Zaborczy z niego typ

3.7K 342 156
                                    

Cartier pov.

Stanąłem przed niedużym budynkiem z cegły, znajdującym się pomiędzy innymi, większymi budowlami. Po wejściu do niego od razu poczułem lekko duszący zapach cygar i papierosów. Na wprost mnie był szeroki bar prezentujący wiele rodzajów alkoholi. Po prawej stronie znajdowała się skromna scena, na której aktualnie śpiewała piosenkę jazzową czarnowłosa kobieta, a przed nią ustawione były drewniane stoliki i krzesła. Zaś po lewej stały dwa stoły bilardowe i to właśnie tam skierowałem swoje kroki. Pomimo przyciemnionego światła, doskonale zobaczyłem swojego dzisiejszego kompana, który właśnie kredował końcówkę kija.

— Cześć — przywitałem się, poprawiając krzywo ustawione, według mnie, bile.

— Hej, miałem szczęście, że przyszedłem trochę wcześniej. Jest dzisiaj więcej osób niż zwykle i pewnie byśmy nie zdążyli zagrać — powiedział Nathan, odkładając kredę.

Nie było to nasze pierwsze wyjście, dlatego chłopaka opuściło już początkowe skrępowanie. Od wypadku mamy rodzeństwa Charpentierów, a zwłaszcza odkąd kobieta się wybudziła i jej synowie chcieli przebywać z nią jak najwięcej, spędzaliśmy ze sobą więcej czasu. Głównie wychodząc razem, ponieważ sam nie byłem fanem komunikacji przez media społecznościowe. Nie mogłem także nazwać siebie wielkim wielbicielem aktywnych rozrywek, dostarczających tony adrenaliny, dlatego bardzo dużo rozmawialiśmy. Konwersacja była dla mnie podstawą do wszystkiego, co Nathan zdążył zauważyć i nie oponował, kiedy przez nasze kilkugodzinne spotkania poświęcaliśmy się jedynie tej czynności. Miałem wrażenie, że osoba taka jak on będzie się nudziła, jednak musiałem przyznać, że w tym polu Nathan mile mnie zaskoczył. Czułem, jak angażował się we wszystko, co mówiłem, pogłębiał tematy, cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy. Możliwe, że był tylko dobrym aktorem, ale doceniałem to, że chociaż udaje, choć szczerze wątpiłem w tę opcję. Widziałem w jego oczach żywe zainteresowanie.

— Może zamówimy coś do picia? — zaproponowałem, na co chłopak przystanął.

Nie piłem często alkoholu, ale wydawało mi się, że w takich okolicznościach piwo jak najbardziej pasowało. Postawiłem dwa kufle na stoliczku obok i chwyciłem kij, aby rozpocząć grę.

Nasza rozgrywka, tak jak podejrzewałem, nie trwała długo. Kiedy Nathan wbił już wszystkie swoje bile, włącznie z czarną, mi pozostało ich jeszcze pięć. Nie zdziwił mnie taki obrót sytuacji, zważając na to, że był to trzeci raz w moim dziewiętnastoletnim życiu, kiedy miałem styczność z bilardem. Na twarzy bruneta, kiedy spostrzegł, że ta dyscyplina nie jest moim ulubionym zajęciem, dostrzegłem zakłopotanie, ponieważ to on zaplanował nam cały wieczór.

— Dobrze było sobie odświeżyć pamięć, dawno w to nie grałem. I w sumie niedużo się zmieniło w moich umiejętnościach — powiedziałem, chcąc go pocieszyć. Nie byłem sportowcem, dlatego też trudno było znaleźć we mnie chęć rywalizacji, co się wiązało z tym, że bardziej przejąłem się zostawieniem brudnego kubka w zlewie niż swoją przegraną.

— Coś dzisiaj mi się przytrafiło — oznajmił, drapiąc tył głowy.

— Naprawdę? A mnie się wydaje, że chyba dość często tu przychodzisz — rzekłem, otrzepując ręce z kredy.

— Może ma to pewien wkład — powiedział, cicho się śmiejąc.

Po jeszcze jednej rundce, która zakończyła się moją jeszcze większą przegraną, usiedliśmy i wypiliśmy swoje piwa przy luźnej pogawędce.

— Czyli jednak się przenosisz do szkoły sportowej na nowy rok szkolny? — spytałem, bawiąc się pustym kuflem.

— Tak, przekonałem się do tego po rozmowie z rodzicami. Choć muszę przyznać, że oprócz ekscytacji, czuję też mały strach — oznajmił szczerze. — To miłe, że rodzina cię w tym wspiera.

MłodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz