~*~Rozdział 25~*~

144 23 62
                                    

Siedziałem w szatni, obserwując krzątających się członków drużyny koszykarskiej. Serce waliło mi niemiłosiernie mocno, a ręce, wbrew mojej woli, trzęsły się. Byłem cały w nerwach.

- Kapitanie, jesteśmy gotowi do tej szaleńczej bitwy – odezwał się Dennis – Ale potrzebujemy jakiejś motywującej gatki, nie sądzisz? – spytał, dźgając mnie łokciem.

- Em, tak, tak – mruknąłem, po czym wstałem z ławki - Drużyno! – huknąłem z całej siły – Macie mi tego nie spierdolić, jasne?

Po pomieszczeniu rozszedł się krzyk kilkudziesięciu mężczyzn gotowych do walki. Widziałem kątem oka jak Dennis macha głową, zażenowany moją przemową. Cóż, przynajmniej poskutkowało, a to się chyba najbardziej liczy, prawda?

Do szatni wkroczył trener Brooks, co spowodowało, że nagle zapanowała cisza. Mężczyzna otaksował wszystkich spojrzeniem, po czym ruchem ręki zakomunikował, aby drużyna do niego podeszła.

- Złote Sokoły to twardy orzech do zgryzienia – stwierdził trener – Ale ptaki weszły na nasze terytorium. To Rekiny żądzą głębią oceaniczną. Oni są tu bezsilni. Musimy wciągnąć ich pod wodę i zmieść z powierzchni ziemi, zrozumiano?!

- Tak jest, trenerze! – odpowiedzieliśmy chórem.

- A teraz biegnijcie i pokażcie co na was stać i czy jesteście czegokolwiek warci.

Ustawiłem się na przodzie kolejki do wyjścia na boisko. Stresowałem się jak cholera. Wiedziałem, że chłopaki z drużyny bardzo na mnie liczą, lecz był to chyba zbyt ogromny ciężar jak na moje słabe barki.

- Witam wszystkich na dzisiejszym meczu koszykówki chłopców! – z głośników rozbrzmiał męski głos– Ja nazywam się Jack Grazer i będę waszym komentatorem. Zanim jednak zaprezentuje wam nasze drużyny, powitajmy gorącymi oklaskami przepiękne cheerleaderki!

Dziewczyny w niebiesko-fioletowych barwach wbiegły na boisko, trzymając w dłoniach ogromne pompony. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że Rechel nie ma wśród nich. Pewnie zabronili jej występu, bo nie chodziła na treningi.

Cheerleaderki wykonywały przeróżne figury akrobatyczne, tańcząc i skandując doping dla Rekinów. Od razu poczułem przypływ adrenaliny, która zaczęła buzować w moich żyłach.

- Dziękujemy naszym uzdolnionym dziewczynom! – krzyknął komentujący, gdy cheerleaderki skończyły występ i zbiegły z boiska – A teraz czas na główną atrakcje tego wieczoru! Powitajmy gromkimi brawami naszą wspaniałą drużynę koszykarską – Rekiny!

Po hali rozniósł się donośny hałas. Ludzie na trybunach krzyczeli, klaskali lub trąbili trąbkami, byle tylko wydobyć jakikolwiek dźwięk. To był sygnał do wyjścia. Wziąłem jeden głęboki oddech i zacząłem biec. Cała drużyna poszła w moje ślady i po chwili byliśmy na boisku, machając kibicującym.

- Po drugiej stornie boiska, jako ich rywale, stawią się Złote Sokoły!

Ponownie kibice zaczęli wzniecać hałas, a z drugiej szatni wybiegła druga drużyna w żółtych stornach, a razem z nimi ich maskotka, czyli Sokół.

Zerknąłem na swoją drużynę. Chłopaki prezentowali się naprawdę dobrze. Każdy miał niebiesko-fioletowy strój ze swoim numerkiem z tyłu. Nawet nasza maskotka wyglądała lepiej od maskotki przeciwnika.

- Zanim zaczniemy, proszę o podanie sobie rąk kapitanów drużyn! – zakomunikował komentujący – Kapitan Rekinów to młody i utalentowany Ethan Moon!

Wybiegłem na środek boiska, a po hali rozległ się pisk dziewczyn. Nie powiem, pochlebiało mi to, lecz ja poszukiwałem tylko jednej twarzy, która zagrzewała mnie do walki. Niestety nie mogłem odnaleźć Kayli w tym tłumie.

Sługa DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz