VIII

646 55 2
                                    

Obudził mnie straszliwy ból nogi. Był taki mocny że paraliżował całe moje ciało. Spojrzałam na zegarek... Piąta pięćdziesiąt cztery. Cicho syknęłam jak lekko ją poruszyłam. Nie! Co ja teraz zrobię?! Usiadłam i chwilę pomyślałam. Muszę wziąść coś przeciwbólowego, ale skąd ja coś wezmę? Położyłam nogę na ziemię. Zacisnęłam mocno zęby z bólu. Spojrzałam na moją jedyna pomoc w tej sytuacji. Lucyfer śpi. Nie mam serca go budzić więc jakoś chwyciłam się ramy łóżka i z cichym piskiem wstałam. Noga bolała mnie niemiłosiernie. Spojrzałam na mój zakrwawiony bandaż. Yyyyyyy! Trzymając się szafek skakałam na jednej nodze by dojść do łazienki. Przychodziło mi to trudno bo kostka strasznie mnie drażniła ale mocno chwyciłam się drzwi i dotarłam do pokoju! Z trudnością załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne i na orzeźwienie umyłam twarz. Gdy to zrobiłam na chwilę zapomniałam po co przyszłam ale jednak ból mi szybko przypomniał. Spojrzałam do szafki pod zlewem, kosz na śmieci. Do szafki nad kaloryferem, ręczniki. Do szafki obok lustro, leki! Wyciągnęłam plastikowe pudełko i zaczęłam szukać. Jakieś maści... Do odkażania... Plastry...

   - Czego szukasz? - usłyszałam głos za mną

Szybko wie odwróciłam na jednej nodze a rękoma mocno trzymałam się blatu. Chłopak miał rozwichrzoną fryzurę i małe oczy. Wydać że się przed chwilą obudził.

   - Jakiś leków przeciwbólowych... - odwróciłam się

   - Aż tak bardzo Cię boli? - podszedł bliżej

   - Nie, tylko trochę... - kłamałam

   - I przez ten mały ból masz łzy w oczach?

Co?! Spojrzałam w lustro. Ej, faktycznie! Poryczałam się. Szybko ręką wytarłam polik i wtrąciłam:

   - To nic takiego. Nie martw się mną!

Lecz on nie dawał za wygraną. Podszedł i odłożył koszyk na miejsce. Czy on serio chce żebym cierpiała? Potem poszedł do pokoju i coś wyciągnął. Jakoś doczłapałam do drzwi choć było to trudne. Mocno chwyciła klamkę i patrzyłam na niego pytająco. On nie wiem jak wziął mnie na barana i przetransportował na łóżko. W pierwszej chwili zaczęłam się bać. Bo musicie przyznać że wyglądało to podejrzanie ale po chwili podał mi szorty i kazał się ubrać. Próbowałam okiełznać to niemiłe uczucie ale przez przypadek cicho pisnęłam. Gdy byłam "gotowa" on jakby nigdy nic wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wyszedł z pokoju. Strasznie się zdziwiłam. Ja w jego koszulce i szortach on w samych długich spodniach niósł mnie gdzieś. To było bardzo dziwne... BARDZO BARDZO DZIWNE! Postanowiłam nie zadawać żadnych pytań tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Wszystkie osoby jakie mijaliśmy dziwnie się na nas patrzyły. Ze zdziwieniem ale też zdumieniem. Niektórzy się kłaniali a niektórzy po prostu opuszczali głowy na znak szacunku. Co tu jest grane?! Nie lubię być w centrum uwagi więc spuściłam wzrok i patrzyłam na swoje nie pomalowane paznokcie. Nie czułam się komfortowo że wszyscy się tak gapili. Po nie długiej chwili byliśmy na miejscu czyli u lekarza. W tym "zamczysku" mają doktora. Szatan bez pukania wszedł. Gdy pielęgniarki nas zobaczyły szybko się ukłoniły i kazały iść za nimi. Mężczyzna położył mnie na łóżku szpitalnym i wszedł znany mi doktorek. Nie chce być niemiła ale od pierwszego spotkania jakoś go nie polubiłam. Odłożył swoją kawę na stolik i zapytał się "pana" o co chodzi. Dlaczego on powiedział do Lucyfera pan? I dlaczego wszyscy się kłaniają? Poczułam jak wbija mi coś w rękę i zakłada to dziwne coś łączące mnie z kroplówką. Lucyfer usiadł na krześle obok mnie i gapił się w zegarek. Wydać że mu się śpieszyło. Nie wiem co było w tej kroplówce ale moje powieki stały się cięższe i cięższe i cięższe aż opadły całkowicie..

Powerless [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz