Strata

1.1K 78 6
                                    

- Teraz!!! - Krzyknął lis a ja przeciągnełam do siebie jego chakrę. Nie bronił się. Kiedy wyszłam ze swojego umysłu miałam pomarańczowe ubrania z czarnymi znakami. Moje czarne włosy były jasne. Zamiast czarnych miałam pionowe, krwistoczerwone oczy. Przelałam do nich więcej chakry. Podeszłam do lustra wody i ujrzałam Rinnegana.

***

Zapłaciłam za kwiaty i udałam się na cmentarz. Z bukietem białych lilii stanęłam przed dość dużym grobem. Zacisnęłam ręce a w mojej świadomości pojawiła się niechciana myśl. To moja wina. Gdyby nie to, że nie przebudziłam Rinnegana Kawaki nie zabiłby Naruto by zapieczętować we mnie Kurame.

~ To nie twoja wina, dzieciaku. ~ Odpowiedział basowy głos z głębi mnie. ~ Nie mogłaś nic na to poradzić. ~ Usprawiedliwiał moją bezsilność.

Położyłam kwiaty i z pustym wzrokiem patrzyłam na kamienną płytę. Nie byłam jakoś specjalnie związana z Hokage. Jednak tak robrze znałam tego człowieka. Ze wspomnień Kuramy. Znałam go lepiej niż jego dzieci. Widziałam jego dzieciństwo, pojedynki z moim ojcem, odrzucenie przez moją matkę i wszystkich innych, smutek ze straty ojca chrzestnego. Wcześniej miałam spaczony obraz tego co rozpowiadał Boruto.

Szłam przez wioskę równym krokiem. Szłam dopóki nie zobaczyłam Boruto przez witrynę baru. Weszłam do restauracji planując złożyć kondolencje. Kiedy weszłam nie wierzyłam własnym oczom. Była tam większość naszego rocznika. Wszyscy ubrani na czarno w końcu panuje żałoba. Ja także miałam na sobie ciemną sukienkę. Tylko dwie osoby się wyróżniała. Zauważyłam Chocho, Shinkadai'a, Inojina, Namide, Izuno, Mitsukiego, Sumire i Boruto. Tylko ta dwójka na końcu nosiła kolorowe stroje nie zdradzające smutku. Nikt mnie nie zauważył. Stanęłam przysłuchując się rozmowie.

- Boruto, naprawdę nie obchodzi cie, że twój ojciec nie żyję? - Spytał Mitsuki głosem sugerującym, że tak nie powinno być.

- Dlaczego mam żałować tego starego prycha?! - Odpowiedział z kpiną w głosie blondyn. Nikt się nie odezwał ani nie poruszył czekając na dalszy rozwój wypadków. We mnie natomiast Kyuubi wściekał się na ''szczeniaka'' Naruto. - Był nikim, niczego, nie osiągnął i nic nie potrafił. - Zaśmiał się w głos a ja podeszłam do niego. Chwilę później powietrze przeszył dźwięk uderzenia. Uderzyłam Boruto w policzek tak, że uderzył w ścianę za nim. Szybko złapał się za bolący policzek. Sumire próbowała zastawić mi drogę jednak odepchnęłam ją.

- Zastanów się co mówisz Boruto. Jeśli naprawdę tak myślisz to nie masz serca i wcale nie znałeś swojego ojca. Pomysł o swojej matce i Himawari. Co one muszą przeżywać kiedy ty tu świętujesz. - Przemówiłam mu do rozsądku a Kyuubi z pełną aprobatą przestał się odzywać.

- Sarada kiedy wyszłaś ze szpitala? - Spytała młoda latorośl klanu Achimichi czyli Chocho. Nastolatce nie przeszkadzała sytuacja, którą na chwile przerwała. Nie zwracając uwagi na córkę Karui i Choujiego ruszyłam w stronę wyjścia.

- Ja jestem bez serca, tak? A co ty zrobiłaś z Nue?! - Krzyknął kiedy odwróciłam się w kierunku wyjścia. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia krzyku bólu Sumire.

- Ridoku no tensei. - Szepnęłam kiedy moje oczy znalazły się pod włosami. Uaktywniłam Rinnegana i po chwili usłyszałam szczęśliwy głos Sumire.

- Nue! - Krzyknęła rozemocjonowana fioletowooka kiedy znikąd na jej rękach pojawił się stwór. Nie lubiłam jej ale nie byłam dumna z tego co jej zrobiłam. Dopiero teraz wyszłam zostawiając wszystkich w głębokim osłupieniu.

BoruSara : Droga Sarady Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz