Rozdział 28: Tajna misja

11 0 0
                                    

Zgodnie z umową Starfire i Kaldur spotkali się o północy pod bazom RO. Kobieta przyprowadziła ze sobą dwóch mężczyzn, jednego zielonego, drugiego czarnoskórego. Nie wiedzieli jednak, że ktoś ich śledzi. A dokładniej dwóch ktosiów.

Wally miał na sobie czarną wersję swojego kostiumu. Ostrożnie stawiał kroki, tak aby nie wydać najmniejszego szelestu. 

- I co teraz robimy? - usłyszał znajomy szept jego małej towarzyszki i aż podskoczył z zaskoczenia. Nie brał jej ze sobą.

- Co ty tutaj robisz? Miałaś zostać w bazie, tam jest bezpiecznie.

- Właśnie dlatego tu jestem. Chcę cię chronić.

- To słodkie, ale jesteś za mała, żeby uczestniczyć w tego typu akcjach. 

Już miał ją odnieść, ale Jena powstrzymała go, wskazując brodom kogoś, kto za nim stał. Odwrócił się i zamarł.

Prawie stykał się nosem z zielonym wilkiem, który groźnie warczał, wbijając w niego wzrok. Biała piana kapała mu z pyska. Sprinter zaciągnął czarne gogle na oczy i zasłonił dziecko. Już miało dojść do walki, ale przerwał im krzyk Starfire:

- Bestio, to przyjaciele, nie ma potrzeby walki! - na te słowa wilk przybrał ludzką postać. Wally tym bardziej był zaskoczony. 

Zielona skóra, włosy, oczy, znajoma postura. Jego włosy były przeciętnej długości w wiecznym nieładzie. Gdyby był dużo niższy, posiadał małpi ogon i w ogóle był bardziej owłosiony...

- Bestia? Garfield Logan?

- Tak, a co? - zapytał patrząc na niego spode łba. - Skąd znasz moje prawdziwe imię?

- Powiedzmy, że cię znam, młody - uśmiechnął się na wspomnienie małego chłopca z Quracku i jego małpiego towarzysza.

Zebrani wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.

- Miało być najwyżej dwóch ludzi - zauważył Kaldur.

-I tak było - odpowiedziała mu kosmitka. - Co wy tutaj robicie?

- Wyszliśmy na spacer - niewinnie uśmiechnął się Wally.

- W kamuflażu?

- Żeby nikt nie znalazł bazy. Niby co innego miałbym robić z dzieckiem.

- Dali go!

- Serio? Antosia też wzięłaś? - Jena uśmiechnęła się niewinnie i schowała zwierzaka za plecami. - A tak właściwie, co wy tutaj robicie?

- Postanowiliśmy uwolnić jeńców armii magicznej. Optymistycznie zakładając, że jeszcze żyją - kulturalnie odpowiedział czarnoskóry pół-człowiek, pół-robot.

Młoda elfica zamrugała dwa razy coś sobie przypominając.

- Byliście w STAR-Labs. 

- Już się czujemy lepiej, mała - Bestia uśmiechnął się do niej szeroko i poczochrał jej włosy. Zachichotała.

- W zasadzie to miała być tajna misja - oponowała Star. Panowie spojrzeli na nią zaskoczeni.

- Przecież szefostwo wyraziło zgodę na przeprowadzenie akcji - nie rozumieli chłopcy.

- Tak, ale powinna być ograniczona liczba osób.

- Mniejsza z tym - wtrącił cyborg. - Jestem Cyborg. Chodźcie z nami. W zaistniałej sytuacji przyda nam się każda para rąk. Ale dziecko musi zostać.

- Nazywam się Jena i mam moce znacznie potężniejsze od waszych wszystkich, razem wziętych! Sam zobacz! Eraerc elag! - W tej chwili powstała mała, ale imponująca wichura.

- Dobra, dobra, możesz iść, ale to ucisz - próbował ją uspokoić Wally. - A i jestem Mały Flash, miło poznać - wyciągnął dłoń w stronę Cyborga. 

Podali sobie dłonie, a następnie całą ekipą ruszyli w stronę niebiesko-białego mercedesa. Swoją drogą był to bardzo zaawansowany technologicznie pojazd.

==================================================

Baza magicznych znajdowała się w innym wymiarze, do którego dostali się za pomocą wmontowanego do T-ercedesa (tak nazywali samochód) teleportera. Naturalnie do samochodu mogło wejść tylko pięć osób, więc Wally, jako najszybszy, biegł obok samochodu. Jedyna trudność polegała na tym, że musieli dostać się do międzywymiarów, które... Przedrostek 'między-' nie był znikąd. Na szczęście Cyborg zhakował teleporter, dzięki czemu udało im się dostać w odpowiednie miejsce.

Następnie musieli ukryć wóz i się przebrać. Wszyscy poza Jeną, która od samego początku miała swoją długą, fioletową sukienkę, jasno dającą do zrozumienia skąd pochodzi. Już nie wspominając o towarzyszącym jej Antosiu i długich, spiczastych uszach oraz nienaturalnie długich rzęsach, przykrywających prawie białe oczy. Nadal nosiła naszyjnik w kształcie półksiężyca, ale ukryła go pod ubraniem, żeby się nie zdradzać. Pozostali założyli peleryny, dokładnie zakrywające ich kostiumy, w przypadku Cyborga całe ciało.

Pod przykryciem nocy nikt nie zwracał na nich uwagi. Na ulicach z rzadka pojawiały się różne, dziwne stwory, zapewne będące obywatelami międzywymiarów. Cała okolica była bardzo schludna i czysta, tylko na ulicznych latarniach, przypominających te z pierwszego filmu o Narnii, wisiały proporce przedstawiające okręgi z pentagramów, symbol świata magii.

Nietrudno było się domyślić, że ich baza znajduje się w największym gmachu, na końcu ulicy. Niezwłocznie ruszyli w tamtym kierunku, kryjąc się w cieniu.   

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now