Dedykuję ten rozdział pewnej bardzo wyjątkowej i niezwykle silnej kobiecie. Mamo, to dla Ciebie. Dziękuję Ci i przepraszam. Kocham Cię. Wszystkiego najlepszego z okazji Twojego święta.
Jade ze złością jechała na komisariat w Gotham z małą Jeną i Antosiem. Prowadząc samochód, musiała pilnować, żeby dziewczynka niczego nie popsuła. Ciągle wciskała jakieś guziki, to włączyła wycieraczki, to uruchomiła koguty, a innym razem strzelała płynem do spryskiwaczy!
Kiedy dotarły na miejsce, Jade obiecała sobie, że zaraz po powrocie, chłopcy jej za to zapłacą! Od razu w wejściu wszystkie spojrzenia powędrowały na nie. Jeszcze w domu dopilnowała, żeby młoda miała na szyi półksiężyc. Ale i tak wszystkie spojrzenia powędrowały na nie. Dziecko z szeroki uśmiechem od ucha do ucha, zaczęło wszystkim machać.
Lubiła dziewczynkę. Ale praca była jej ucieczką od wszystkiego, co ją dręczyło. Nie chciała żadnego towarzystwa. Dlatego była też jedyną detektyw w całym komisariacie, bez partnera. Nie stanowiło to jednak problemów w pracy. Była dobra, najlepsza. Z tego powodu góra postanowiła ją awansować na komisarza, po Gordonie.
Podszedł do niej aspirant Bard. Blondyn o niebieskich oczach, wyższy od niej o całą głowę. Musiała w duchu przyznać, że jest przystojny.
- Pani komisarz - przywitał ją, salutując. W odpowiedzi skinęła głową. - Na biurku mam raporty z ostatnich kilku dni pani nieobecności.
- Dobrze. Przynieś mi je do biura. Jakieś awarie?
- Drobna bójka na skrzyżowaniu 5. alei i 6. ulicy. Nasi już się tym zajęli.
- Dobra robota - oddelegowała go skinieniem dłoni.
- Pani komisarz, doszło do nas doniesienie o kradzieży w Glades.
- Ach to Glades. Same tam problemy. Wyślij tam Saunders.
- Pani komisarz, kolejne porwanie. Tym razem na Burlington.
- Porwaniami zajmuje się chyba Maggie Sawyer. Do niej z tym idź. Ludzie, dzisiaj jest akcja wyjątkowa. Muszę zająć się dzieckiem, dlatego biorę pracę wyłącznie papierkową. W razie kłopotów, będę w biurze. Każdy doskonale zna swoje zadania i wie na czym polegają. Raporty mają być u mnie, wszystkie co do joty do południa. I niech ktoś przyniesie mi kubek melisy. A teraz, do roboty!
Po wydaniu rozporządzenia, wszyscy natychmiast wrócili do swoich zajęć.
Jena z zachwytem przyglądała się kobiecie, z jaką sprawnością dyryguje tymi wszystkim, przynajmniej w większości, mężczyznom! Mama zabrała ją kiedyś do wioski ludzi. Kobiety nie miały tam nic do powiedzenia. Musiały być bezwzględnie posłuszne mężczyznom, a tu proszę. Już druga ludzka kobieta, której mężczyźni służą. Może tak jest tylko w tej jednej wiosce?
Mimo to wzrok skierowała na tablicę korkową wiszącą za jej plecami, nad długim biurkiem z komputerami (choć Jena uznała, że to niedorobiona mikrofalówka, którą pokazywał jej Johny). Wisiały na niej zdjęcia z brzydkimi panami i kilkoma paniami. Jedni mieli blizny, inni tatuaże, a jeden miał przepaskę na oko. Jeszcze inni niczym się nie wyróżniali. To dziwne, ale na jednym zdjęciu widniała twarz Artemis. W wiosce też widywała takie zdjęcia. Były to listy gończe. Dziewczynka postanowiła zapytać o to Jade. Ale jej wzrok przykuło zdjęcie mężczyzny. Miał krótkie, blond włosy i przenikliwe spojrzenie brązowych oczu. Trochę jak te Jade. Jena uznała, że koniecznie musi ją o to zapytać.
Już zamierzała do niej podejść, kiedy zauważyła coś niesamowitego! Szerzej otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Dali go - skomentował to Antoś, a młoda elfka musiała przyznać mu rację.
Była to ogromna szafa z jedzeniem! Cała szara, z przezroczystą szybą. Miała tabliczkę z cyferkami, a nad nią widniał zielony pasek! Pewnie dla ozdoby. Z zachwytu przyłożyli pyszczki do niesamowitej szafy. W środku były różne smakołyki, jakimi częstował ich Johny. Postanowili skorzystać z jej zawartości, jednak kiedy pociągnęli za drzwiczki szafy, nie drgnęła. Spróbowała jeszcze raz, a potem kolejny, ale kompletnie nie odnosiło to skutków!
- Co ty robisz? - usłyszała za sobą głos Jade.
- Zgłodnieliśmy i postanowiliśmy coś zjeść.
Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła sakwę, zwaną portfelem.
- Na co macie ochotę?
- Na chipsy i czekoladę. - Kobieta wyciągnęła kilka monet, wcisnęła na tablicy cyferki i wrzuciła monety do dziurki obok tej tabliczki. Po chwili żelazne macki wypchnęły ze swych objęć upragnione smakołyki.
- Och, dziękuję ci bardzo - wyciągnęła je z wnęki na dole szafy. Już chyba nic jej nie zdziwi.
-Proszę - odpowiedziała. - Jechałaś kiedyś windą?
- A co to winda? - zapytała dziewczynka.
- Przypuszczam, że ci się spodoba - odpowiedziała pani komisarz. Młoda kobieta przyjrzała się zachwytowi na buzi dziecka i poczuła dziwne, do tej pory obce jej uczucie.
Kiedy poczęstowała ją chipsami, obie wiedziały, że to początek niesamowitej więzi. Resztę dnia spędziły na niesamowitych atrakcjach (przynajmniej dla Jeny). Jeździły windą, kręciły się na obrotowym krześle i spróbowały pianek z krakersami. Dodatkowo Jade nauczyła Jenę kilku chwytów do samoobrony z zaskoczeniem odkrywając, że dziewczynka szybko się uczy. Poszły też na strzelnicę, gdzie Jena kibicowała aspirantowi Bardowi.
Dzisiaj trochę luźniej, ponieważ nadszedł Dzień Matki! Złóżcie swoim mamom życzenia i bądźcie dla nich mili, przynajmniej się postarajcie na ten jeden dzień. Wprawdzie te bohaterki nie są spokrewnione, a znają się dość krótko, ale co tam. Podobno matki zakochują się w swoich dzieciach od pierwszego wejrzenia. Platonicznie.
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...