Gdy Tobio następnego dnia wszedł przez ogromne drzwi hali sportowej, wszystkie spojrzenia zostały skierowane w jego stronę. Najbardziej jednak pragnął, aby tylko jedno patrzyło na niego. Wszyscy widząc w jakim humorze jest ich kolega, od razu zaprzestali rozpoczęcia rozmowy. Nie od dziś wiadomo, że jeśli Kageyama ma zły humor, lepiej do niego nie podchodzić. Tak też i tym razem się stało. Kiedy miodowłosy kapitan ujrzał wrednie nastawionego Kageyamę, postąpił dokładnie tak samo, jak reszta drużyny. Czarnowłosy jednak przyspieszył kroki i już po chwili był obok speszonego Natsume.
-Kageyama, czy coś się stało?-spokojny głos starszego doprowadzał Tobio do szału. Nie mógł zrozumieć, dlaczego zachowywał się normalnie, po czymś tak okropnym.
-Musimy porozmawiać.-odpowiedział, zaciskając dłonie w pięści.
-W tym wypadku możemy iść do...
-Niech wszyscy przy tym będą.
Ta odpowiedź tak bardzo zaskoczyła drużynę, że wszyscy na raz przestali się ruszać. Przecież nigdy nie wiadomo, co tym razem powie im Kageyama. Już raz mieli taką sytuację, w której tylko jeden z nich rozmawiał z czarnowłosym w cztery oczy, a potem przestał przychodzić na treningi. A przecież było to rok temu. Od tamtej pory nikt nie lubi rozmawiać (przynajmniej na osobności) z Kageyamą. Itami natomiast nie był wcale zaskoczony odpowiedzą młodszego.
-A więc proszę bardzo. O czym chciałeś porozmawiać?
Na chwilę ucichły wszystkie szepty, które w znacznym stopniu pojawiły się przez to, dlaczego Kageyama przyszedł sam, a nie ze swoim chłopakiem. Nawet Nishinoya stał z boku i obserwował całą sytuację. On także nie zamierzał brać udziału w tej "rozmowie", jednak jego umysł także zaprzątała nieobecność Hinaty.
-Wczoraj Hinata trafił do szpitala. Pobili go.-na moment wszystkie oddechy przestały być równe i większość z zebranych zaczęła ostrożnie podchodzić do wciąż wściekłego czarnowłosego-Widział swojego oprawcę.
-I jaki to ma związek ze mną?
-Powiedział, że to ty.
Itami doskonale wiedział, że Kageyama w którymś momencie dowie się całej prawdy i ani trochę nie był tym faktem zaskoczony. Miał nawet zaplanowaną całą akcję, która miała zapewnić mu bezpieczeństwo. Głównym przyrządem miał okazać się niczemu winny Haruka.
-A-ale Kageyama-kun, Itami jest niewinny!-jak na zawołanie, niebieskowłosy siatkarz stanął w obronie miodowłosego. Dokładnie tak, jak spodziewał się Itami.-Przecież Hinacie mogło coś się wydawać i...
-Nie, Aida! Hinata sobie tego nie ubzdurał!
-A-ale... muszą być na to jakieś dowody bo...
-Haruka.-wszystkie spojrzenia zostały skierowane w stronę kapitana, który uśmiechał się, niczym psychiczny człowiek, który niedawno zamordował innego człowieka. Haruce nie spodobał się ten rodzaj uśmiechu.-To prawda. Ja go pobiłem.
-C-co...? Przecież... to niemożliwe...
-A jednak. Dawno powinienem to zrobić. Taki gnój, jak on, nawet nie powinien istnieć.
-Lepiej zważaj na swoje słowa!-rozgniewany do czerwoności Tobio złapał wyższego za kołnierz bluzki sportowej i mierzył go morderczym spojrzeniem.
-Kageyama, proszę, uspokój się!-do tej pory milczący Yuu podbiegł do dwójki mężczyzn, między którymi atmosfera robiła się bardziej napięta i rozdzielił ich.
-Nie pozwolę, aby obrażał Shouyou!
-To nie jest powód do...
-Przecież to prawda! Hinata jest po prostu rudym kretynem, a mój szef dawno puknąłby go na boku! Jest tak samo beznadziejny jak...-nie dokończył, ponieważ Nishinoya bez chwili zawachania uderzył go pięścią w nos, co poskutkowało jego krwawieniem.
-Jeśli kiedykolwiek skrzywdzisz kogoś mi bliskiego, sam się tobą zajmę!
Po tym słowach, które wyleciały z ust najniższego, kapitan w mgnieniu oka uciekł z sali gimnastycznej. Gdy to zrobił, Haruka w dalszym ciągu nie mógł uwierzyć jak okropnie mógł postąpić Natsume. A ból w jego klatce piersiowej z każdą sekundą powiększał się do największych rozmiarów.
