Rozdział 11

462 28 19
                                    

*Jack
Usiadłem na miejsce Mark'a. Poprosiłem go, aby został w pokoju, ale żeby nie wchodził w pole widzenia kamerki. Chciałem, aby był blisko. Podczas tych kilku minut w których trwało łączenie, przez głowę przeleciały mi wszystkie możliwe scenariusze.
- Cześć, Sean. - Powiedziała z uśmiechem mama.
- Cześć. - Odpowiedziałem, a mój głos trochę zadrżał. Kobieta od razu to zauważyła i jej mina ze szczęśliwej zmieniła się w zmartwioną.
- Wszystko w porządku? - Spytała, a ja czułem jak w moich oczach szuka wskazówek, co może być nie tak.
- To był... Ciężki dzień. - Zacząłem. - Chwilowo mieszkam u Mark'a, bo kilka dni temu rozstałem się z Wiishu. - Jej twarz posmutniała.
- Ojej... Przykro mi. To musiało być ciężkie.
- Spokojnie, to nic takiego. Naprawdę. - Od razu odparłem. Pokiwała głową.
- Więc co się stało? - Słyszałem zmartwienie w jej głosie.
- Zaginęła suczka Mark'a. Była pod moją opieką gdy to się stało, więc jestem za to wszystko odpowiedzialny. - Potarłem oczy. Czułem na sobie spojrzenie Mark'a, ale nie było nasiąknięte złością, tylko troską.
- Nie przejmuj się tak. Na pewno się znajdzie. - Powiedziała próbując mnie pocieszyć.
- Ale to nie wszystko. - Powiedziałem poważnie. Spojrzała na mnie badawczo.
- Więc opowiadaj. - Wziąłem głęboki oddech. Próbowałem ułożyć w głowie najlepsze możliwe zdanie, jednak w tym momencie słowa latały dookoła, jak stado much, a ja nie miałem możliwości ich zatrzymać.
- Mamo. - Zacząłem. - Nie wiem jak na to zareagujesz, ale nie bez powodu rozstałem się z Wiishu. - Spojrzała na mnie jakby trochę przerażona. - Mamo, jestem gejem i kocham Mark'a. Jesteśmy razem. - Jej oczy zaszły łzami.
- Jak to? Sean, nie rób sobie ze mnie żartów. - Odparła trochę zła.
- Nie robię mamo. To prawda. - Starałem się być opanowanym, ale w środku płakałem, widząc jak ją tym zraniłem. Pokręciła głową, po czym się rozłączyła. Bez pożegnania. Bez żadnego słowa wsparcia. Siedziałem chwilę wypatrzony w ekran monitora. Poczułem jakby coś we mnie pękło. Po chwili zrozumiałem, że łzy lecą mi po policzkach więc zakryłem twarz rękoma i zacząłem głośno płakać. Nagle poczułem ciepło ukochanego ciała. Mark mnie przytulił. "Im wyżej wejdziesz, tym mocniej pierdolniesz" przypomniałem sobie te słowa. Czułem, że idealnie opisują obecną sytuację. Po tym już tylko płakałem. Byłem pusty. Już nie myślałem, po prostu chciałem, aby smutek wypełnił mnie całego, żebym mógł się w nim utopić.

*Mark
Tego właśnie się bałem. Braku akceptacji, zrozumienia. Przytulałem go czule, aby wiedział, że zawsze będę dla niego. Aby wiedział, że to nie tylko seks. To też uczucie, którego nie da się opisać. Staliśmy tak może 15-20 minut, po czym Jack się odsunął.
- Musimy znaleźć Chice. - Oznajmił ocierając łzy rękawem. Pokiwałem głową i ucałowałem go w czoło. Napisałem do Zoe, że jeśli chce nam pomóc to ma przyjść do parku, a tam wszystko ustalimy. Odpisała praktycznie od razu, że zaraz tam będzie. Chwyciłem za ogłoszenia i razem z Jack'em bez słowa udaliśmy się do samochodu. Mieliśmy kilka godzin do przyjazdu znajomych, więc nie musieliśmy się zbytnio śpieszyć. W międzyczasie Jack sprawdzał media społecznościowe, aby sprawdzić czy ktoś ją widział. Nic. Tylko mnóstwo komentarzy współczujących i oznajmiających, że trzymają za nas kciuki. Zjeżdżając na parking widziałem już Zoe. Tym razem była bez psa. Podeszliśmy do niej i ustaliliśmy kierunki w których będziemy się poruszać. W przeciwieństwie do nas była pełna energii. Potrzebowaliśmy takiej osoby, która by nas pobudziła.

Przyklejanie ogłoszeń zajęło nam trochę ponad godzinę. Zoe pożegnała się z nami i obiecała, że jeśli znowu będziemy potrzebowali pomocy to możemy na nią liczyć. Byliśmy jej bardzo wdzięczni. Wróciliśmy do domu zmęczeni. Od razu położyłem się na kanapie, a Sean chwilę później na mnie.
- Za godzinę przyjdą goście. Damy sobie radę? - Spytałem.
- Chcę to mieć już z głowy. - Oznajmił po chwili. Miał rację. Ja też wolałem mieć to już za sobą.

______________________________________

Tak więc jestem! Trochę późno, ale wcześniej nie mogłam ヽ(*゚ー゚*)ノ Ogólnie padam z nóg. To był ciężki dzień nie tylko dla Mark'iego i Jack'a, ale i też dla mnie (⌣̀_⌣́) Powiem tak, snowboard jest fajny, do czasu, aż się nie wywalisz i nie uderzysz kolanem i ramieniem w lód, tak, że nie możesz wstać ಥ⌣ಥ Ale nie ważne! Mam nadzieję, że rozdział sie podobał! Do następnego! Bayo~ (〜^∇^)〜

Septiplier Away! (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz