Epilog

115 21 83
                                    

Ciężkie krople deszczu spływały po jednym z marmurowych nagrobków. Niektóre z nich prześlizgiwały się pomiędzy wyżłobionymi w skale literami. Pomimo ulewnej pogody na zewnątrz było przyjemnie ciepło i jasno. Wydawałoby się, że świat nie wie, czy cieszyć się ze śmierci mordercy czy smucić się z powodu śmierci rodziny Moon.

Pogrzeb skończył się niecałą godzinę temu. Przyjaciele oraz dalsza rodzina już dawno opuściła cmentarz, chcąc zapomnieć o ostatnich wydarzeniach i śmierci, która otacza każdego człowieka. Tylko jedna osoba dalej stała przed nagrobkiem swojego najlepszego przyjaciela, przyglądając się martwym wzrokiem wyrytym napisom. Skała była przepiękna, a imię i nazwisko starannie wygrawerowane. Nie pasowało to jednak do sytuacji. Bowiem śmierć nie jest piękna, prawda?

- Alan? – obok chłopaka pojawiła się drobna dziewczyna. Jej czarne włosy były starannie upięte w ścisłego koka, a brązowe oczy skanowały posturę jej rozmówcy. Nie było już widać po niej śladu żałoby. Czarna sukienka, którą miała na sobie, była czysta i skromna. Spod oczu zniknęły wory pod oczami, a białka ponownie posiadały biały kolor, po czerwieni nie było śladu. Wszystko zostało starannie ukryte pod makijażem, który nie rozpływał się pod wpływem rozpoczynającej się ulewy.

Rachel chwyciła bladą dłoń Alana i delikatnie ją ścisnęła, aby chłopak zauważył jej obecność. Białowłosy ukrył swoje fioletowe oczy pod powiekami, po czym westchnął cicho. On nie wyglądał tak dobrze jak dziewczyna, ale także nie prezentował się jak bezdomny. Miał na sobie elegancki czarny garnitur i fioletowy krawat, lecz to, co go zdradzało to twarz. Nikt nie ukryje perfekcyjnie swoich uczuć, wszystko da się wyczytać.

- Wiem, że ci ciężko – zaczęła ostrożnie Rachel – Alan, zrozum, niczego nie zmienisz stercząc tu cały dzień. Uwierz, próbowałam i nic z tego dobrego nie wynikło.

Dziewczyna zerknęła w prawo, w kierunku, gdzie został pochowany Carl. Tym razem Alan ścisnął jej dłoń.

- To dla mnie zbyt wiele – wydusił w końcu, otwierając zamglone oczy – Ta rodzina była mi naprawdę bliska, a teraz wszyscy nie żyją... I jeszcze obwiniają za wszystko Ethana! Przecież on nie mógł tego zrobić... Po prostu nie...

Pojedyncza łza spłynęła po jego bladym policzku, gdy przeniósł wzrok z imienia swojego przyjaciela na imię jego siostry. Nawet ta słodka istotka musiała zginąć.

Umowa to umowa. Demon pragnął duszy i ciała, lecz gdy je utracił, zabrał to, co dał. Serce Ethana przestało bić i to było jak przerwanie umowy. Tevolo podtrzymywał Nicole przy życiu przez bardzo długi okres czasu, ale nie mógł już dłużej. To nie było opłacalne. Zniknął w głębi ciemności i będzie poszukiwać następnej ofiary.

- Już, spokojnie – szepnęła dziewczyna, gładząc plecy chłopaka.

Alan nie mógł już wytrzymać. Przysunął Rachel do siebie i objął jej drobne ciało swoimi chudymi ramionami. Ona wciąż czule głaskała jego plecy.

- Myślisz, że to prawda? – spytał w końcu, ucierając oczy z łez – Myślisz, że Ethan to morderca? Że to on zabił Carla?

- Alan...

- Powiedz po prostu. Krótka odpowiedź. Tak czy nie?

- Alan wracajmy już, proszę – westchnęła, odsuwając się od chłopaka – Nie chcę o tym rozmawiać.

- Czyli tak – stwierdził i ponownie przeniósł wzrok na nagrobek przyjaciela – Ja jednak mu ufam. Ethan był dobrym człowiekiem. Był moim najlepszym kumplem. Wiedziałbym, gdyby był mordercą.

- Alan, skarbie, wracajmy już – poprosiła ponownie Rachel – Sparky na pewno się już niecierpliwi. Nie wytrzyma długo sam w samochodzie.

- Dobrze – zgodził się, obdarowując Rachel czułym pocałunkiem w policzek – Dasz mi tylko jeszcze pięć sekund?

- Pięć sekund. Nie więcej – odparła, po czym oddaliła się.

Alan przejechał wzrokiem po imionach czterech członków rodziny Moon.

- Ethan, obiecuję ci, znajdę tego gościa, który cię wrobił i uwierz mi, nie ujdzie mu to na sucho.

Położył dłoń na marmurze poświęconym Ethanowi i delikatnie poklepał go.

- Straciłem już zbyt dużo kumpli, wiesz? Nie mogę przejść obok tego obojętnie. I nie próbuj mnie powstrzymywać...

Zamknął oczy i odsunął dłoń od nagrobka. Musiał żyć dalej. Śmierć otaczała go z każdej strony, dotykając jego bliskich i musiał się z tym pogodzić. Za dwadzieścia lat może nawet nie będzie pamiętał o kimś takim jak Ethan Moon?

Alan odwrócił się od czterech marmurowych nagrobków i ruszył w stronę swojej dziewczyny. Już wiedział, że ten obraz śmierci nie opuści go przez resztę życia.


_ _ _

Tak, to już koniec :')

Naprawdę jestem dumna z tej książki, nawet jeśli niektórym mogło nie podobać się zakończenie to pomimo tego jest to najlepszy twór jaki kiedykolwiek napisałam. Rozwinęłam tu dużo swojej mrocznej kreatywności i odkryłam w sobie krople poetyckiej duszy. Jestem zadowolona :3

Mam nadzieję, że wam też ta książka przypadła do gustu i bawiliście się przy niej tak świetnie jak ja. I może będziecie dalej obserwować mój rozwój literacki? No, pożyjemy zobaczymy.

Mam w planach jeden rozdział specjalny, taki dodatek, którego, moim zdaniem, brakowało. Co wy na to? Nie zmieni on nic w fabule, będzie tylko miłym dodatkiem, inną perspektywą. Dajcie znać :)

Wyraźcie także swoją opinię na temat całokształtu książki, gdyż nie chciałabym popełniać tych samych błędów w kolejnych książkach. Chcę się rozwijać.

Ta notka jest długa, gdyż nie będę chyba tworzyć oddzielnego rozdziału na podziękowania. Po prostu dziękuję wszystkim czytelnikom za dawanie mi powera do dalszej pracy!

Do zobaczenia,

~Z

_ _ _

Sługa DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz