Nie ma miau?

4.7K 597 135
                                        

-Vincent, mógłbyś się ruszyć!- krzyknął mój brat.

-Przed chwilą skończyłem ćwiczenie, daj mi chwilę przerwy!- odpowiedziałem już mocno poddenerwowany. Te wszystkie treningi oraz wymaganie ode mnie niemożliwego przez Alexisa w znaczny sposób nadszarpnęły moje nerwy. Jednak widząc jego minę, postanowiłem dołączyć do reszty drużyny, która już od paru minut biegała dookoła boiska.

Skupiając się na wyrównaniu oddechu, zrównałem się z Alainem i Mathieu'em. Normalnie ta dwójka zaczęłaby żartować ze mnie i Alexisa, w międzyczasie chcąc mnie pocieszyć, lecz tym razem było inaczej. Dzisiaj mało kto się wygłupiał, wszyscy sumiennie wykonywali polecenia mojego brata. Atmosfera była napięta.

Nie mogłem się powstrzymać od pojedynczych spojrzeń w stronę Victora, biegnącego przede mną. Jego umięśnione plecy, ukryte pod spoconą, pomarańczowo- czarną koszulką. Niestety ten widok został mi zabrany po dwóch kółkach, kiedy to większość osób skończyła biegać, a pozostali dołączyli do nich już po chwili. Jedynie ja zostałem na bieżni.

Moje wyczerpane wysiłkiem fizycznym ciało i psychika od ciągłych komentarzy Alexisa błagało o przerwę. Nie przejmując się konsekwencjami, zszedłem ze swojej dotychczasowej trasy i usiadłem na pobliskiej trawie.

-Możesz mi wytłumaczyć, co ty robisz?- zapytał, podchodzący do mnie Alexis.

-A co, nie widać?- odezwałem się wkurzony.

-Takie odzywki zostaw sobie na lekcję chemii.- Uderzył w mój słaby punkt.

Popatrzyłem na niego z dołu na początku zdezorientowany, by po chwili wstać i popchnąć swojego brata barkiem i mówiąc:

-Pierdol się.

-Mogę wiedzieć, gdzie się wybierasz?- spytał pozornie spokojnym tonem, widząc, że maszeruję w stronę wyjścia z boiska.

-Gdzieś, gdzie nikt nie będzie chciał mnie zabić z przetrenowania.- Kątem oka zauważyłem, że reszta członków naszej drużyny zaczęła się zbierać niedaleko nas.

-Przesadzasz- powiedział znudzonym głosem, wywracając oczami.

-Ja przesadzam?!- zapytałem, wskazując palcem siebie, ponownie odwracając się w jego stronę.- Każdy, kto choć raz widział nasz trening, powie ci, że wykonuję dwa razy więcej ćwiczeń. To chore!- podsumowałem, po czym skierowałem się w stronę budynku szkoły.

-Jeżeli teraz sobie pójdziesz, możesz nie wracać już do drużyny.

Zatrzymałem się, stając plecami do wszystkich. Szantaż?

Zacisnąłem ręce w pięści i napiąłem całe swoje ciało. Czyli wszystko- cały wysiłek, pot i łzy pójdą na marne?

Trudno,

Chwyciłem dłońmi skrawek koszulki, na której widniało moje nazwisko, pociągnąłem ją do góry i rzuciłem na ziemie. Wszyscy obserwowali, jak t-shirt z numerem dwa pada na sztuczną, zieloną trawę.

Nie odwracając się za siebie, ruszyłem do szatni, czując wzrok kolegów z drużyny na sobie.

Gdy wpadłem do naszej przebieralni, nie biorąc prysznicu, założyłem swoją zwykłą koszulkę na nagą klatkę piersiową i zacząłem ubierać resztę odzienia, w międzyczasie pakując byle jak strój sportowy do torby. Emocję we mnie buzowały. Miałem ochotę coś rozwalić, więc aby rozładować się choć trochę, chwyciłem do połowy pustą butelkę z wodą i rzuciłem nią w drzwi, które się po chwili otworzyły, a w nich stanął Cartier.

-Co tu robisz?- spytałem zdziwiony i zły zarazem.

-Czekałem na chłopaków i widziałem tę całą akcję na boisku. O co poszło?- zadał pytanie, podnosząc poturbowaną butelkę.

MłodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz