41.

37 10 1
                                    

KEVIN:

Dzisiaj jest ten dzień, w którym wszystko się okaże.

Dzisiaj jest dzień, w którym mogę wygrać, jak i stracić wszystko.

Dzień, którego się obawiam.

-Nie mogę się doczekać, aż pozabijam tych samych świętych aniołków.- odparła złośliwe Kate, prowadząc mnie do podziemi.- Nie wiem czemu wcześniej nie zrozumiałeś tego, że pasujesz tutaj. Świetnie sobie radzisz.

-Lepiej późno niż wcale, prawda?- uniosłem brew, uśmiechając się do niej. Kate zignorowała mnie, co wydawało mi się dziwne. Odkąd pamietam, to zawsze się kleiła do mnie.

-Nie zgrywaj się.- wepchnęła mnie do środka. Weszła za mną zamykając drzwi.- Nie mam bynajmniej na to humoru. Mogę porozmawiać z Tobą jak...z przyjacielem?

Z każdą kolejną sekundą zastanawiałem się czy ona nie robi tych swoich sztuczek na mnie. Usiadła na stole i wzięła do ręki butelkę z krwią. Podeszłem do niej siadając przed nią na krześle. Kate westchnęła, biorąc łyk.

-Wczoraj się dowiedziałam, że moja siostra przeszła na dobrą stronę. Moja cała rodzina i...oni dali mi wybór... albo rodzina, albo Chad, którego tak samo wykluczyli.- powiedziała, patrząc się w punkt smutna.- I ja...żartuje!- przewróciłem oczami, wstając z krzesła i odchodząc od niej. Kate śmiała się najgłośniej jak potrafiła.- Nie wiedziałam, że zostało jeszcze w Tobie trochę dobrego w sercu.

-A chcesz bym teraz ci wyrwał serce?- skrzyżowałem ręce, przymrużając na nią oczy.- I zamknij się, bo Twój śmiech brzmi jakby cię foka gwałciła.

-Oh no, Kev.- zeszła ze stołu i zbliżyła się do mnie.- Nigdy w życiu bym nie przeszła na dobrą stronę, oni są za sztywni. Szczególnie ta Twoja była Carrie. Gorszej sztywniary w życiu nie widziałam. Kevin nie możesz tamtego. O! Tego też nie możesz.- rzekła naśladując Carrie i nabijając się z niej. Otworzyła sejf za mną i wzięła do rąk żółty kamień.- Chad ci na tyle zaufał, że przekazuje tobie kamień, który wskrzesza.

Ups, zaufał nie tej osobie co trzeba ufać. Kiwnąłem głową, wychodząc z tej ciemnicy.
Na dworze nawet pogoda wyglądała jak śmierć. Deszcz leje niesamowicie mocno, niebo prezentowało się jak normalna noc. Idalna pogoda do walki. Wyciągnąłem telefon, by napisać do Carrie jak idzie, ale zatrzymała mnie jej nieznośna siostra, która dzisiaj wyjątkowo była ładnie ubrana i uczesana. Heh. Nowość u niej.

-Chciałabym już się z nią bić.

-Z nią?

-Carrie.- odparła, przyglądając się kroplą deszczu.- Jest młodsza, więc i słabsza ode mnie. Gdy rzucę na nią czar, to zapewne się nie obroni.

Żebyś się nie zdziwiła, co ona potrafi. Wczoraj ostatni raz z nią ćwiczyłem i nawet ona mi zaimponowała. Raz by mnie nawet zabiła, bo wystraszyłem ją zeskakując z drzewa. Rosalie odeszła ode mnie, w zaskakującym tempie. Spojrzałem na zegarek w telefonie, który wskazywał na 21:45. Za godzinę zacznie się, prawdziwa gra.

"Kochanie, chciałabym cię jeszcze dzisiaj zobaczyć przed walką. Nudzi mi się już nawet oglądam telewizję do góry nogami."

Schowałem telefon, stając już przed drzwiami Carrie i wszedłem jak do siebie. Zobaczyłem na serio leżącą do góry nogami moją dziewczynę, która ogląda horror i je popcorn. Położyłem się jak najciszej na podłodze w takiej samej pozycji jak ona. Uniosłem rękę, by pogładzić ją po włosach, ale ona wyprzedziła mnie, rzucając się na mnie. Zaśmiałem się, odwzajemniając jej przytulenie.

Samotny król Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz