Zamknięci w dużej klatce, chodzą w kółko bez celu i nieefektownie kombinują jak się z tej klatki wydostać. Są słabi, wycieńczeni i z "bagażem" na plecach. Tak można by było opisać sytuację Dawida i Mike'a, którzy po kontrowersyjnej rozmowie o życiu najprawdopodobniej Rosjanina, postanowili kontynuować jego walkę z życiem i iść z nim pod pachą. Należało to do kategorii pracy niewolniczej, w krytycznych warunkach i w jeszcze gorszym klimacie, bo ciężar strażnika z mieszanką zmęczenia, spragnienia i głodu perfekcyjnie się wpasowywał z tą kategorią. Mike, po 25 minutach targania Dimitriego po korytarzach placówki, był cały spocony i czerwony jak burak. Jego przygody związane z łamaniem prawa perfekcyjnie pokazywały, że mogło być gorzej, ale tak czy siak nikt nie chciałby być w jego skórze, zwłaszcza, że jego poglądy o życiu tego starca nie były tak kolorowe i pacyfistyczne jak poglądy jego polskiego towarzysza, złożył jednak układ z Dawidem i wyjątkowo nie zamierzał go łamać. Nie tym razem. Ale nawet gdy go nie zamierzał niszczyć, to im dłużej miał na swoich kościach i mięśniach Dimitriego, tym bardziej miał tego wszystkiego dość i najchętniej sam by teraz padł plackiem na ziemie, z nadzieją, że już nigdy nie będzie musiał wstawać... W pewnym momencie, dotarło to do tak ciężkiego momentu, że Mike oparł nieprzytomnego strażnika o ściane, i sam sobie z niej zrobił oparcie.
-Mam dość, ile kurwa będę go targał pod pachą? Co to, maraton? Sam sobie go teraz bierz, daj mi tą apteczkę i karabin i sam zobacz, jak fajnie jest go nosić...- Powiedział, łapiąc głębokie oddechy i przecierając swoje mokre czoło rękawem, na którego spojrzał- Magazyn potu, inaczej tego nie nazwę.
Dawid spojrzał raz na opartego mężczyznę, a raz na przyklejonego do ściany przyjaciela. Przekręcił głowę z niedowierzaniem, i wystawił ręce z przedmiotami.
-Bierz- Powiedział pewnie, stanowczo i od razu. Mike zmienił wzrok na niego.
-Już? Myślałem, że choć troche poodpoczywamy...
-Nie ma żadnego odpoczynku, bierzesz to, ja biorę jego i idziemy, chodzimy tu bardzo długo i nie mamy żadnego rozwiązania, ale na dupie nie będe siedział bo się zmęczyłeś, wielkie halo, na tych twoich pseudo-akcjach też narzekałeś?
Mike zacisnął zęby z lekko naruszonymi nerwami. Nie spodobało mu się to, co powiedział Dawid, ale w jakimś stopniu miał w tym momencie rację, nie powinni bawić się w lenia tylko skupić się na ucieczce.
-Nie, po prostu nie spałem a ta kurewska placówka uniemożliwia mi spokojny sen, więc zamknij mordę bo to na razie ja tu odwalam najwięcej- Chłopak oderwał się od bladej ściany, złapał za apteczkę i karabin, a Dawid z chwilowym, morderczym wzrokiem skierowanym na oczy Mike'a, wziął strażnika pod pachę. Ciężar, wraz z kamizelką kuloodporną dał swoje negatywne znaki, ale bardziej zabolało Dawida to, co mówił Mike... On odwala najwięcej? Prawie zginął z rąk szalonego doktora i opętanego Marcusa i to on sobie przydziela największe zasługi? To dla Dawida nie miało miejsca akceptacji i tolerancji, ale nie mógł teraz protestować... Nie w tak krytycznym momencie.