***
Niebieskie niebo za oknem szpitalnym było pokryte licznymi, białymi obłokami, które niekiedy przypominały najróżniejsze kształty. Rudowłosy mężczyzna wśród nich zauważył coś na kształt małego kota, stojącego na dwóch łapkach. Z kolei inna chmura przypominała drzewo. Tak jak sądził, tym razem szpital także będzie nudnym miejscem i nie znajdzie tu nic godnego uwagi. Ostatnim razem było podobnie. W tych czterech, białych ścianach czuł się nieswojo. Być może było to spowodowane szokiem po wypadku lub innymi przeżyciami, jednak w głównej mierze chodzi o wypadek.
Jeszcze letnie powietrze wiało delikatnie w jego twarz, dając tym samym odrobinę świeżości, której tak bardzo mu brakowało. Jest tu zamknięty dopiero jeden dzień, a już brakuje mu świata zewnętrznego. Tęskni za swoim małym balkonikiem. Za kwiatami, które na nim są. Za dotykiem świeżej trawy i pięknego krajobrazu miasta nocą. Ale najbardziej doskwierała mu samotność.
Patrząc na kolejny już tego dnia bezkształtny obłok, rudzielec wpadł na dość głupi, jak na niego pomysł. Zawsze o tej porze wszystkie pielęgniarki powinny być w pokoju lekarzy i na siłę próbują wyciągnąć od jakiegoś chirurga numer telefonu. Znaczy to, że na korytarzach nie ma żadnej z nich. Zadziwiające było, skąd takie rzeczy dotarły do niego, jednak teraz nie był na to czas. Łóżko szpitalne zaskrzypiało kiedy próbował wstać, a kula, z którą musiał chodzić przynajmniej do wypisania prawie wyślizgnęła mu się z ręki. Na jego szczęście nie musiał martwić się zrzędnymi kobietami i słuchać kazań na temat tego, jak dalej sobie szkodzi wstając z miejsca.
Korytarz był pusty. Ze względu na panujący upał, wszystkie okna zostały otwarte, co sprawiało miły podmuch letniego wiatru. Bardzo dobrze już go poznał, więc ani trochę nie musiał dłużej zostawać przy znienawidzonej sali. Kuśtykając do przodu, mijał powoli inne sale, gdzie byli umieszczenie inni pacjenci. Ze środka jednej z nich wydobywały się okropne krzyki, które swoją drogą raczej nie przypominały dziecka czy kobiety. Można by rzec, że przestraszonego mężczyzny. Hałasy z sali numer 069 tak bardzo ciekawiły Shouyou, że specjalnie stanął dwa mety za nimi i wsłuchał się w te wrzaski. Nie minęła nawet chwila, a pacjent zza drzwi wybiegł na korytarz, krzycząc przy tym przeraźliwie głośno. Krzyki nie ustępowały, a nawet nasiliły, przez co ich właściciel nie zauważył na swojej drodze Hinaty. W ten sposób obaj wylądowali na podłodze.
-Gdzie jesteś, ty cykorze?-tak dobrze znany dźwięk dotarł do uszu Shouyou i był nawet w stanie podnieść głowę, aby sprawdzić czy to na pewno nie jest sen. Tak, jak myślał. Przed nim stał, nie kto inny jak Kenma Kozume, jego przyjaciel z liceum.
-K-kenma?-zanim farbowany blondyn zwrócił uwagę na Hinatę, wzrok miał utkwity w całkiem innym kierunku. Zignorował jednak to, z kim tu przyszedł i już po chwili pomagał wstać z podłogi brązowookiemu.
-Kopę lat, Shouyou. Dawno się nie widzieliśmy.-blondyn uśmiechnął się lekko, a Hinata śmiało odwzajemnił ten gest.
-Kenma! A co ze mną?!-do tej pory milczący "hałaśliwy pacjent" krzyknął i podszedł do zdezorientowanego Kenmy.
-Mówiłem Ci. Dopóki nie zrobisz zastrzyku, nie będzie nagrody. Idź do gabinetu, Kuroo.
-Ale! Ja! Boję! Się! Igieł!
-Proszę, nie kłóćmy się przy Shouyou.-Kozume podał mniejszemu od siebie kulę do chodzenia i sam usiadł na krześle obok.
-Krewetka?! Zupełnie cię nie poznałem! Czemu leżałeś na podłodze?
Po tym pytaniu czarnowłosy został wysłany do gabinetu, w którym niedawno krzyczał, (z pomocą Kenmy, który musiał zaprowadzić go tam siłą) a Hinata i Kenma w końcu mogli normalnie porozmawiać, jak za dawnych lat. Kiedy Shouyou był szczęśliwy... tak, jak w tym momencie.
CZYTASZ
Looking for happiness // KageHina
Hayran Kurgu23 letni Hinata Shouyou od straty swojej rodziny zmienił się diametralnie. Przestał się uśmiechać, wszystko co robi jest dla niego bez sensu i utracił jakąkolwiek nadzieję na odzyskanie tego szczęścia. W czasach liceum Shouyou był zakochany w swoim...