Rozdział 27: Spisek

8 0 0
                                    

Po powrocie Kaldur od razu ogłosił, że Ruch Oporu może liczyć na jego wsparcie. I wojsk, które ewentualnie poszłyby za nim.

Jade poszła wziąć prysznic, bo stwierdziła, że śmierdzi rybą. Jena i Antoś postanowili coś zjeść, a Terry musiał złożyć raport.

Wally został sam i nie miał pomysłu co ze sobą zrobić, dlatego ruszył za Jeną do kuchni. Może w końcu uda mu się przyrządzić jego ulubione danie? Czyli wszystko.

Na miejscu przejrzał płyty do radia. W końcu udało mu się znaleźć coś, co zawsze kojarzyło mu się z kuchnią. A ściślej mówią kimś, kto w kuchni przebywał najczęściej.

Jena aż podskoczyła, kiedy usłyszała hity lat 70'. Nie była przyzwyczajona do takiej muzyki. Ale jej się podobała. Jej mama zazwyczaj gotowała w ciszy.

Chłopak radośnie podrygiwał obierając ziemniaki. Widząc dziewczynkę, poklepał miejsce obok siebie i podał jej scyzoryk z ziemniakiem. Razem obierali ziemniaki i słuchali dziwnej muzyki. Antoś zaczął tańczyć, na co oboje się zaśmiali. Kiedy warzywa już się gotowały, rudowłosy chłopak podał małej elfce rękę i okręcił ją dookoła własnej osi, wprawiając ją w śmiech. Stanęli na przeciwko siebie, a on pokazał jej jak wygląda taniec w tym wymiarze. Naśladowała jego ruchy. Z czasem złapał ją za ręce i razem tańczyli. 2 kroki do przodu, 2 do tyłu i obrot. Antoś, obserwując tę scenę, też postanowił się czegoś nauczyć. Złapał za drewnianą łyżkę i porwał ją do tańca.

Kiedy z radia dobiegła mnie żywa piosenka, wrócili do pracy.

- Fajne to. Mama nigdy nie słucha muzyki podczas gotowania.

- Na prawdę? Moja mama słucha jej non stop. Wychowała mnie na takich nutach. Jak byłem w twoim wieku, to też tak razem tańczyliśmy i gotowaliśmy, a później rozmawialiśmy. Jak było mi smutno dawała mi miskę z lodami i polewą czekoladową. Razem ją jedliśmy, a później wyciągała ze mnie wszystkie moje smutki jak czarodziejka - mimowolnie uśmiechnął się na to wspomnienie. - Pamiętam jak obiecałem sobie, że jak będę miał córkę, to będę z nią robić to co mama ze mną. - Jena spojrzała na niego z uśmiechem znad deski do krojenia, na której torturowała pomidory tępym nożem.

- Też tęsknię za moją mamą - dodała już bez uśmiechu. - My też razem gotowałyśmy. Mama uczyła mnie przyrządzać dania. W nagrodę za pomoc siadałyśmy do stołu i piłyśmy sok z leśnych owoców. Czasami używała magii, żeby uformować z soku zwierzątka. Zwłaszcza kiedy byłam smutna. - Antoś, widząc smutną minę swojej pani, podleciał do niej i wtulił główkę w jej policzek, na co ona cicho się zaśmiała, odpychając go od pomidorów.

- Lubiłem też gotować z moją przyjaciółką. Miała na imię Megan i była taka jak ty. Miła, wesoła i słodziutka - przejechał palcem, ubrudzonym mąką po jej nosie. Żeby się na nim odwdzięczyć, pstryknęła palcami, sprawiając, że woda z kranu poleciała prosto na jego koszulkę. - Cofam to, że jesteś miła, psotnico - zaśmiał się. Pokazała mu język.

- Z nią też słuchałeś muzyki.

- Jasne! Nałogowo. Twierdziła, że to przypomina jej dzieciństwo, kiedy takie nuty były non stop.  

- To fajnie.

Kiedy skończyli szykować posiłek, postanowili sprowadzić swoich przyjaciół, żeby się z nimi podzielić. No, dobrze.  Jena chciała się z nimi podzielić, Wally zgłodniał i chciał sam zjeść naleśniki, kotleta, ziemniaki, pure ziemniaczane, zupę pomidorową, sałatkę i marynowane jajka. 

Przechodząc obok sali obrad zauważyli Starfire, rozmawiającą z Kaldurem. Wally instynktownie schował się za filarem, jednocześnie, powstrzymując małą towarzyszkę, przed pójściem dalej. Skoro kosmitka miała wolne, dlaczego jest w bazie? Mała najwyraźniej zrozumiała o co mu chodzi, bo wyszeptała coś, dzięki czemu lepiej ich słyszeli.

- Twój niepokój jest zrozumiały. Bardzo chętnie ci pomogę, ale do tego potrzeba mniejszej ilości ludzi - stwierdził mężczyzna.

- Ale muszą być dobrze wyszkoleni - zaznaczyła kobieta. - Jeden skok i wszystko się ułoży. Odbijemy moich przyjaciół.

- Czy liderka na pewno wyraziła zgodę na akcję? 

- Tak. Spotkajmy się przed wejściem do bazy o północy. Ja i moi ludzie będziemy czekać.

- W porządku. O północy.

Wyszli. Żeby nie zostać zauważonym, Wally złapał Jenę i pobiegł z nią do Jade.

- Nikomu o tym nie mówmy - poradził jej. 

- A jeśli coś im się stanie? To będzie nasza wina! Oni chcą uderzyć na armię magicznych. Tylko ja wiem do czego są zdolni.

- Racja. Ale nie powinniśmy się angażować. Zwłaszcza ty. Jesteś jeszcze mała.

- Ale trzeba im pomóc. Zwłaszcza, że panna Crock nie zgodziła się na misję ratunkową. 

- Coś wymyślę - pocieszył ją, kładąc rękę na jej ramieniu. Wcale nie poczuła się pocieszona.

- W jakiej sprawie chcesz coś wymyślać? - zapytała Jade. Miała włosy związane ręcznikiem, a ubrała się w luźną, tęczową koszulkę i ciemne jeansy. Tylko to udało jej się znaleźć.

Wymienili się spojrzeniami.

- W sprawie śniadania! - on.

- Kolacji! - ona.

- Dali go! - Antoś.

- Nie chcecie to nie mówcie. Mam tylko nadzieję, że to nic głupiego. Wyminęła ich i poszła do kuchni. Zrobiła się głodna.

Bohaterowie zawsze wracająWhere stories live. Discover now