Rozdział 20

68 7 0
                                    

Olivia

Następne dni nie należały zdecydowanie do najprzyjemniejszych. Zachowanie Nathana znów zmieniło się o 180 stopni. Zniknął przyjazny i  życzliwy mężczyzna, z którym można było porozmawiać na różne tematy i pożartować. Zastąpiła go zrzęda czepiająca się o wszystko.

- Wiesz która jest godzina?- Nathan zapytał mnie. Znajdował się akurat przy biurku z Dakotą, gdy następnego dnia po mojej wycieczce z Aaronem weszłam do biura. Spojrzałam na zegarek. Pokazywał dwie minuty po czasie. Postanowiłam więc zignorować jego pytanie, jednak on nie planował tak łatwo odpuścić.

- Spóźniłaś się.- Nie obdarzyłam go nawet spojrzeniem. Zaczęłam się rozpakowywać.- Powinniśmy szanować się wzajemnie. Dotyczy to także czasu poświęconego pracy.- Spojrzałam na niego. Gdyby wzrok mógłby zabijać Nate już dawno leżałby martwy.-

Zaczęłam już nawet przypuszczać, że młodszy z braci Peterson ma nowe motto: Dzień bez uprzykrzania życia Olivii jest dniem straconym. Zawsze znalazł powód aby się do mnie przyczepić. Czy miałam jakiegoś przyjaciela w swojej niedoli? Odpowiedź brzmi: Nie. Aaron kazał mi nie zwracać na niego uwagi. Pracujesz dla mnie, a nie dla niego.  Ahh... żeby to było takie proste... Natomiast jeżeli chodzi o Dakotę to... no cóż... powiedzieć, że się na niej zawiodłam to za mało. Gdy byłyśmy tylko we dwie zachowywała się normalnie. Jednak gdy na horyzoncie pojawiał się Nate... Olivią czy mogłabyś wrócić do swoich zajęć i mnie nie rozpraszać... Olivio chyba pijesz za dużą kawy...  Olivią twój telefon dzwoni co pięć minut, możesz coś z tym zrobić... Tak więc wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom nie zaprzyjaźniłyśmy się. Nasza znajomość nie wykraczała poza godziny pracy.

****

Gdy nadszedł piątek mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą. Gdyby nie to, że zgodziłam się iść na obiad do ojca chłopaków byłoby wspaniale. Ale Aaron był nie ustępliwy. Po powrocie do domu czekała mnie miła niespodzianka. Mieszkanie było puste. Panowała niebiańska cisza. Stan ten utrzymał się aż do soboty co było rzadkością. Jak się później okazało była to tylko cisza przed burzą. W środku nocy zostałam wyrwana ze snu. Obudziło mnie dudnienie basów dochodzące z salonu. Zaspana wyjrzałam ze swojego pokoju. Tak jak przypuszczałam wkoło w najlepsze trwała impreza. Schowałam się szybko i ruszyłam do szafy po swoją torbę. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym aparat. Przymknęłam drzwi swojego pokoju i opuściłam mieszkanie nie tłumacząc się nikomu. Robiłam to już tak często, że nabyłam niezłą wprawę. Wcześniej przekonałam się, iż jakiekolwiek prośby odnośnie przyciszenia muzyki nie mają sensu. Wielokrotnie skutek był wręcz odwrotny. Udałam się do pobliskiego hotelu. Recepcjonistka kojarzyła chyba mnie już z moich wcześniejszych pobytów gdyż tylko uśmiechnęła się ze współczuciem. Kiedy znalazłam się w hotelowym pokoju zasnęłam w ciągu pięciu minut nie kłopocząc się nawet przebraniem w piżamę.

Do wynajmowanego mieszkania wróciłam dopiero w poniedziałek rano. Zrobiłam sobie wakacje od współlokatorów i ich znajomych. Większość niedzieli przeleżałam w łóżku przed telewizorem. Może nie było to coś zbyt specjalnego ale naprawdę tego potrzebowałam. Musiałam naładować baterię. W poniedziałek zaraz po przebudzeniu wzięłam prysznic w hotelowej łazience i przygotowałam się tak by być gotową do pracy. Do domu planowałam tylko zajrzeć na chwilkę aby zostawić moją torbę i szybko udać się do biura. Jednakże to co zastałam na miejscu wprawiło mnie w osłupienie. Walające się wszędzie butelki po najróżniejszych alkoholach nie były nowym widokiem tym bardziej po takich balangach jak ta, która miała miejsce w ostatni weekend. Jednak przez to, a raczej kogo zastałam przebywającego w moim pokoju sprawiło, że zagotowała mi się krew żyłach. Młody chłopak, który był wyraźnie wczorajszy przeszukiwał moje rzeczy. Drzwi szafy były otwarte na oścież, a szuflady poodsuwane. Na mój widok stanął jak wryty. Następnie ruszył na mnie z impetem. Ponieważ blokowałam mu przejście zostałam pchnięta z całej siły na bok. Wylądowałam twarzą na futrynie drzwi. Odruchowo dotknęłam policzka, ale na szczęście nie znalazłam na nim śladów krwi. Nie chcąc się spóźnić do pracy nie zaprzątałam sobie głowy sprzątaniem. Zajmę się tym kiedy wrócę wieczorem. Wrzuciłam torbę do szafy i wyszłam z mieszkania. Wszystkie najcenniejsze rzeczy zawsze zabierałam ze sobą, więc byłam pewna, że nic mi nie zginęło. Czy wspomniałam już, że nie znoszę poniedziałków? O tak. Zdecydowanie nie jestem ich największą fanką.

********

Rozdział może jest trochę krótki, ale mimo to liczę na wasze komentarze i gwiazdki. Pozdrawiam :)




Seria: Reguły miłości. 1. Wbrew zasadomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz