Luna, rano
Uchyliłam powieki. Siedziałam na krześle na korytarzu, z głową opartą o ścianę. Nieśmiało zrobiłam kilka kroków w stronę sali Matteo. W sali siedzieli jego rodzice i babcia. "Dzień dobry" - chciałam powiedzieć, ale wiedziałam, że żaden dzień nie był i nie będzie dobry. Mimo wszystko wypaliłam: -Dzień dobry. - czym tylko wywołałam fałszywe przeświadczenie, że liczę na poprawę stanu Matteo. Na moje słowa mama chłopaka uniosła głowę i posłała mi zmęczony uśmiech. Jego babcia oparła dłoń na moim ramieniu, delikatnie kierując mnie w stronę drzwi. Posłusznie wyszłam z sali. Starsza kobieta usiadła i patrzyła się na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Ehh... A uprzedzałam Cię przecież. Czemuż mnie nie posłuchałaś? - zapytała smutno. - A wszystko mogło potoczyć się lepiej...
- Ja...
- A właśnie! - staruszka poderwała się z krzesła. - Jak byłaś u nas na obiad to zapomniałam Ci czegoś dać. - kobieta sięgnęła do kieszeni.
Podała mi pogięte zdjęcie.
- Skąd to pani ma?
- Matteo nosił to zdjęcie w kieszeni jeansów. Wypadło mu któregoś dnia, gdy u nas był.
Inside a pocket of your ripped jeans...
Z sali wybiegł ojciec Matteo.
- Obudził się, obudził! - krzyczał.
Chciałam pobiec do chłopaka, ale lekarze zamknęli za sobą drzwi. Chwilę patrzyłam przez szybę, ale wraz z momentem, w którym zasłaniająca mnie pielęgniarka odwróciła się, ja przemknęłam za ścianę.
***
Kilka godzin spędziłam, siedząc na podłodze przed salą. Jakieś pół godziny temu pani psycholog weszła do Matteo. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Z sali wyszła wysoka blondynka z plakietką psychologa. Odczekałam chwilę i podbiegłam do niej.
- Proszę pani? - zaczęłam. - Mogłabym wejść do Matteo?
- A jak uważasz? - ach te psychologiczne zagrania. - Jesteś osobą która mu pomoże, czy raczej taką, która tylko pogorszy jego sytuacje?
Schyliłam głowę, unikając odpowiedzi. Przez całą swoją wypowiedź lekarka nawet na mnie nie spojrzała. Kobieta podeszła do okna i skrzyżowała ręce, wciąż nie rzucając mi nawet krótkiego spojrzenia.
- No więc? - wiedziałam, że psycholog już znała odpowiedź. Po co to ciągnęła? Była po prostu kolejną osobą, która chciała mi uświadomić jaką jestem suką.
- Muszę iść do toalety. - szepnęłam, czując potrzebę zwymiotowania. Życie z kimś takim jak ja nie jest łatwe.
***
Opuściłam szpitalną toaletę i skierowałam się do miejsca, gdzie została lekarka. Po cichu liczyłam, że odeszła, ale gdy dotarłam na miejsce okazało się, że stoi w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Blondynka gestem wskazała abym do niej podeszła. Odwróciła się w moją stronę, w końcu racząc mnie swoim spojrzeniem. W jej oczach nie było ani trochę współczucia. W jej oczach było potępienie.
- Popatrz. - dłonią wskazała na roztaczający się za oknem widok. - To jest kraina w momencie gdy ludzie się ze sobą poznają. Wszystkie negatywne zdarzenia i niewypowiedziane słowa to jedna cegiełka muru. Im ich więcej tym relacje gorsze. Mur łatwiej zbudować niż rozbudować, prawda? Z czasem mur staje się nie do ominięcia, obrasta roślinnością. Wtapia się w tło, udając, że wszystko jest w porządku. Wtedy już nic nie da się zrobić. Można jedynie pogodzić się z tym co już się stało lub zerwać kontakt, a z czasem może zacząć od nowa. Rozumiesz? Między tobą a Matteo mur powstał już dawno. Każde pozytywne wydarzenie wcale go pomniejszało. Było jednie roślinką, maskującą jego obecność. Teraz nigdy nie będzie jak dawniej. Możesz jednak spróbować. Lata pracy nad sobą i może coś osiągniesz, ale tak ogromnego muru jaki się zrodził, nie rozbierzesz sama.
- Co z Matteo? - zapytałam po chwili milczenia.
- Jak co? Pójdzie do szpitala psychiatrycznego. Jego stan fizyczny jest już w porządku, co przy jego obrażeniach jest niemal niemożliwe... - zaczęła odchodzić w stronę wyjścia z oddziału. - W zależności od oceny terapeutów spędzi w ośrodku od 2 do 6 miesięcy. - powiedziała i wyszła z oddziału. Zostawiła mnie samą z jej gównianą historyjką o murze.***
Okej. To ostatni rozdział. Jeszcze tylko epilog i kończymy 😉 Raczej nie będę chciała psuć nastroju epilogu więc słowa podziękowania zapisze w osobnej części, którą dodam po epilogu.
Gabi
CZYTASZ
La amistad es fuerte, pero el amor perdura mas - Lutteo [zakończone]
FanfictionLa amistad es fuerte, pero el amor perdura mas. - Przyjaźń jest silna, lecz miłość wytrwa więcej. Gdzie jesteś? Jestem tam gdzie miłość doprowadza do granicy. Gdzie jesteś? Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Gdzie jesteś? Tam, gdzie Ona. Rozpoczęta: 5...