"Jeszcze niedawno mi dziękowałeś za uratowanie życia, śmieciu..." Pomyślał, i ruszył w stronę drzwi powolnym krokiem.~Tymczasem~
Desperacja Dominika w celu odkrycia tajemnicy na temat przydzielenia Draco jako przywódcę placówki narastała. Od długiego czasu znajdował się w szarym punkcie wraz z innymi, a w tym momencie, w tym czasie i w tym miejscu mógł wiedzieć więcej, niż 99,9% wszystkich pracowników SCP, nie zaliczając Administracji O5 i samego Draco. Był w stanie odmienić losy wielu ludzi, odmienić losy całej placówki i stać się prawdziwym bohaterem, wszystko to dzięki jednemu papierkowi, na którym zapisano jak dostać się do tajnego biura dyktatopodobnego... Czegoś. Nie stwierdzono dokładnie kim, lub czym jest Draco. Mógł być czymś na wzorze fundatora, albo po prostu człowiekiem chorym psychicznie, zakochanym w widoku sterty trupów i rozlewu krwi, a może... Po prostu testem? Eksperymentem Administracji O5, oznaczającym coś bardziej szokującego niż kiedykolwiek? To właśnie tego dnia, ta tajemnica, jak i sens przydzielenia Draco do rządu miała zostać odkryta.Trójka towarzyszy dotarła do wspomnianego na dokumencie sektoru B. Potwierdzeniem tego, były czarne, przerażająco duże, porysowane drzwi oraz ogromna, metalowa tabliczka nad drzwiami "SEKTOR B". Obok kolosalnych drzwi, był małych rozmiarów panel na kartę, a na suficie była czerwona lampka, taka, jak w alarmach. Victoria była w stanie wydusić jedynie z siebie "Wow...". Dominik, podekscytowany jak małe dziecko na wymarzoną zabawkę, rozejrzał się niesamowicie szybko w okół pomieszczenia.
-To tu! To właśnie tu!- Dominik uśmiechnął się szeroko, John przez chwilę myślał, że Dominik ma coś nie tak z głową.
-To... Jak my mamy odnaleźć tu ten "ukryty generator"?- Zapytał chłopak, obniżając lekko karabin. Lekko, ponieważ zawsze z tyłu mógł się czaić wróg-niespodzianka, a tego nikt by nie chciał. Dominik spojrzał na niego, już z mniej entuzjastyczną miną i chrząkając, powiedział:
-Tego to ja nie wiem, ale być może zrobili to jak te stare ukrycia, wiecie, trzeba było znaleźć odpowiednią cegłę... Sprawdźmy to!- I już po chwili, młody, podekscytowany naukowiec wrócił do swojej charyzmy. John i Victoria bez słów przystąpili do szukania znaku na ścianie, przez cały czas mieli w głowie myśli na temat ich przyjaciół. Oni ich wciąż nie znaleźli, na razie są bardziej na przykładzie naiwnych podwładnych a niżeli ludzi dochodzących do jakiejś umowy. Nie wiadomo czy żyją, czy cierpią, jak się czują i jakie karty rzucił im los... A co jeżeli nie żyją? Może się teraz wykrwawiają...? Dla nich obojga, te myśli były jak cios zatrutym sztyletem w plecy...Tak czy siak, ani John, ani Victoria nie znaleźli znaków na ścianie, bo zrobił to przed nimi Dominik. Trafiając ręką we właściwe miejsce, udało mu się otworzyć tajne drzwi, a jego i tak ogromne podekscytowanie, urosło jeszcze bardziej, wyglądał, jakby zaraz miała mu piana z pyska polecieć, jeżeli nie znajdzie teraz tego biura. To zaczęło być po prostu chore, bardziej chore niż to miejsce...
-Boże, to tu! To właśnie tu! Chodźcie tutaj, szybko! Szybko!
-Chryste, uspokój się!- Odezwał się zirytowany John. Miał już dość tej entuzjastycznej paplaniny Dominika o tym, jakie znaleziska w tym momencie ma przed sobą. Czy jemu zależy tylko na tytule bohatera, czy też na ludzkości? Nawet nie wie, czy ten cały tytuł otrzyma...Przed Dominikiem, Johnem i Victorią znajdowało się bardzo wąskie, ciemne miejsce, a przed nim niedziałający, lekko pordzewiały, ciemnozielony generator. Na jego obudowie był panel kodu, a na małym ekranie były cztery, czerwone kreski z odstępem. Łatwo było się domyśleć, że te kreski to miejsca na liczby. Sam panel był zwyczajny, nie wyróżniał się czymś wyjątkowym, ot panel z liczbami 0-9. Dominik przecisnął się ostrożnie, kucając nad panelem.
-Cholera, nie znamy kodu... Trzeba było poszukać coś jeszcze, ale cóż, najpierw strzelę...- Powiedział, nagle uspokojony i opanowany. Nikt z dwójki przyjaciół nie potrafiło wytłumaczyć, jak tak nagle Dominik przeskakiwał z porywczości na spokojny stan...
-Na pewno?- Odezwał się nepewnie John. Czuł, że coś w tym jest nie tak...
-... Na pewno- Dominik bez wahania wpisał "4 1 9 4", a panel tak jakby zapiszczał. Przez chwilę było cicho, choć serce Johna i Victorii przyspieszyło, jednak sytuacja się pogorszyła, kiedy Dominik się do nich odwrócił, wstał, a ściany zaczęły się... Wężyć.
-O KURWA, DOMINIK!- John nagle spanikował, a Dominik próbując się wydostać, potknął sie o swoje nogi i upadł. Victoria pisnęła przerażona, a John wyciągnął do niego ręke. Naukowiec jej jednak nie przyjął...
-CO TY ROBISZ?!- Powiedział głośno i donośnie John.
-Na mnie już pora, ale wy macie szanse uratować to miejsce, weź to i znajdź kod, w ten sposób może uciekniecie...- Dominik powiedział to niesamowicie szybko, potem, wyciągnął Kartę Dostępu Poziomu 4, rzucił ją Johnowi, a po chwili jedyne co zrobił, to wrzasnął z bólu, bo jego kości nie wytrzymały ścisku, pękły, część uszkodziła narządy wewnętrzne Dominika a ściany go po prostu zmiażdzyły... Victoria spanikowała, zaczęła nieustannie płakać, trzymać się mocno za włosy, chodzić nerwowo, szybko i bez celu i czasami walić się głową w ściane. John, nie wierząc, że stało się to naprawdę, schował kartę do kieszeni i podszedł do Victorii aby ja uspokoić. Ta jednak, jedyne co zrobiła to go uderzyła mocno z plaskacza w policzek i wrzasnęła:
-ZOSTAW MNIE!- Po czym zaczęła biec w stronę wyjścia z Sektora B. John się nawet nie zastanawiał nad bólem, działał na granicy zimnej krwi, wiedział, że teraz tylko w nim nadzieja moralna, krzyczał za nią "Victoria, stój!", i kiedy myślano, że gorzej być nie może...... Victoria przy drzwiach wpadła na jakiegoś naukowca, a za nim 8 dobrze uzbrojonych strażników. Ta, padła na ziemie, i trzesąc się, patrzyła na uśmiechającego się do niej naukowca. John się momentalnie zatrzymał i wycelował karabin w naukowca, ten jednak, pstryknął palcem, a jeden ze strażników postrzelił Johna prosto w brzuch, a ten, nie wytrzymując bólu, padł na ziemie, trzymając ledwo karabin...
CZYTASZ
SCP: Upadek
Fanfiction3 Marca, rok 2017: "[...] -Tą placówkę szlag trafił! Przynajmniej wiemy, kto jest za to odpowiedzialny... -Spokojnie. Wiem, jak to naprawić. Daj mi tylko 5 minut." Rozdziały I-V Mogą zostać poddane reaktywacji, w celu poprawy jakości.