XVIII

441 35 0
                                    

Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie. Chciałem tam wparować i ujrzeć Alice. Chce ją! Potrzebuje jej! Pragnę ją! Chodziłem jak pojebany po całym korytarzu. Nagle drzwi się otworzyły i wyszła stara czarownica. Szybko się odwróciłem i spojrzałem na nią pytająco.

   - Jest słaba ale żyje i jest przytomna... - nie zdążył dokończyć bo wbiegłem do sali

Na białym szpitalnym łóżku leżała ona... Podbiegłem do niej. Widać była zmęczona. Włosy straciły blask, oczy straciły iskrę ale słaby uśmiech był.

   - Jak się czujesz? - chwyciłem ją za rękę

   - Dobrze ale... Ale wiem o wszystkich...

Uśmiech zniknął z jej twarzy a w oczach można było zauważyć łzy. Zamarłem... 

   - Że... Że zostawiasz mnie dla... dla jej córki - nie spojrzała na mnie 

   - To nie jest tak jak myślisz! - wstałem oburzony

   - A niby jak? Że wolisz pieprzyć tą jej ukochaną córeczkę?! - krzyknęła

Coś pękło we mnie znowu... Co ta stara jędza jej nagadały?!

   - Alice, proszę... To nie tak! - zacząłem

   - Zostaw mnie! - krzyczy

   - Ale... - zacząłem i chwyciłem ją za rękę

   - Puść mnie! Wynocha! - wrzeszczała

To nie może się tak skończyć! Żeby zamilkła, pocałowałem ją... Nie odepchnęła mnie ale też nie odwzajemniła pocałunku... Po chwili się wyprostowałem i opowiedziałem jej wszystko. Miała kamienną mnie i nie odpowiadała mi na zadane pytania. Nie odpowiedziała że mi wierzy... Nie chcąc jej męczyć wyszedłem. Poczułem znowu te słone łzy ale nie pozwoliłem im wypłynąć.

   - Czekają na ciebie w salonie... - powiedział mój przyjaciel bardzo zajęty

Mam je w dupie! Niech się pierdolą... Tia, niech się pierdolą a i tak idę do salonu. Szedłem wolnym krokiem i cały czas myślałem tylko o niej... Nie uwierzyła mi... Teraz myśli że ją zdradziłem.. Te zjebane suki! Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Kobiety siedziały na kanapie pijąc jakiś napój na który nie zwróciłem uwagi. Usiadłem na drugiej kanapie na przeciwko nich.

   - Bardzo dziękuję o pomoc... - zaczynam niepewnie

   - Przejdźmy do rzeczy - powiedziała jędza - Za moje dobre serce, podziękowaniem będzie ślub! A najlepiej teraz!

Zatkało mnie. Jakaś głupia szmata nie będzie mi rozkazywać!

   - Nie! - wstałem

   - Przykro mi królu ale nie masz wyboru - wstała jędza

   - Możemy ci dać miesiąc - wstaje młoda szmata

Nagle dwie się odwróciły i po prostu poszły. Kolejny raz łzy naleciały mi do oczy. Nie wiedziałem czy są one ze złości, smutku czy bezsilności. Nie stojąc tam więcej pobiegłem do mojej sypialni. Trzasnąłem drzwiami gdy byłem już w środku. Złość tak mnie brała że chwyciłem krzesło od biurka i zbiłem wszystkie wazony na komodzie oraz dwie lampy. Nie dawało to mi satysfakcji i nadal czułem złość więc podarłem zasłony i poobalałem meble. Do tego rysy na ścianach od krzesła i innych przedmiotów. Złość jeszcze buzowała we mnie więc zbiłem okno i rozwaliłem łóżko oraz wyrzuciłem laptopa przez okno. Nagle się zatrzymałem... Może złość już mi nie dokuczała ale bezsilność już tak. Uklęknąłem na resztkach dywany i zasłoniłem twarz. Łzy poleciały same. Od kiedy szatany płaczą? Czemu to kurwa takie trudne?! Nagle poczułem jak ktoś objął mnie od tyłu. Gdy zobaczyłem długie blond włosy wiedziałem że mój aniołek jest przy mnie..

Powerless [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz