Szczęście?

5.1K 602 423
                                        

-Pijecie!- krzyknął Mathieu do naszych przeciwników, którzy właśnie pochłaniali ostatni kubeczek wypełniony piwem- Mówiłem, że wygramy- zwrócił się tym razem do mnie, przybijając mi piątkę.

-Taki duet trudno, żeby przegrał.- Uśmiechnąłem się do niego, zaciągając się po raz ostatni blantem, który podał mi ktoś przed chwilą.

-Idziemy tańczyć?- spytał mnie, poprawiając rękawy swojej koszuli w kratę.

-Ja na razie pasuję- podniosłem ręce do góry.- Pójdę na moment do pokoju rodziców Oscara, zostawiłem tam bluzę z telefonem.

-Okej, to jakby co, będę przy barze.- Puścił do mnie oczko i odszedł w przed chwilą wspomnianym kierunku.

Impreza trwała już dobre parę godzin, a ja muszę szczerze przyznać, że się świetnie bawię. Mathieu okazał się znakomitym kompanem, a ludzie, których tutaj spotkałem, może na początku wydawali mi się lekko zadufani w sobie, ale teraz mogę stwierdzić, że są naprawdę zabawni i całkiem życzliwi, jak na spitych nastolatków. Przez ten cały czas Cartier mignął mi kilka razy przed oczami, ale nie nawiązaliśmy rozmowy, ani chociaż kontaktu wzrokowego. Nie zdziwiło mnie to jednak za bardzo. Było tu pełno ludzi, w tym dużo jego znajomych. Każdy z nas był zajęty, a nikt nie powiedział, że musimy być całą imprezę razem. Chociaż byłem mu bardzo wdzięczny, bo to dzięki niemu tu byłem.

Przecisnąłem się przez tłum ludzi w salonie i skierowałem się do długiego korytarza, na którym praktycznie nikogo nie było. Szedłem, mijając wiele drzwi, za którymi nie wiedziałem, jakie znajdują się pomieszczenia. Sam korytarz był w obecnej chwili przyciemniony, co nadawało trochę mrocznego klimatu. Pokój, do którego się kierowałem, znajdował się prawie na samym końcu.

Gdy już tam dotarłem, otworzyłem białe drzwi i wszedłem do środka. Światło od małej lampki było zapalone, dzięki czemu od razu znalazłem swoją zgubę i do niej podszedłem. Moja bluza znajdowała się na drewnianym krześle, przy szafie. Podniosłem ją i wyszukałem w niej mojej komórki, po czym sprawdziłem, czy ktoś nie próbował się ze mną skontaktować.

Zanim jednak udało mi się to zrobić, kierowany instynktem i dziwnym uczuciem obserwowania, obróciłem powoli głowę w lewo i od razu, niemęsko podskoczyłem przestraszony.

Na łóżku siedział Victor i przyglądał mi się lekko nieobecnym wzrokiem. Nie miałem pojęcia, jak mogłem go nie zauważyć, wchodząc tutaj.

-Cześć- powiedziałem cicho, nie wiedząc, co zrobić. Ściskałem telefon zestresowany, czekając na jego ruch.

On jednak nic nie odpowiedział, tylko dalej mi się przypatrywał. Miał roztrzepane włosy i lekko wymiętą koszulkę. Bardziej jednak zaciekawiła mnie jego twarz. Przekrwione i zmęczone oczy, a także obojętna i trochę zamyślona mina.

Już chciałem po prostu wyjść z pokoju, gdy nagle, nic nie mówiąc, chłopak podniósł rękę i dłonią wykonał ruch, każący mi podejść.

Przełknąłem ślinę i schowałem komórkę do kieszeni spodni. Czułem, jak zaczynam się pocić. Nie wiedziałem, o co może chodzić Victorowi. Chce mnie pobić? To jedyne co obecnie przychodziło mi do głowy.

Niepewnie i powoli podszedłem do dalej siedzącego licealisty. Zatrzymałem się metr przed nim, nie chcąc naruszać jego przestrzeni osobistej... Zwłaszcza po tym, co ostatnio zrobiłem.

Victor przekręcił oczami i chwycił mnie mocno za nadgarstek. Przestraszony chciałem mu się wyrwać, ale chłopak miał przewagę w postaci zaskoczenia i siły. W ten sposób po chwili mocno zdziwiony wylądowałem na jego kolanach. Zanim zdążyłem pomyśleć, co zrobić dalej, pocałował mnie. Victor mnie pocałował. Był to mocny i namiętny gest, którego na początku nie odwzajemniałem, przytłoczony emocjami.

MłodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz