Rozdział 6

88 6 0
                                    

Czuję się jakbym była w jakimś letargu. Moje ciało jest odrętwiałe. Nie mogę wypowiedzieć ani słowa choć w tym momencie chciałabym krzyczeć. Nathan wciąż wypluwa z siebie obelgi na mój temat.

- Dość!- Tyradę przerwał mu Aaron.-

- Po co sprowadziłeś tu tę kobietę!?- Nate wciąż nie dawał za wygraną. Jego nozdrza falowały w gniewie.-

- Ta kobieta ma na imię Olivia i od dzisiaj będzie tu pracować.

- Po moim trupie!

- Nie zapominaj, że ja także mam tu coś do powiedzenia.

- Podobnie jak ja.- Choć mówił do swojego starszego brata nie spuszczał ze mnie wzroku.-

- Nie wiem co zaszło między waszą dwóją, ale mnie to nie obchodzi.

- Uwierz mi, że powinno. Natychmiast zmienił byś zdanie. To zwykła dz...

- Nate! Uważaj na swoje słowa. Możecie więc mnie oświecić i wszystko mi wyjaśnić.

- Chyba lepiej będzie jak już pójdę. Dzięki za wszystko Aaron.- Odezwałam się, wreszcie myślałam tylko o tym aby jak najszybciej opuścić ten budynek.-

- Pff... Typowe.- Nie wytrzymałam. Wybuchłam.-

- Uważasz się za Pana Wszechwiedzącego, a tak naprawdę nic nie wiesz!. Potrafisz tylko osądzać. Nie liczysz się ze zdaniem innych!. Jesteś apodyktyczny, próżny i zimny!. Żałuję, że kiedykolwiek cię spotkałam!.- Adrenalina buzowała w całym moim ciele.-

- Chyba twoje konto tak nie uważa.- Zadrwił ze mnie.-

- Mam nadzieję, że...

- Livi wystarczy.- Upomniał mnie Aaron. W samą porę. Byłam bliska przekroczenia granicy przyzwoitości. W myślach policzyłam do dziesięciu, aby się uspokoić.- Powtórzę ponownie. Czy ktoś z waszej dwójki byłby tak miły i mnie oświecił?.

- Niech zrobi to twoja przyjaciółka.- Otworzyłam usta aby odpowiedzieć, ale zrezygnowałam.- Dobra po prostu jej tu nie zatrudniaj i będzie po sprawie. Nie mam ochoty jej więcej oglądać. Znajdziemy kogoś innego.- Dopowiedział trochę spokojniej.-

- Nie! Skoro tak stawiasz sprawę.-- Zastanowił się przez chwilkę po czym dokończył.-W takim razie Olivia będzie pracować tylko dla mnie, jako moja asystentka.

- To jest nie dorzeczne! - I znowu się zaczyna.-

- Nie dla mnie. Uważam, że tak będzie najlepiej.

- Aaron!

- Nathan!

- Nie będzie tu pracować, ponieważ jesteś moim bratem, a ona...- Przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Gdy je znów otworzył dalej kontynuował.-  Ona jest do cholery moją żoną! Znaczy byłą żoną. - Błyskawicznie się poprawił. W pomieszczeniu nagle zrobiło się  zbyt cicho. Prawda ujrzała światło dzienne.-

- Co?- Szok malował się na twarzy Aarona. Przeskakiwał wzrokiem pomiędzy naszą dwójką.- Liv to prawda?

- Niestety tak.

- Łał, czyli to ty jesteś to dziewczyną z Vegas.- Wypuścił ze świstem powietrze.-

- Przykro mi.

- Czyli sam widzisz.- Dodał zadowolony z siebie Nathan.-

- Tak, ale nie zmieniłem zdania. Nadal chcę, aby Liv tu pracowała. Ona jest twoją przeszłością, a nie moją.- Niedowierzanie malowało się na naszych twarzach na jego odpowiedz.- Dobra dość już tego biadolenia. Chodź Olivio zabieram cię na lunch.- Klasnął w dłonie i odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.-

- Okey.- Wydukałam tylko.- Nate zniknął w swoim biurze zamykając z hukiem drzwi.-

- W końcu mu przejdzie. W gruncie rzeczy on nie jest taki zły. Robi tylko takie wrażenie. Zjemy coś i opowiesz mi swoją wersję tej całej historii. Jesteś już dużą dziewczynką, masz przecież dwadzieścia pięć lat więc dasz radę. - Starał się rozluźnić nieco atmosferę, a ja zgodziłam się bo to rzeczywiście było najlepsze rozwiązanie.-


Seria: Reguły miłości. 1. Wbrew zasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz