POV Rebecca
Gdy pielegniarka w końcu zajrzała na sale byłam już w połowie książki.
- Ach, ty jesteś Rachel tak? - zapytała mnie dość młoda kobieta.
- Nie, nie. Ja jestem Rebecca - poprawiłam ją.
- Dobrze, więc zaprowadzę cię teraz do twoich rodziców, a potem razem z wujkiem pójdziesz na peron 9 3/4.
- Mfm - przytaknęłam ucieszona tym, że wkoncu ich zobaczę.
Cała czwórka leżała w różnych pozycjach na łóżkach, na przykład mój tata miał jedną rękę na karku a drugasić w kieszeni, Selena miała dłonie ułożone tak jaby coś trzymala, ale wszystkich łączyło jedno: mieli na twarzy przerażone miny. Wtedy do padły mnie wyrzuty sumienia, dlaczego ja ratowałam własną skórę, skoro mogłam pomoc im? Ale ja jestem debilną socjopatką. Czułam się wtedy okropnie. Razem z wujkiem Taronem opuściłam to przytłaczające miejsce. Gdy wyszliśmy z Munga wujek kazał mi się trzymać jego ramienia, chwile później teleporatowaliśmy się do jego domu.
- Rebecca musimy się teraz uwijać - powiedział zdenerwowanym tonem.
Spojrzałam na zegarek, była dopiero 8:47, więc dlaczego mamy się spieszyć?
- Ale jest ... zaczęłam.
- Tak, tak wiem. Ale posłuchaj, przyjadą tu ci z Ministerstwa Magii, żeby z wami porozamawiać - na słowa 'Ministerstwo Magii' mój żołądek podskoczy do gardła i znów opadł. - A potem odwiazą was na peron. Niedługo przyjdzie tu Remus z ojcem, więc lepiej się szybko pakuj, bo potem nie będzie już czasu.
O. Mój. Merlinie. Dobra ogarnij się Rebecca. Pobiegłam na górę i szybko wrzuciłem do kufra nieposkładane ciuchy. Ale zaraz, nie tak szybko, muszę jeszcze zdjąć ten za duży sweter mamy Remusa. Juz przebrana w białą bluzkę z długim rękawem i czyste jeansy zeszłam na dół. Bylam tak zdenerwowana, że zapomniałam o tym jak bardzo byłam głodna.
- Och, i jeszcze jedno Rebecca - zawołał mnie wujek już mniej posępmnie niż poprzednio.
- Hmm? - mruknęłam zaciekawiona i ruszyłam do salonu, gdzie znajdował się mój wujek zbierając pojedyncze prezenty spod choinki.
- Proszę, to dla ciebie, ale lepiej narazie ich nie odpakowuj, bo lada chwila przyjdzie Lupin.
Więc zgarnęłam je wszystkie i ostrożnie zniosłam do kufra, gdzie wszystkie niewiadomo jakim cudem upchałam. Po raz kolejny zeszłam na dol, usiadłam przy stole i czekałam ...
Gdy nareszcie przyszli, tata Remusa, Lyall zaczął tłumaczyć nam co mamy powiedzieć, żeby nie wsypać Remusa, że jest wilkołakiem. Więc według udoskonalone wersji wydarzeń szliśmy poprostu lasem a nie żadnym tunelem, a tylko w przypadku kiedy zapytają mamy mówić, że używaliśmy zaklęcia kameleona, poza tym mama Remusa - Hope nie szła tutaj szukać mojej rodzinki, ani nie tłumaczyła mi jak mam się transportować proszkiem fiuu, bo nie jest czarownicą.
Zrozumiano.
Niedługo po tym zjawiło się 2 panów w czarnych szatach i jedna pani w ciemno granatowej z takim samym bułeczkowatym kokiem jaki ma McGonagall. Wszystko szło zgodnie z planem, no może aż do momentu kiedy powiedzieli, że jak już będziemy w szkole to przyślą jakiegoś reportera żeby zrobił z nami wywiad. Ale do tego czasu raczej będziemy mieć już kolejny plan. Na peron jechaliśmy autami z Ministerstwa, ale nie takimi zwykłymi, nie, nie, te wyprzedzały wszystkie inne samochody, a mugole ich nie widzieli, poza tym jechały ze zwrotną prędkością. Dlatego zanim na dobre zaczęłam się zachwycać rozmazaną plamą za oknem, na miejscu której powinien być miejski krajobraz, już musieliśmy wysiadać. Jeden z czarodziejów, którzy zadawali nam pytania odprowadził nas pod samą barierkę i nawet poniósł za mnie mój kufer. Milutko.
- O Merlinie, już się bałem, że się dowiedzą o mojej likantropii - powiedział przyciszonym tonem kiedy byliśmy jeszcze zbyt daleko od jakiegokolwiek innego ucznia Hogwartu, który mógłby to usłyszeć.
- No ale mamy szczęście! - pocieszyłam go, bo wyglądał dość smętnie, możliwe że powodem jest dzisiejsza pełnia. Bardzo możliwe.
Na peronie nie było tyle osób co zwykle, tylko jakaś 1/3 tego do czego się przyzwyczaiłam. A kiedy brnęliśmy w ten tłum co druga osoba przyglądała się nam z zaciekawieniem, bo (1) było o mnie w 'Proroku Codziennym' ( co wiem, ponieważ dostałam ta gazetę do poczytania od wujka kiedy czekaliśmy na Remusa i jego tatę), (2) prawdopodobnie niektórzy jeszcze pamiętają bal bożonarodzeniowy, albo ja mam urojenia. Niektórzy szepnął i coś wskazując na nas palcami. Ach ta sława.
- No tylko spójrz, przecież to jest ta Rebecca Willson i Lupin! - powiedziała jedna dziewczyna do drugiej stojącej obok, którą okazała się być Dove Widdle (moja znajoma, komentatorka meczy quidditcha). Po machałam do niej ręką i od razu do mnie podeszła.
- O Boże, tak mi przykro ze was to spotkało. Jak się czujecie? - spytała głosem pełnym przejecia
- No jest w porządku, ale martwię się o rodziców i kuzynów - odpowiedziałam szczerze. - Dzięki, że pytasz.
Wchodząc do pociągu Lupin pomógł mi władować mój ważący-tonę-kufer, zajęliśmy pusty przedział, co w wypadku gdy tym ekspresem jadą wszyscy uczniowie jest wręcz niemożliwe.
768 słówek
No już myślałam, że się nie wyrobię z napisaniem tej części. Ale czego się nie robi dla moich fanów XD
Do nastepnego!
CZYTASZ
Ta Nieśmiała || Rebecca W. Remus L. ||
FanfictionNA PODSTAWIE SAGI HARRY POTTER AUTORSTWA J. K. ROWLING. Średniego wzrostu czarodziejka z włosami w kolorze ciemny blond i nieokreślonego koloru oczami. Rebecca Anabeth Willson - tak właśnie się nazywam. Jastem mugolaczką, więc w Hogwarcie nie jest...