- Jesteśmy magami - wtrąciła Jena. Strażnicy wymienili zdziwione, niedowierzające spojrzenia. - Ja jestem Jena Owens, córka arcymaga Eleonor Owens. A to moi towarzysze Wally, mag speedforce i Terry, władający świąteczną magią.
W tym jednym momencie, Wally nie zamierzał się kłócić i tłumaczyć, że speedforce nie jest żadną magią, tylko nauką.
- Nigdy nie słyszeliśmy o takiej magii.
- To ziemskie gatunki. A teraz nas wpuśćcie.
- Mamy wpuścić małą elfkę i dwóch obcych bez opieki?
- Mam 44 lata! Nie jestem już taka mała! W innych nacjach byłabym już pełnoletnia.
- Jazda! - strażnicy odrzucili ich za pomocą swoich zaklętych halabard.
Zrezygnowani odeszli kawałek od murów zamkowych. W pewnym momencie zauważyli jak tylnym wejściem wpuszczani są artyści, akrobaci, błazny i wybitni bardowie. Chłopcy wymienili znaczące spojrzenia.
Po kilku minutach Terry był przebrany za błazna, nosił fioletowy strój z bufiastymi rękawami i złotymi zdobieniami. Do kompletu miał jeszcze błazeńską maskę i pelerynę. Wally za grajka z lutnią, wystrojony w błękitny kostium i przyczepiony wąs. Jena wystrojona w cygańską sukienkę z długą, granatową spódnicą, białą koszulą i bordową chustą oraz Antosiem, któremu przyczepili złoty kolczyk do dziurki usznej. Oczywiście kostium Terry'ego nie obył się bez złośliwego komentarza Jeny:
- Uzewnętrzniasz swoją naturę człowieku?
- Ty jesteś cyganką, elfko.
Wally rozdzielił ich i pokierowali się w stronę wejścia. Prawowici właściciele zostali w samej bieliźnie, przywiązani do drzewa. Przy strażnikach, innych, zasłonili swoje twarze chustą Jeny. Udało im się wejść bez większych problemów. Na miejscu odetchnęli z ulgą. Stali na drewnianym podeście. Przed nimi wisiał długi materiał.
- No dobra - powiedział Terry. - Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Miło było, ale się skończyło.
- Żegnaj, nie będziemy tęsknić - odpowiedziała mu Jena.
- Ja za tobą też nie.
- Uważam, że powinniśmy trzymać się razem - bąknął Wally. - Przynajmniej na razie. Oboje musimy dostać do wymiaru ludzi, ale najpierw muszę znaleźć jakiegoś speedstera. I odprowadzić ją do domu.
- No właśnie. Wally dobrze mówi, ale taki prymitywny człowieczek jak ty, nie potrafi zrozumieć takich, prostych rzeczy.
- A kto przed chwilą mnie żegnał? Na pewno nie ja.
- Ty byłeś pierwszy!
W tym momencie kurtyna odsłoniła im masę różnych stworów, będących zapewne magami, którzy patrzyli na nich wyczekująco. W oddali malowały się sylwetki pary strażników, którzy nie chcieli ich wpuścić. Wymienili między sobą przerażone spojrzenia. Artyści mordowali ich wzrokiem i istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie naślą na nich ogromnego, barczystego mężczyznę o beżowo-zielonej skórze. Ogra.
Wally uśmiechnął się głupio i zaczął brzdąkać coś na lutni, udając że potrafi, Terry złapał przypadkowe owoce i rozpoczął nimi żonglować, a Jena tańczyła jakiś, tradycyjny, elficki taniec, bujnie wymachując swoją, długą suknią. Antoś z kolei latał wokół jej tali. Publiczności występ rudzielca się nie spodobał, ponieważ zaczęli rzucać w niego pomidorami. Ogr ruszył w ich stronę.
Chciał złapać każdego po kolei i chciał ich znieść ze sceny, ale speedster w porę zareagował i uciekł. Złodziejaszek rzucił w niego owocami, którymi żonglował, zostawiając na jego twarzy owocową sałatkę. Młoda elfka wykorzystała kurtynę do tego, żeby nią związać ogra, korzystając z pomocy magii i Antosia. Ostatecznie został znokautowany przez biegnącego szybciora. Niestety publiczność zobaczyła, że za kurtyną przebierała się jakaś artystka, która uciekła stamtąd z płaczem. Jakby tego było mało z więzów uwolnili się właściciele pożyczonych ubrań, którzy, ścigani przez strażników, wbiegli w samej bieliźnie na scenę. Wybuchło ogromne zamieszanie. Strażnicy ścigali ich po całym dziedzińcu, razem z artystami i częścią niezadowolonej publiczności.
Chcąc uciec wbiegli do pałacu, gdzie zderzyli się z siwiejącą już, rudą kobietą w zielonym kostiumie i wiankiem z kwiatów na głowie. Popatrzyła na nich zdziwiona, jednak trójka nie mogła się zatrzymać ze względu na wściekły tłum. Terry rzucił tylko zdawkowe przepraszam, pomógł jej wstać i natychmiast pobiegł za pozostałymi. Antoś wleciał do pierwszej, lepszej biblioteki, reszta za nim. Zaryglowali się tam i w końcu odetchnęli z ulgą.
Na spokojnie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Z każdej strony otaczały ich kolosalne regały z książkami. Na końcu sali stało ogromne, bogato zdobione lustro. Podeszli do nich spokojnym krokiem. Terry uśmiechnął się i aż podskoczył z radości.
- To jest to! To portal do naszego świata!
- Ekstra! Ale co z Jeną? I nadal nie znam położenia speedstera.
- Nie martw się. Elfy sobie radzą w towarzystwie magów. A nad tymi gośćmi będziemy się głowić na miejscu. Na stówę znasz kogoś, kto może pomóc.
- Nie zostawicie mnie tutaj samej. Prawda Wally? - zapytała, patrząc na niego wielkimi oczkami.
- Oczywiście, że nie. Musimy coś wymyślić, żebyś wróciła do domu.
Barykada na drzwi powoli przestawała działać. Wrota, to chyba najwłaściwsze określenie, zaczęły się otwierać. Terry szybko włączył portal, a następnie do niego wskoczył. Jena za nim, bez chwili namysłu. Antoś za swoją panią. Wally z żalem przyjrzał się bibliotece. Miał co do tego złe przeczucia, ale wiedział, że nie może tu zostać.
- Wracam do was kochani - mruknął pod nosem, a następnie sam wbiegł do portalu z takim impetem, że podmuch wiatru, jaki po sobie zostawił, zamknął przejście.
Witam was po przerwie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Teraz dopiero będzie się działo. Będzie zabawa, będą łzy, będzie pot i krew, i masa wzruszeń. A przede wszystkim szok. Ale to od następnego rozdziału.
Jak myślicie, skąd złe przeczucia Wally'ego?
YOU ARE READING
Bohaterowie zawsze wracają
FanfictionWitajcie! To moja druga opowieść! Wszyscy opisują, to co dzieje się po "śmierci" Małego Flasha i jak bohaterowie sobie z tym radzą, ale ostatecznie Wally West zawsze wraca. Postanowiłam zrobić na odwrót. Spokojnie nie uśmiercę go, tylko napiszę to...