~*~Rozdział 20~*~

137 23 106
                                    


- Panie Moon?

Zimne powietrze zetknęło się z moją skórą. Czułem ból. Nie dlatego, że leżałem na kamieniach, które wbijały mi się w plecy, lecz z powodu mojej głupoty i nieszczęsnej miłości. Było to cierpienie duchowe. Jeszcze gorsze od fizycznego. 

- Panie Moon? Słyszy mnie pan?

Ktoś dotknął mojego ramienia, po czym potrząsnął moim ciałem. Nie miałem siły otwierać oczu. Tak dobrze było mi w ciemnościach. Po chwili poczułem ciepłe powietrze, które napłynęło na moją twarz z góry. Nie spodobało mi się to.

- Oddycha!

Ponowne moim ciałem ktoś potrząsnął. Drażniło mnie to. Ściągnąłem brwi, ukazując moje niezadowolenie, po czym powoli uniosłem powieki.

- O! Ocknął się!

Oślepiło mnie białe światło latarki, więc instynktownie zmrużyłem oczy, chroniąc je przed drażliwym działaniem oświetlenia.

- Pamięta pan jak się pan nazywa? – spytał męski głos.

Powoli przeniosłem wzrok na mężczyznę siedzącego obok mnie. Był to mężczyzna ubrany w mundur.

Cholera... Policja!

- Ethan... Ethan Moon – wychrypiałem – Co się stało?

- Doszło do napadu. Zginęła młoda para.

Pokręciłem chwilę głową, próbując przypomnieć sobie zdarzenia z wczorajszego wieczoru. Byłem w szkole, potem na treningu, późnej spotkałem dziewczynę. Po treningu wróciłem do domu i wyszedłem przez okno... A potem? Pustka.

Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem zdezorientowanym wzrokiem na mundurowego.

- Może pan jaśniej? – zapytałem, co spotkało się z zaskoczeniem policjanta.

- Jaśniej? Chyba się nie da.

Przeniosłem wzrok na swoją lewą stronę. Światła radiowozów migały w mroku nocy, a właściciele tych samochodów kręcili się po jednej z posesji.

- Zabójstwo... - wymamrotałem, myśląc gorączkowo. No tak! Miałem zamiar pozbawić kogoś życia wczorajszego wieczoru. Tylko... kiedy ja to zrobiłem? – A co stało się ze mną? – spytałem głośniej – Dlaczego leżę na chodniku żywy?

- To ustalimy na komendzie – odparł mężczyzna – Powiedz mi tylko, czy boli cię głowa?

Automatycznie moja ręka powędrowała na wspomnianą część ciała, gdzie spotkała się z czymś ciepłym i płynnym. W tym momencie dotarł do mnie ból.

- Auć – syknąłem – Trochę.

- Aspirancie Brewer, ja się nim zajmę – do moich uszu dotarł znajomy szorstki głos – Proszę się odmeldować.

- Tak jest, panie komendancie! – odpowiedział Brewer, ówcześnie wstając.

- Widzę, że znów mam przyjemność z panem Ethanem Moonem? Lubi się pan chyba pakować w tarapaty.

Podniosłem głowę, a moim oczom okazała się bardzo dobrze mi znana twarz Hectora Millsa.

- Zabieram cię na komendę – powiedział ze złośliwym uśmieszkiem – Może w końcu powiesz mi coś interesującego.

Mężczyzna wyciągnął dłoń w geście pomocy, lecz zignorowałem ją i podniosłem się z ziemi samodzielnie. Niewzruszony policjant obrócił się i ruszył w kierunku radiowozów, doskonale wiedząc, że podążę za nim. W końcu, nie miałem innego wyboru.

Sługa DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz