PROLOG

4.4K 141 51
                                    

POV Rebecca

Siedziałam na łóżku i czekałam aż przyjdzie Casy. Popatrzyłam na wcześniej przygotowane jedzenie, oczywiście wcale nie kaloryczne i zdrowe (wyczujcie tą ironię), miałam wielką chęć wszystko to wsunąć i popić colą, ale jak wytrzymałam 20 min. to wytrzymam kolejne. I następne też. Spojrzałam się na zegar, była już 17:34, a moja przyjaciółka miała być o 17! Jak zwykle się spóźnia. Jak tak to ja sobie zacznę jeść żelki, a co mi tam.

● ● ●

Usłyszałam dzwonek i szybko udałam się w stronę drzwi. Tak jak myślałam stała tam Casy.

- No, elo Becy! - zawołała blondynka, w ogóle nie zważając na to, że się spóźniła.

Czasami się zastanawiałam czy ta dziewczyna ma jakikolwiek zegarek. Albo czy wie co to jest. Szczerze w to wątpię. Ale (tak chyba się nie zaczyna zdania... ups) pomimo jej analfabetyzmu przyjaźnię się z nią. Chociaż może nie powinnam, bo się jeszcze zarażę.

Wieczór zaczęłyśmy od czytania Brava, które przyniosła Casy i bardzo kulturalnego rozmawiania (tutaj też ironia) o pewnej jednej z naszej klasy. Potem naszła mnie ochota usłyszenia jakiejś dobrej strasznej opowieści. Wiedziałam, że później będę tego żałowała, ale no cóż taki przypływ fantazji.

- Ej Casssssss - potrząsnęłam dziewczyną, ponieważ zapatrzyła się na jej 'mensza' z gazety.

- Co? Nie widzisz, że właśnie jestem na randce?

- Ta mhm. Nie wychodzi ci z prawdziwymi chłopakami to do kartki podbijasz? - zapytałam, co wywołało dziką furię u blondynki - Hahahaah... Ugh.. No dobra, już dobra. To ten, opowiedz mi jakiś horror czy cu (coś).

W odróżnieniu od innych Casy opowiadała bardzo długie powieści i to takie z wieloma szczegółami. Ja całkowicie przestraszona siedziałam pod kołdrą, a właściwie to się nią szczelnie owinęłam.

Nagle usłyszałam ciche pukanie. Wątpię w to, że byli to moi rodzice, bo wracają dopiero jutro rano. Spojrzałam się na moją przyjaciółkę, ona nie wyglądała jakby ją to wystraszyło.

- Ej co to było? - spytałam.

- Jezu... To nic nie było. Takie są skutki tego jak coś ci się chce opowiedzieć.

- No dobra. Mów dalej.

Dużo czasu nie minęło zanim znowu usłyszałam to pukanie. Teraz nie przestawało, a było coraz głośniejsze. Dźwięk dobiegał zza okna, a ja nie miałam odwagi do niego podejść. Natomiast Casy, wręcz przeciwnie i już po chwili się tam znajdowała. Otworzyła okno i do pokoju wleciała szaro-brązowa , żółto-oka ... sowa. Tak sowa. Krzyknęłam bardziej z zaskoczenia niż z przerażenia. Usiadła (czy sowy siadają?) na moim biurku i wypuściła z dzioba jakąś kartkę, po czym wyleciała prze to samo okno, którym się tu dostała. Wtedy blondyna zamknęła okno jakby była odźwierną (wiecie taki ziomek co drzwi otwiera). Podbiegłam do biurka i kartka, jak wcześniej myślałam, okazała się być jednak kopertą. Lekko pożółkłą, ale raczej nie z powodu wieku. Była na niej pieczęć z czerwonego wosku. Przyjrzałem się uważnie, ale nie przypominała mi żadnego loga firmy. Na odwrocie zielonym atramentem było napisane moje imię i nazwisko oraz adres.

Wtedy jeszcze nic z tego nie rozumiałam. Teraz ta sytuacja oraz koperta są dla mnie miłym wspomnieniem jak zaczęła się moja przygoda z Hogwartem.

Hej! Oto właśnie moja pierwsza część mojego pierwszego ff w moim życiu (ale to poważnie brzmi, nie?) Mam nadzieje, że wam się podobało ...

I jeszcze jedno: sponsorem tego rozdziału jest słowo to.
Do następnego!😘

Pan(spacja)da ☆

Ta Nieśmiała || Rebecca W. Remus L. ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz