~*~Rozdział 7~*~

266 32 284
                                    



- Podaj do mnie!

Biegnąc z piłką przez boisko, do moich uszu dotarł krzyk jednego z zawodników. W błyskawicznym tempie odnalazłem wzrokiem jego położenie, lecz z niezadowoleniem stwierdziłem, że niedaleko niego stoi chłopak z przeciwnej drużyny. Zdecydowałem się nie ryzykować podaniem i przyśpieszyłem bieg, cały czas kozłując.

- Grajcie podaniami! – wydarł się trener na całą salę.

Zignorowałem jego słowa i biegłem dalej. Wiedziałem, że chłopaki zrozumieją to, że nie mogę nikomu oddać piłki. Każdego z nich uparcie krył ktoś ubrany na czerwono, czyli przeciwnik. Po chwili dostrzegłem szanse, więc bez zastanowienia rzuciłem piłką prosto w ręce jednego z moich zawodników, a następnie podbiegłem pod kosz. Zanim jednak zdążyłem to zrobić, piłka trafiła w ręce osoby z drugiej drużyny.

Cholera!

Od razu puściłem się w stronę kozłującego przeciwnika. A nie mógł być nim nikt inny jak kapitan drugiej drużyny i mój zastępca – Luke Nixon. Warknąłem pod nosem i nie zwracając uwagi na ból w mięśniach, goniłem szatyna. Nie mogłem znieść jego zadowolonego uśmiechu, kiedy patrzył na prostą drogę do kosza. Chociaż pot skapywał mi na oczy a mokre włosy opadające na czoło, przyklejały się do skóry, nie mogłem pozwolić, aby udało mu się zdobyć punkty.

Podoba mi się twoja niechęć do tego człowieka.

Nie chciałem, aby słowa demona mnie rozproszyły, więc nie skupiałem się na nich, jednak po chwili dotarł do mnie ich sens, a następnie ból w mięśniach momentalnie zniknął i poczułem przypływ energii. Lekko zdziwiony pędziłem przed siebie, powoli wyprzedzając Luke'a. Kiedy chłopak przygotowywał się do rozpoczęcia dwutaktu, w ostatnim momencie wyskoczyłem przed niego i zablokowałem rzut. Gdy opadłem na podłogę usłyszałem jak koledzy z drużyny wrzeszczą, a gwizdek trenera pisnął, drażniąc uszy wszystkich znajdujących się na hali. Każdy chłopak zwrócił swą twarz w stronę nauczyciela, a na sali zapanowała cisza.

- Gdzie jest obrona w drużynie niebieskiej?! – spytał, wpatrując się w milczących chłopaków z mojej drużyny.

- To na pewno przez nieodpowiednie rozporządzenie zawodnikami przez kapitana – zasugerował złośliwie Luke.

Posłałem w jego stronę mordercze spojrzenie, przez co jego uśmieszek poszerzył się o kilka milimetrów.

- Może i masz racę, Nixon – zaczął trener, przenosząc wzrok na moją osobę – Ethan?

- To się zdarza – odpowiedziałem spokojnie, rozluźniając napięte mięśnie – Obrona nie zdążyła się cofnąć, ale lepszego ustawienia jakie ma moja drużyna, wymyślić się nie da. Po prostu zmniejszę ich możliwą odległość od naszego kosza.

- Ja bym bardziej postawił na krycie zawodników, a nie rozstawianie ich pod koszem – prychnął kapitan zastępczy.

Niech ktoś da mi cierpliwość, bo zaraz mu obiję tę piękną mordę.

- To nie czas na ustalanie strategii i ustawień zawodników! – warknął pan Brooks – Wracać mi do gry!

- Ethan? Nie wyglądasz na zadowolonego – stwierdził Dennis, który szedł obok mnie.

- No co ty nie powiesz? – warknąłem w jego stronę.

- Ej, spokojnie, kapitanie. Przecież i tak to wygramy!

Brunet pobiegł na swoją pozycję, a ja skierowałem się do Luke'a, którego miałem obowiązek pilnować.

A może tak mógłbym się z nim pobawić?

Sługa DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz