*Jack
Nadszedł ten dzień. Piątek. Czuję się jak bym czekał na ten dzień wieczność. Muszę jeszcze spakować ostatnie rzeczy przed wylotem. Wbiegłem do salonu, upewniłem się że niczego nie zapomniałem. Wszystko było wyłączone. Nagle naszła mnie myśl. Co pomyśli Mark jak mu powiem o zerwaniu z moją dziewczyną. Stałem i wpatrywałem się w lustro. Do odlotu zostały mi jakieś dwie godziny. Czas na mnie. Wezwałem taksówkę. Czas leci, a ja coraz bardziej stresuje się tym wszystkim. A zwłaszcza tym że Mark może znaleźć prezerwatywy w mojej tylniej kieszeni. Słyszę klakson, to taksówkarz. Biorę mój bagaż i lecę. Po nie całych trzydziestu minutach drogi, dojechałem na lotnisko. Zabrałem bagaż i poszedłem się odprawić. Już za parę godzin znów będę mógł ujrzeć te wspaniałe ogniste włosy. Te jego cudowne brązowe oczy, mógłbym je oglądać dniami i nocami. Tylko teraz zostaje pytanie jak się z nim przywitać? Jak podam mu rękę to zapewne krzywo na mnie spojrzy. Już wiem! Przytule go, nie powinien niczego się spodziewać. Widzę że już wszyscy zaczynają wchodzić na pokład samolotu, nawet nie wiedziałem że tu tyle czekam. Myślałem że dopiero minęło jakieś 5 minut. Czeka mnie teraz parę nudnych godzin w samolocie. Założyłem słuchawki i zaczęliśmy lot. Przez cały czas myślałem o Mark'u i o jego reakcji na to co mam mu do powiedzenia. Myślę jak będę miał mu to powiedzieć.*Mark
Piątek. W końcu nadszedł ten dzień. Mimo że Sean ma być dopiero wieczorem to już od rana chodze podekscytowany i zdenerwowany. Spojrzałem na zakupy w kuchni. Totalnie o nich zapomniałem. Mam jeszcze dużo czasu więc na spokojnie zacząłem je rozpakowywać. Poszło mi to dość sprawnie, jednak w końcu dotarłem do pudełeczka z prezerwatywą. Nie myśląc długo wrzuciłem ją do szuflady z moimi ubraniami. Przecież nikt oprócz mnie tam nie zagląda. Resztę dnia spędziłem na sprzątaniu i przyrządzaniu kolacji. Spojrzałem na telefon, mieszając sos do spaghetti.
- Przecież Jack zaraz ląduje!- krzyknąłem, a Chica spojrzała na mnie jak na wariata [Którym jesteś, Mark]. Szybko założyłem buty, złapałem za klucze i wpuszczając najpierw suczke wskoczyłem do samochodu. Lotnisko nie jest daleko, bo tylko piętnaście minut drogi z mojego domu. Będąc już na miejscu szukałem tylko zielonych włosów w tłumie ludzi. Znalazłem je dość szybko. Jack też mnie zauważył i ruszył w moją stronę z pięknym uśmiechem. Czuje się, jakbym miał się roztopić, jednak z całych sił próbuję tego nie pokazywać.*Jack
- Cześć stary. - powiedział po czym mnie przytulił. Byłem trochę zdziwiony, że on zrobił to pierwszy ale nie protestowałem.
- Dobrze cię widzieć. - powiedziałem z uśmiechem. Byłem w niebo wzięty, że mogę się do niego przytulić. W jego ramionach czuję się bardzo bezpieczne, wiedziem że przez to tulenie dostałem erekcji ale mam nadzieję że Mark nic nie zauważył.
- Co miałeś na myśli pisząc sytuacja kryzysowa? - Nagle spytał gdy już się od siebie odsunęliśmy. Mój uśmiech momentalnie zniknął.
- Powiem ci w domu.- odparłem. Mark jedynie pokiwał głową. Wziął mój bagaż i poszliśmy w stronę samochodu, w którym czekała na nas Chica. Jestem taki szczęsliwy, że ją widzę. Uwielbiam psy! Przytuliłem się do niej. Jest taka miła w dotyku i na dodatek pachnie Mark'em. Czego więcej można chcieć? Mark wrzucił mój bagaż do bagażnika. Spojrzałem na jego duże mięśnie, które uwydatniły się pod ciężarem walizki. Gdy wszystko zostało, spakowane ruszyliśmy do domu Mark'a.*Mark
Podróż minęła nam przyjemnie. Rozmawialiśmy o bzdurach, a następnie śpiewaliśmy jakąś piosenkę, która akurat leciała w radiu. Gdy podjechaliśmy pod dom, coś było nie tak. Przyjrzałem się lepiej. Dym! Szybko odpiąłem pas i biegiem udałem się w stronę zamkniętych drzwi. Drżącymi rękoma odkluczyłem dom i popchnąłem drzwi. Szarość. Zacząłem kaszleć i przyłożyłem sobie koszulkę do twarzy, aby jak najmniej dymu dostało się do moich płuc. Wbiegłem do kuchni i wyłączyłem dawno już spalony sos. Wyrzuciłem i tak już nie zdatną do użytku patelnie do kosza znajdującego się na dworzu mijając przerażonego Sean'a.Wróciłem tam tylko po to aby pootwierać okna, aby cały dym mógł się wywietrzyć i wróciłem do Jack'a.
- C-co się stało? - spytał drżącym głosem, wpatrując się we mnie ze strachem w oczach. Trzyma Chice żeby przypadkiem nie wbiegła do domu.
- To nic takiego... Tylko nie wyłączyłem sosu... To moja wina... - spuściłem wzrok i przeczesałem włosy ręką.
- A-ale wszystko w p-porządku? Nic się n-nie paliło? - wypytywał dalej. Cały się trzęsie.
- Tak, spokojnie... Tylko kolacja nam się spaliła. - widząc, że moje zapewnienie nie do końca go uspokoiło postanowiłem go przytulić. Początkowo stał jak wryty, jednak po chwili wtulił się w mój tors co sprawiło że lekko się uśmiechnąłem.
- Przepraszam, powinienem tego dopilnować... - wyszeptałem
- Najważniejsze, że nic takiego się nie stało.- odpowiedział po chwili już o wiele spokojniejszy.*Jack
Mam wielkie szczęście, że mam takiego przyjaciela. Niestety póki co zasługuje tylko na to miano. W tym momencie przez moją głowę przeleciało mnóstwo myśli. Już postanowiłem. Powiem mu. Nie dam rady trzymać tego dłużej. Tylko poczekam na odpowiedni moment. Poczułem jak Mark się ode mnie odsuwa.
- To co może pizza?- Spytał, a jego śmiech sprawił, że zacisnął mi się żołądek.
- Jasne. Czemu nie? - odparłem. Kazał mi założyć smycz Chice, gdyż zadecydowaliśmy pójść na pieszo. Zrobiłem co kazał, a on sam wszedł jeszcze na chwilę do domu. Nasze nogi zaprowadziły nas do najbliższej pizzerii. Zamówiliśmy pizzę i zajęliśmy miejsce na dworze. Piesek cały czas się mnie trzyma co sprawia mi ogromną przyjemność. Chyba mnie polubiła. Gdy kelner przyniósł nasze zamówienie, Mark musiał przypomnieć sobie o powodzie przedłużenia mojej obecności u niego w domu.
- Więc może teraz opowiesz mi o tej sytuacji kryzysowej? - spytał po czym ugryzł swój kawałek pizzy. Spojrzałem na niego zastanawiając się jak mu to powiedzieć. Postanowiłem nie przedłużać i powiedziałem prosto z mostu.
- Zerwałem z Wiishu. - widziałem wyraźne zaskoczenie w oczach mojego przyjaciela.
- Co? Czemu?- Dopytywał zdziwiony.
- Już od jakiegoś czasu nam się nie układało. Nie było sensu tego ciągnąć. - wzruszyłem ramionam, aby pokazać mu, żeby się tym nie przejmował, po czym ugryzłem swój kawałek pizzy. Po wszystkim nastąpiła cisza. Widzę jak Mark się nad czymś zastanawia. Trwało to może minutę zanim ciszy nie przerwał jego głęboki głos.
- Więc, na jak długo zamierzasz zostać?- zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią. Przecież sam nie wiem jak to wszystko się potoczy.
- Sam jeszcze nie wiem. Jeśli jest to problem mogę sobie wynająć hotel...
- Nie, w żadnym wypadku. Mój dom i tak jest pusty, a trochę naszego wzajemnego towarzystwa nam się przyda. - to było miłe z jego strony, ale czy on też szukał we mnie takiej samej bliskości co ja w nim? Miałem nadzieję, że to nie jest tylko moja wyobraźnia.
- Dzięki. Dobrze wiedzieć, że mogę liczyć na takiego kumpla. - zamilkłem na chwilę. Kłóce się ze swoimi myślami. Powiedzieć mu czy nie? Szukam wszystkich możliwych "za" i "przeciw". Ostatecznie postanowiłem zaryzykować. - w sumie to chciałem ci coś powiedzieć.
- Coś jeszcze? - zapytał niepewnie. Czy on się czegoś domyśla?!
- Tak bo wiesz ja...
- Mark?! Jack?! - odwróciliśmy się w stronę głosów. Cholera! Czemu właśnie w tym momencie?! Mimo mojego gniewu muszę się opanować. To przecież nie ich wina. Przywitali się, zrobili zdjęcia, porozmawiali, poszli.
- Więc co chciałeś mi powiedzieć? - spytał gdy ja nadal odprowadzałem młodzież wzrokiem.
- Wiesz co? W sumie nie ważne. Powiem ci kiedy indziej. - wzruszył tylko ramionami i zaczął luźną rozmowę.*Mark
~ godzinę później ~
Sean wypił trochę za dużo piwa, które postanowiliśmy sobie kupić po zjedzeniu kolacji. Trzyma się mnie powoli włóczac nogami o ziemię. Gdy już udało mi się zamknąć za nami drzwi podniosłem go jak pannę młodą.
- PszEciESz nIe JesZteM dZieCskieM, MaRk~
Lecz mimo swoich słów przytulił się do mnie. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Wiem Jack'i, wiem. - powiedziałem i zaniosłem go do swojego łóżka. Byłem zbyt zmęczony, aby zrobić mu osobne miejsce do spania w salonie. Gdy już go wygodnie ułożyłem, wziąłem prysznic i położyłem się koło niego. Wygląda tak uroczo jak śpi...