Dimitry siedział bezczynnie na starym, zniszczonym krześle obrotowym, powoli i uważnie przyglądając się swoim starym par oczu, jak ta dziwaczna i tajemnicza rozmowa przebiegła. Trzymał on łokcie na stole, a w czytanie treści włożył ogromne skupienie, jakby czytał niesamowicie porywającą, wybitną książkę. zastanawiał się poważnie gdzie może znaleźć Roberta Bumaro- Wybitnego, aczkolwiek pokręconego lidera kościołu zepsutego boga, który jak już udało się określić, od miesiąca odpowiedzialny jest za szereg masowych, przykrych wydarzeń związanych z uszkodzeniami zabezpieczeń obiektów SCP, mordowania agentów poprzez zatrucie śmiertelną trucizną, czy hackowanie komputerów przechowujących bardzo ważne informacje odnaszące się do raportów bytów, danych na temat wysoko postawionych, wpływowych i ważnych naukowców fundacji, czy innych plikach, niezbędnych do prawidłowej pracy i wypełniania swoich obowiązków, a takich na codzień była masa i potrafiły wysysać całą i tak już niezbyt istniejącą radość z życia. Tutaj nawet najmniej ważny żołnierz pilnujący byle jakiego, prostego jak drut SCP ma pewne problemy z obowiązkami w ciągu dnia, i musi dbać o ich wypełnienie, czasami przepłacając tym zmęczeniem czy załamaniem. Najgorzej zawsze mieli naukowcy poziomu 4 i 5, to oni zazwyczaj gadali do białego, porcelanowego kubka wypełnionego czarną, pobudzającą cieczą zwaną dziś jako kawą że to ich "Nowy przyjaciel", i na długie dni, tygodnie, miesiące a nawet lata te słowa nie były takie puste, bo rzeczywiście tak się działo, a wizerunek ważnych pracowników przedstawiany był zazwyczaj właśnie z kawą. Dimitry się od nich różnił. Te stare czasy, kiedy był jeszcze u boku Jasona Millera i dumnie z szerokim uśmiechem na twarzy przedstawiał się jako "Asystent dowódcy oddziału "Ará Orún" Zwanym też bardziej profesjonalnie MTF Omega-0... Tak, to były piękne czasy. Mimo dużo papierkowej roboty, dobierania odpowiednich słów w stronę ważniejszych osobistości, a takich na drodzę Jasona i Dimitriego było wiele, przeliczanie statystyk czy sprawdzanie arsenału... On jakoś do tego wszystkiego kawy nie potrzebował. Było tego wiele, dzień za dniem, czasami musiał nadrabiać te obowiązki nocami, a jednak żadna kawa do trzymania się na nogach nie była mu potrzebna... Czyżby był inny? Dziwny? A może nie miał tego tak wiele jak ONI? To teraz bez totalnego znaczenia. Wystarczyła jedna decyzja, jedno zdanie: "Wprowadzamy do placówki Draco" i wszystko się zmieniło. Degradacja z wysokiego stanowiska, sztuczne obietnice o nadchodzącym przywróceniu na stanowisko, i z czasem także ignorancja od strony dosłownie każdego. I O5, i Jasona i Draco. Nikt już nic nie obiecywał, nic nie stawiał, nawet nie stwierdził, że sobie z niego robiono żarty, bo przecież "starsi ludzie są tacy naiwni!", plując mu bezpośrednio twarz i podkreślając, jakim frajerem jest dla fundacji. Nic. Wtedy brak kawy był zdecydowanie uzasadniony... Bo tylko stał, chodził, patrolował i zdawał raport, pisząc go. Nie robił tego, czego chciał, nawet takowej degradacji nie uzasadnili... Skończył z niczym.
Te nagłe, bolesne myśli dopadły Rosjanina, gdy ten wkleił się w monitor, czytając i analizując rozmowę oraz rozkaz jakby go początkowo totalnie nie zrozumiał. Prawda była inna, rozumiał wszystko, tym bardziej rozkaz o zlikwidowanie Roberta Bumaro, ale coś tu mu nie pasowało. Gdzieś w czasie tej tajemniczej rozmowy coś poszło nie tak, a Dimitry robił dobrą minę do złej gry, pakując się w kolejne, niezbyt ciekawe kłopoty z bardzo złymi konsekwencjami. Czemu ten rozkaz brzmi tak niejasno? Czego tutaj nie rozumieć...? Chyba wszystko zadziało się w zbyt szybkim tempie, a odbieranie informacji zaczęło stawać się czymś męczącym. Przeklęci sekciarze... Gdyby nie oni, nigdy by do tego nie doszło! Ale oczywiście, ktoś w końcu musiał ruszyć swoim pionkiem, a jeżeli nie zrobiłaby to brutalna i widząca zysk rebelia chaosu, to zjednoczona, w teorii, bogobojna sekta zwana "kościołem zepsutego boga". Realizm prędzej czy później uderza, nieważne, jak kolorowo i miło idzie się przez swoją życiową drogę. Tego się nie da uniknąć. Tego nie unikają nawet najwybitniejsi. Po ponownym przeczytaniu świeżej treści, Dimitry powoli wstał z krzesła obrotowego, i gotowy wykonać swoje pierwsze zadanie zlecone przez rzekomego "Administratora", udał się do drzwi wyjściowych, klikając czerwony guzik otwierający przejście. Tak też się stało, a Dawid, uradowany że w tej przerażającej samotności nie musi już tu niepewnie stać i pilnować wejścia niczym profesjonalny ochroniarz, odwrócił się do starca i bezemocjonalnym, aczkolwiek z lekko wyczuwalnym, entuzjastycznym tonem dziękował mu za powrót z tego dziwnego miejsca:
-Dobrze, że wróciłeś, stanie tak tu powoli przyprawiało mnie o uczucie, że wyskoczy tu jakieś SCP i mnie zarżnie, albo te przygłupy coś mi zrobią... Co teraz?- Zapytał, chcąc jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Tak jak nie podobał mu się pomysł pogadania z tą całą Administracją O5, tak dalej miał do tego niechęć. Dawid jak to Dawid, był jedynie nowym członkiem personelu klasy D, wiedział o tej fundacji tyle samo, co typowy francuz jak się gada po polsku- Nic. Był totalnie zagubiony w tym klimacie jak i towarzystwie, nie miał zielonego pojęcia o terenach tej fundacji, a pojęcie "Administracja O5", choć dla niego ta nazwa brzmiała totalnie nieznajomo, to pozostawiała niepokojące myśli. Właśnie stąd ta niechęć. Sam polak nie wiedział nawet, że osoba Administratora wspomniała o nim w tej rozmowie, niezbyt miło do niego nawiązując. Dimitry to pozostawił bez milczenia, nie robił krzywdy Dawidowi, zamierzał dalej z nim współpracować choć miał przeczucie, że prędzej czy później będzie musiał pozbyć się swojego młodego kompana. Oby tylko liczyć, że administrator pominie już temat Dawida. Odpowiadając na niego proste pytanie, złapał za broń aby przygotować się już do kolejnej, oby ostatecznej bitwy z liderem tej całej chorej sekty.
-Musimy zlikwidować Roberta Bumaro, ten kolega z notatki. Problematyczny człowiek, potem to zgłaszamy iii... Pewnie będziemy w domu- Odpowiedział, choć tak naprawdę nie wiedział, czego ma spodziewać się dalej. Mógł dostać jeszcze jedno, kilka, albo nawet masę, później bezsensownych zadań aby pobawić się z Dimitrym jak z małym pieskiem który sobię chwilę poszczeka, po czym potulnie ruszy za swoim panem jakim była prominenta administratora. Musiał coś jednak zmyślić, aby przypadkiem nie było niepotrzebnych kontrowersji związanych z lataniem w różne miejsca i wykonywaniu służalczych zadań. Warto kogoś trzymać w napięciu, tak jak Jason trzymał w napięciu Dimitriego, choćby dla dobra polaka. Chłopak, lekko mamrocząc, wyrażając przy tym niezadowolenie, zgodził się jednak i czym prędzej ruszył za Dimitry'm, który bezzwłocznie starał się znaleźć swój cel. Zapowiadała się naprawdę interesująca strzelanina.
CZYTASZ
SCP: Upadek
Fanfiction3 Marca, rok 2017: "[...] -Tą placówkę szlag trafił! Przynajmniej wiemy, kto jest za to odpowiedzialny... -Spokojnie. Wiem, jak to naprawić. Daj mi tylko 5 minut." Rozdziały I-V Mogą zostać poddane reaktywacji, w celu poprawy jakości.