Rozdział 6: Grimworld

26 1 1
                                    

Trzy osoby i jedna, latająca foka szły spokojnie w stronę Grimworldu. Jeden, wysoki, rudy mężczyzna, druga, mała elficka, dziewczynka i trzeci, nastoletni chłopak. Jena szła obrażona na chłopców i wcale nie zamierzała tego ukrywać.

- Wyjaśnij mi jeszcze raz - powtórzyła, chyba dziesiąty raz w ciągu ostatnich kilku minut. - Dlaczego on z nami idzie?!

Wally westchnął po raz kolejny odpowiadając na to samo pytanie.

- Ponieważ Terry musi wrócić do swojego wymiaru, a przejście jest TYLKO w Grimworldzie. Poza tym w ten sposób będziemy mogli go pilnować, żeby przypadkiem niczego nie ukradł.

- No dokładnie - wtrącił Terry. - A tak w ogóle to okradam tylko elfy.

- Widzisz? Zostawmy go i chodźmy dalej bez niego.

Wally westchnął po raz enty. Miał już naprawdę dość. Ta dwójka dogryzała sobie od opuszczenia tamtej wioski non stop. To było naprawdę męczące. Najgorsze, że wcale nie zapowiadało się na poprawę. Aż mu się przypomniały stare czasy w Zespole. On sam i Artemis potrafili się kłócić przez dwie godziny bez przerwy. Nawet kiedy zostali parą. To kara za to? Dla reszty Zespołu musiało być to uciążliwe. Może z wyjątkiem Fire Girl, która naśmiewała się z ich kłótni. Z każdym dniem tęsknił za nimi co raz bardziej. I za rodziną.

- Weźmiesz mnie i pobiegniemy? - zapytała Jena.

- W trójkę nie dam rady - odpowiedział wyrwany z zamyślenia.

- Kolejny powód, żeby go zostawić.

- A może zostawimy najmniejsze i najmniej użyteczne stworzenie? - zaproponował Terry.

Znudzony Antoś usiadł na plecaku, który niósł Wally. Widać nawet go to denerwowało. Dwójka dzieciaków znowu zaczęło kłótnie. 

W pewnym momencie speedster zatrzymał się jak wryty na widok wspaniałego zamku z szarej cegły, unoszącego się w powietrzu. Gdzieniegdzie były powtykane proporce w kolorze purpury, które poruszały się wraz z podmuchem wiatru. Zamek unosił się na gigantycznej skale. Musiała odbywać się tam ważna uroczystość, ponieważ wrota były otwarte, a z zamkowego rynku słychać było głośne wiwaty i muzykę. Dookoła rosła wspaniała, bujna roślinność.

- Wow - powiedzieli równocześnie Wally i Terry. 

- Robi wrażenie - stwierdziła Jena. Nawet Antoś zerknąwszy na zamek oniemiał z zachwytu. - To jest Grimworld.

- Tak - wykrztusił Wally. W końcu wróci do domu. Do mamy i taty. Do cioci Iris i wuja Barry'ego. Do Garricków i Barta. Do przyjaciół i do Artemis. Już chciał wejść, ale jeden z strażników zasłonił mu drogę.

- Wpuszczamy tylko magów. - Oświadczyli bez cienia jakichkolwiek emocji wypisanych na twarzy. Nosili na sobie czerwone zbroje. Jeden z nich miał nogi kozła, a tułów człowieka, a drugi nogi konia, a tułów człowieka.  

Hejka moi kochani!

Wiem, że długo nic nie pisałam i w najbliższym czasie to się nie zmieni. Przepraszam Was najmocniej, ale straciłam zapał do pisania tej historii. Dokończę ją na pewno, ale na razie mam w głowie kompletną pustkę. Dlatego publikuje to co mam do tej pory, a wrócę, kiedy odświeżę sobie głowę, złapie nowe pomysły i chęci... Przepraszam, że tak wyszło, ale wszystko co pisałam na siłę było do... Lepiej jak chwilę odpocznę.

Jak coś, to zapraszam do mojego drugiego opowiadania o strażnikach. Tematyka podobna.

Na razie! Mam nadzieję, że szybko.


Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now