[11]

10.2K 490 96
                                    

Harry poprawiał po raz kolejny koszule przeglądając się w lustrze.

- Haz, bardziej idealna nie będzie. - szatyn objął alfę od tyłu.

- A może jednak, cholera. - westchnął i schował ręce za siebie. To dziś miał poznać rodzinę Tomlinsona

- Kochanie uspokój się mama cię pokocha. - zapewniał go brunet.

- Nie wiem, może. - odwrócił się w stronę Louisa i sam go teraz mocno objął, a nos przycisnął do szyi w miejscu, gdzie był najsilniejszy zapach.

- Boże Harry. - zaśmiał się szatyn - Weź parę oddechów, kupisz po drodze kwiaty i mama będzie zachwycona.

- Nie śmiej się ze mnie. - cmoknął miejsce oznaczenia, przez co Tomlinson zadrżał - I tak, kupimy koniecznie.

- Denerwujesz się jakby to było spotkanie conajmniej z prezydentem. - pokręcił głową.

- To można tak przyrównać! To mama mojego omegi. Co ty sobie myślisz? - burknął i odsunął się - Chodź, jedźmy już wilczku.

- Jasne, ja jestem gotowy od blisko godziny. - zachichotał idąc na przedpokój by założyć buty.

Alfa poszedł za nim i ubrał się do końca. Po chwili byli już w samochodzie i pojechali na drugi koniec Londynu.

- Wszyscy powinni być w domu z tego co mówiła mama, a i uważaj na bliźniaczki bo lubią mieszać człowiekowi w głowie, która to która. - tłumaczył omega.

- No tak, dzieci są słodkie, ale to diabły. - skinął i zaparkował przed domem.

- A no i Doris jest dość nieśmiała, więc trzeba z nią delikatnie. - rzucił jeszcze Louis.

- Zapamiętam, to ta najmłodsza, prawda? - zapytał, gdy zapukali w drzwi

- Zgadza się. Nie musimy pukać Haz to mój dom. - chwycił za klamkę i otworzył drzwi.

- Dobra, dobra. - puścił swojego partnera pierwszego, nim sam wszedł.

- Jesteśmy! - krzyknął szatyn zdejmując kurtkę.

Harry spiął się, teraz zostało najgorsze. Nie ma drogi ucieczki.

- Loubear! Jak dobrze cię wiedzieć. - pojawiła się kobieta przytulając szatyna.

- Ciebie też mamo. A to właśnie jest Harry Styles. - spojrzał na swojego alfę.

Brunet spiął się mocniej, gdy spojrzał na matkę swojego chłopaka. Ale szybko to minęło, gdy zauważył jej sympatyczny i ciepły uśmiech.

- Louis dużo o tobie mówił, jestem Jay. - rozłożyła ramiona.

Mężczyzna zdziwił się, ale widząc ponaglający wzrok Louisa podszedł i przytulił niższą kobietę. Od razu ją pokochał, po tym jak była troskliwa i kochana.

- Dziewczynki są? I Erni? - spytał szatyn ściągając buty.

- Tak! - uśmiechnęła się szeroko - Dzieciaki Lou i Harry są! - krzyknęła

Przeszli do salonu, aby bylo więcej miejsca i zaczęło się wielkie witanie. Oczywiście bliźniaczki musiały zrobić swój kawał, ale omega nawet już tego nie skomentował.

Harry mocno zdziwił się, że mała Doris z czerwonymi policzkami do niego podeszła i wyciągnęła rączki w górę. Styles bez zastanowienia wziął dzieczynkę na ręce. Louis z Jay spojrzeli po sobie, ale poszli zrobić coś do picia. Szatyn kochał rodzinny dom i trochę mu go brakowało.

- Lubię cię Hally. - powiedziała dzieczynka - Psytulis mnie? - alfa cicho zagruchał, gdy lekko przytulił małą dzieczynkę, wciąż trzymając ją w ramionach.

Can I stay with you forever? || Ziall&Larry a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz