłością. Po tym wydarzeniu próbował się wyleczyć jakąkolwiek inną dziewczyną. Z czasem pojawiła się Artemis. To nie było uczucie od pierwszego wejrzenia. Strasznie działała mu na nerwy, ciągle sobie nawzajem dogryzali. No i na początku uważał, że chce wygryźć z drużyny Roya, który miał większe prawa członkowskie. Za nim się obejrzał nie wyobrażał sobie życia bez kłótni z nią, co raz bardziej mu na niej zależało, a ostatecznie... jakby to określiła Agnes... górę wzięła biologia i chemia. A teraz wszystko przepadło. Nawet nie wiedział, czy Artemis z tej rzeczywistości w ogóle żyje, czy go zna...

I do tego ma siostrę. Taką biologiczną. Żeby było śmieszniej w jego wymiarze ta siostra jest ciocią Iris. Z tego co wiedział, cio... Iris tutaj też jest dziennikarką. Interesuje się tymi zjawiskami nadnaturalnymi i jest od niego 10 lat starsza.

Sytuacja polityczna też jest inna. Nie wiedział jak się obecnie sprawy w domu mają, ale wątpił, żeby tam panowała wojna pomiędzy zwykłymi ludźmi, a istotami fizjologicznie podobnymi do mitycznych stworów, potocznie nazywanych "magicznymi". Istniała też tajemnicza organizacja zwana Ruchem Oporu, która miała zaprowadzić pokój między dwiema stronami. Większość byłych superbohaterów tam działała. Byłych, ponieważ aktualnie nie mieli takiej możliwości ze względu na stan wojenny panujący na całej planecie. Wojna trwa od 5 lat.

Obecnie siedział w kuchni Patty i próbował dowiedzieć się czegokolwiek o tutejszych wersjach jego przyjaciół z laptopa, pożyczonego ze Star Labs. Wprawdzie miał nowych, ale potrzebował choć odrobiny czegoś domowego.

Właśnie, jego obecni przyjaciele. Terrence McGinnis, sierota. Jego ojciec został zamordowany jeszcze przed wojną w celach rabunkowych. Żadna nowość w Gotham. Nim i jego młodszym bratem opiekowała się matka. Ostatecznie obu członków rodziny stracił podczas wojny. Matka została rozstrzelana przez magicznych, a brat zamordowany przez łowców. Przygarnął go Ruch Oporu. Wyszkolili go na podwójnego agenta, działającego na terenie łowców. Jena i Antoś trochę zepsuli mu plany.

Właśnie. Jena i Antoś. W bazie danych ich nie było. Pewnie dlatego, bo byli po drugiej stronie barykady. Mało prawdopodobne, żeby byli zamieszani w jakiekolwiek działania wojenne. Jena była tylko dzieckiem, a Antoś to zwierzątko.

- I jak wyglądam? - zapytała Jena, stając przed nim i okręcając się wokół własnej osi. Miała na sobie granatową spódniczkę do kolan i białą, skromną koszulę z długim rękawem. - Nie do końca zgodne z tradycją, ale dziękuję.

- Proszę bardzo. Cieszę się, że mogę pomóc - powiedziała Patty. Nie taką ją pamiętał. Patty, którą znał była wulgarną narkomanką. Ta była sympatyczna i opiekuńcza. W takiej powinna zakochać się Agnes.

- Udało mi się nawiązać kontakt z przywódcą Ruchu Oporu! - krzyknął Terry, wchodząc do kuchni w towarzystwie ciągle roztrzęsionej Starfire. Ale czy było co się jej dziwić? Straciła dom i przyjaciół. Nic dziwnego, że była przerażona i chciała działać. - Chcę się z nami wszystkimi spotkać. O północy. Wyśle mi współrzędne.

- Nie ufałabym mu - wtrąciła Jena. - Pracował dla łowców.

- Nie będę tłumaczył się przed małą elfką.

- Dlaczego chce się spotkać ze wszystkimi? - zapytała Jade. Cały ten  czas siedziała w oknie i notowała coś w zeszycie.

- Chce poznać powód dla którego zawaliłem - wyszeptał zawstydzony. Jena posłała mu tryumfalny uśmiech. Odpowiedział jej pokazanym językiem. Ta go kopnęła. Pewnie by jej oddał, gdyby Patty ich nie rozdzieliła.

- Dzieci, nie bić się - warknęła.

- Ale to on/ona zaczął/zaczęła - powiedzieli chórem, wskazując na tego drugiego.

-------------------------------------------------------

Północ. Spotkanie odbyło się na polu w Smallville. Było chłodno i ponuro. Wszyscy, z wyjątkiem Starfire, byli ubrani w kurtki. Udało im się tu dostać, dzięki pożyczonemu od Patty samochodowi. Oczywiście dzieciaki całą drogę sobie dogryzały. Jade, która prowadziła, prawie wysadziła ich z samochodu. Jedynie Wally nie miał nastroju do rozmów.

Pobyt tutaj był strasznie długi. Z tego co zauważył po obu stronach wymiaru panowała inna strefa czasowa. Nie dawno były święta, Boże Narodzenie, a teraz ni stąd ni zowąd był maj. Dzień matki i urodziny jego mamy. Tęsknił za domem. Ale na razie czuł, że musi pomóc Starfire odzyskać przyjaciół. Musi skupić się na tu i teraz. Później pomyśli o powrocie do domu. A jak wróci, kupi mamie ogromny bukiet lilii. Białych. Jej ulubionych.

Z samochodu na przeciwko wysiadł potężnie zbudowany mężczyzna. Miał czarną skórę i oczy zasłonięte ciemnymi okularami. Cały ubrany na czarno.

- To jest ten przywódca? - zapytała zniecierpliwiona Jade.

- Nie - odpowiedzieli zgodnie wtajemniczeni, z wyjątkiem łysego karka, oczywiście.

Z samochodu wysiadł jeszcze wyższy i jeszcze bardziej umięśniony mężczyzna.

- To on? - zapytała podekscytowana Jena.

- Nie - ponownie odpowiedzieli wspólnie.

Z samochodu wyszedł kolejny mężczyzna, który ledwo się mieścił w samochodzie.

- Dali go - skomentował Antoś.

- Masz rację, to na pewno on - przyznała Jena.

Jednak mężczyźni otoczyli samochód. Najwyższy przytrzymał drzwi i wyciągnął rękę, żeby pomóc wysiąść kobiecie. W porównaniu z facetami była niska i drobna. Mimo to była wyraźnie umięśniona. Miała krótko ścięte włosy. Ubrana w zieloną bluzę od dresu bez rękawów i ciemne jeansy. Miała szare oczy, budzące wyraźny respekt. Skrzyżowała ręce na piersi.

- Więc, to oni pokrzyżowali nasze plany? - zapytała ciemnym, mocnym głosem.

Wally i Jade zaniemówili. Znali ją. I to bardzo dobrze.

- Artemis - powiedzieli chórem.


Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now